[ Pobierz całość w formacie PDF ]

samolotu. Pochylił się nad każdym dzieckiem z osobna i
sprawdził ich pasy bezpieczeństwa. Był to naturalny gest, ale
kiedy podszedł do niej i uczynił to samo, Maggi była
zaskoczona. Niechcący, a może z rozmysłem, sprawdzając pas,
dotknął jej piersi. Zesztywniała i odetchnęła ponownie dopiero,
wtedy gdy usiadł na fotelu kierowcy i zapiął własną klamrę u
pasa.
Maggi wiedziała, że stoi przed nią wielki, trudny dylemat.
Myśl o tym nawiedzała ją każdego ranka przez minione dwa
tygodnie. Aóżko było skotłowane od niespokojnego snu, ciało
zroszone potem. Bolały ją mięśnie. Powód, dla którego
młodociane dziewice pozostają nadal nietknięte, bierze się stąd,
że one nie wiedzą, co tracą... Ale Maggi, po przeżyciu błogiego
małżeńskiego miesiąca, uznała swoje doświadczenia za tak
cudowne, że nie chciała na tym skończyć. Tylko świadomość,
że naprawdę nie znosi Irlandczyka powstrzymywała ją od... No
właśnie, niech każdy nazwie to, jak chce.
Spróbuję odkryć jego słabe punkty, jeśli je posiada,
pomyślała, i odezwała się do Johna:
- Musisz mieć duże doświadczenie w kierowaniu takim
szerokim pojazdem jak ten.
- A pewnie - powiedział lekceważąco i z lubością przesunął
ręką po desce rozdzielczej. - Prowadzę tę bestię już ponad
dwieście kilometrów.
Nie był to oszałamiający przebieg, zwłaszcza jak na
amerykańskie odległości. Maggi zapytała więc z wahaniem:
- Prowadziłeś wobec tego wcześniej inne podobne wozy?
RS
36
- Nie, zawsze lubiłem małe samochody, sportowe, gdy
mogłem sobie na nie pozwolić. Ale nie bój się, poradzę sobie z
tą ślicznotką, ma tylko dziesięć metrów długości.
Maggi rzuciła okiem przez okno, patrząc jak John lawirował
wśród zabudowań farmy. Wóz poruszał się gładko, wykonując
stosowne zakręty. Kierowca był wyraznie zadowolony z siebie.
W pewnej chwili, gdy znalezli się już na otwartej drodze,
zatrzymał samochód. Jedno z dzieci poruszyło się i
niedwuznacznie wyraziło swój protest.
- Czy opium nie działa? - zapytała z przekąsem. Zmusiła się,
żeby spojrzeć mu w twarz. Nie można
prowadzić rozmowy, pokazując partnerowi plecy. To była
jedna z licznych zasad dobrego wychowania, wyniesionych
przez Maggi z domu. Jej matka wywodziła się z długiej linii
Jankesów, zamieszkałych w Nowej Anglii, i wniosła do swego
małżeństwa egzemplarz ,,Mrs Goddey's Ladies Book" z roku
1886. Książka zawierała wszystko, co tylko można było
powiedzieć o dobrych manierach.
Matka spędziła z córką nad tym foliałem nieskończenie dużo
godzin, ucząc Maggi, jaka jest, na przykład, różnica między
absolutną prawdą a wygodniejszymi w życiu półprawdami.
- Jak więc dostaniemy się tam? - zapytał John.
- Gdzie się dostaniemy?
- Czy chcesz powiedzieć, że ci nie mówiłem?
- Panie Dailey - warknęła - wbrew temu, że ja tu jestem
pracodawcą, ty od samego rana wydajesz tylko rozkazy. Nie
zniosę tego dłużej. Dowiedz się, że ani razu nie wspomniałeś
nawet, dokąd chcesz jechać.
- Przyjmuję tę uwagę z pokorą - powiedział John półszeptem i
uśmiechnął się po swojemu. - Czy poczujesz się lepiej, jeśli dasz
mi po gębie?
Dziwne to, ale w tej chwili Maggi znalazła odpowiedz na inną
jeszcze wątpliwość. Nosiła ją gdzieś w głębi swej
podświadomości. Przecież on nie jest ani trochę brzydki!-
RS
37
pomyślała. Te bruzdy na policzkach, gdyby tylko były nieco
krótsze, można by nazwać sympatycznymi dołeczkami. Nie jest
może zabójczo przystojny, ale z całą pewnością jest godny
zaufania. Co mama zawsze mówiła w takim wypadku? %7łe
dziewczyna musi być czysta i ładna, a chłopak powinien mieć
tylko dobry fach.
- No więc? - zapytał John.
- N- nie - wyjąkała. - Dlaczego miałabym chcieć...? Nie, nie
poczułabym się lepiej. Dokąd chcesz zatem jechać?
- Chcę zobaczyć wasze statki rybackie - odparł.
- Słuchałem o flotylli z New Bedford przez długie lata. Czy
jest naprawdę największa w waszym kraju?
- Chyba nie taka, jak sobie wyobrażasz. Nie ma tu na pewno
największej liczby statków i kutrów, ale ich połowy przynoszą
najwięcej pieniędzy spośród wszystkich portów w kraju. Nie
masz jednak chyba zamiaru iść na nabrzeża, łazić między
statkami, czy coś w tym rodzaju? Ja w każdym razie nie robiłam
tego od lat.
- Głębokie westchnienie towarzyszyło tym słowom. Tam, w
porcie, prześladowało ją zbyt wiele wspomnień.
John popatrzył na nią pytająco.
- Będę zadowolony, jeśli tylko rzucę okiem. To zwykła
ciekawość. Nie mam zamiaru zagłębiać się w te sprawy.
Przypuszczam, że ty wiesz wszystko na ten temat.
- Kiedyś wiedziałam. Ale potem... No wiesz, dzisiaj nie
potrafiłabym... [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates