[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Sophie puściła te słowa mimo uszu. Pózniej się nad nimi zastanowi. Nagle myślała tylko
o kształcie jego ust i o tym, jak często kąciki jego warg układają się do uśmiechu.
Z początku uważała Leviego za ponuraka, a najwyrazniej on po prostu borykał się z licz-
nymi kłopotami. Ale teraz skupił się na niej. Czuła na sobie jego badawczy wzrok, kiedy lekko
przechylił głowę, a na zmysłowych ustach zaigrał mu szelmowski uśmieszek.
Najwyższy czas wrócić do poprzedniego nastroju, pomyślała, czując przypływ paniki.
- Co cię tak zmęczyło? - spytała. Uśmieszek znikł z jego twarzy.
- Dwa lata temu ktoś umarł. Ta śmierć w jakimś stopniu zmieniła sposób, w jaki patrzy-
łem na swoje dokonania. Od tamtej pory chodziłem jak w kieracie. Ale nie będę cię zanudzał.
Nuda może być bezpieczniejsza, pomyślała Sophie, lecz milczała. Nie potrafiła zdusić w
sobie narastającej fascynacji tym mężczyzną. Levi podpłynął bliżej. Jego oczy zdawały się
ciemniejsze, wargi miał rozchylone, jak gdyby chciał coś wyszeptać albo...
R
L
T
- Przyznam, że dawno nie czułem się tak pełen wigoru - powiedział.
Sophie poczuła, że pokrywa się gęsią skórką. Chciała się odsunąć, lecz jej ramiona i nogi
stały się nagle tak ciężkie, że nie mogła nimi ruszyć. Dzwięki dochodziły do niej z daleka, tem-
peratura wody się podniosła.
- Może to ma coś wspólnego z faktem, że wczoraj omal nie zginęliśmy? - ciągnął.
- Może - odparła nieswoim głosem.
Levi zanurzył się aż po sam nos. Palmy rzucały cień na jego twarz.
- Jak to dobrze, że wciąż żyjemy.
Nadął policzki, dmuchnął na liść, który popłynął w jej stronę i trącił ją w policzek.
Zwykły liść, a Sophie serce zaczęło walić jak młotem. Ich oczy spotkały się. Poczuła się,
jakby Levi owiał ją oddechem. Absurd. Przecież jest zanurzona w wodzie. Tylko że woda
sprawiała wrażenie naładowanej cząsteczkami pożądania.
Sophie zwilżyła usta, by coś powiedzieć, lecz zanim znalazła właściwe słowa, Levi pod-
płynął bliżej, tak blisko, że zderzyli się nosami. Dwa liście na pustym stawie.
Levi cały czas hipnotyzował ją wzrokiem. Trwała nieporuszona, wpatrzona w jego oczy,
w niebieskie tęczówki i długie czarne rzęsy.
Wiedziała, że zaraz ją pocałuje. Powinna się cofnąć, lecz przyciągała ją do niego jakaś
magnetyczna siła, nad którą nie potrafiła zapanować.
Kiedy jego wargi w końcu delikatnie musnęły jej wargi, Sophie zamknęła oczy i głęboko
wciągnęła powietrze. Usta Leviego dotknęły jej policzka, potem szyi. Sophie zapragnęła przy-
tulić się do niego, a nie uciekać.
Przywarł wargami do jej warg. Ten pocałunek wyzwolił w niej doznania, jakich nigdy
nie doświadczyła, nawet z Bradem. Westchnęła, gdy dłonie Leviego zsunęły się po jej ramio-
nach na plecy, talię, biodra. Nie wiedziała, kiedy jej palce wplotły się w jego włosy, a piersi
przywarły do jego torsu. Zatraciła się w rozkoszy, lecz nagle poczuła, że Levi stara się uwolnić
z jej uścisku.
Z przerażeniem otworzyła oczy i odskoczyła od niego, a on wyciągnął rękę i ją przy-
trzymał.
- W porządku, to tylko pocałunek. Jesteś bardzo piękna, wiesz? - dodał zmysłowym gło-
sem i odgarnął kosmyk włosów z jej czoła.
Potem odpłynął, zostawiając ją z uczuciem pustki i niespełnienia. Stopniowo zaczęły do
niej docierać rozmaite odgłosy, szum wiatru w liściach, śpiew ptaków, bicie własnego serca.
R
L
T
Levi zaś zdał sobie sprawę, że z trudem zmusił się do odsunięcia się od Sophie. Jest bar-
dzo piękna. Pragnął jej. Co on, do diabła, wyprawia, pytał się w duchu. Przecież ten związek
nie ma przyszłości. On złamie serce jej, a może również i sobie.
Dobrze, że woda w stawie jest taka chłodna, myślał, starając się zapanować nad reakcją
ciała. Omal się nie zapomniał i nie zatracił w tej chwili rozkoszy. Obojgu im to zresztą groziło.
Jeszcze minuta, a przekroczyliby granicę, zza której nie ma powrotu. Lecz Sophie była zbyt
niewinna i ufna, by zdać sobie z tego sprawę.
Daleko mu do rycerskości.
Chyba zupełnie zgłupiałem, wyrzucał sobie. Poddałem się erotycznej fantazji o igrasz-
kach nimfy z satyrem. Zwietny sposób podziękowania kobiecie, która stara się nas wszystkich
uratować. Ale wyglądała tak kusząco, że nie mógł się jej oprzeć. Gdyby miał być ze sobą cał-
kiem szczery, musiałby przyznać, że chciał ją pocałować już tamtego wieczoru w Xanadu. I nie
tylko pocałować. Przed chwilą był bardzo blisko spełnienia swych pragnień. Gdyby to zrobił,
ona znienawidziłaby go za to. I on siebie również.
Ciszę, jaka zaległa, przerywało tylko ćwierkanie pary papużek. Levi obrócił się na plecy
i unosił na wodzie, Sophie zaś, ostrożnie stawiając stopy, by się nie poranić o ostre kamienie,
wyszła na brzeg.
Ręce jej drżały, kiedy wycierała się szortami. Nogi miała jak z waty. Wciąż oszołomiona
tym jednym pocałunkiem? Pieszczotą warg przewyższającą całe jej dotychczasowe doświad-
czenie?
Wstrętny Brad był sprawnym kochankiem, lecz, teraz dopiero to wiedziała, pozbawio-
nym wyobrazni. Nie jak Levi, który jest powściągliwy, finezyjny i olśniewający.
Uświadomiła sobie, jakie niebezpieczeństwo jej grozi. Gdzie przebiega granica pomiędzy
zauroczeniem a zakochaniem? Wiedziała, ile bólu mogłoby jej to przysporzyć.
Wilgotna bluzka kleiła się do mokrego biustonosza. Czuła się strasznie tym skrępowana,
chociaż wiedziała, że gdy tylko wyjdą na odkryty teren, materiał natychmiast wyschnie. Od-
wróciła się w stronę, skąd przyszli, starała się oddychać wolno i równomiernie, żeby odzyskać
panowanie nad sobą. Potrafiła to zrobić.
Za sobą usłyszała plusk, potem zduszone przekleństwo, kiedy Levi, wychodząc z wody,
stanął na kanciastym kamieniu. Dobrze mu tak. Przestanie myśleć o całowaniu.
R
L
T
Sophie sięgnęła do torby i wyjęła czekoladowy batonik, miękki od upału. Zaczęła go ssać
i zastanawiać się nad tym, co będzie z nimi dalej. Przejdą przez następną równinę i może przed
zmrokiem znajdą obozowisko tubylców. A jeśli nie? Ogarnęło ją przerażenie.
ROZDZIAA ÓSMY
Przed drugą wyruszyli w dalszą drogę. Przed nimi rozciągała się pustynna równina, gdzie
tylko mrowiska i skarłowaciałe drzewa dawały odrobinę cienia. Nie rozmawiali o tym, co się
stało w oazie.
Levi wyczuwał, że napięcie między nimi wzrosło. Powietrze drżało nie tylko od upału,
lecz także od erotycznych fluidów. I to on był temu winny, że Sophie była przygnębiona. %7ła-
łował, że uległ pokusie i ją pocałował, lecz nie żałował samego pocałunku.
W tamtej magicznej chwili to musiało się stać. Niemniej jego głupi brak samokontroli
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates