[ Pobierz całość w formacie PDF ]
204 Szczęśliwa gwiazda
i - - " - " - " ' " " " . . . . . . . .
- Trafił... w arterię... tak? - spytała z trudem,
gdyż język odmawiał jej posłuszeństwa, jakby
była pijana.
- Tak - odparł, cały czas próbując zatamo
wać krew, lecz mimo jego wysiłków płynęła
dalej, wsiąkała w ziemię. Oboje czuli jej mdlący,
trochę metaliczny zapach. - Nie mogłaś zrobić
już naprawdę nic głupszego! - wybuchnął.
- Wytrzymaj jeszcze trochÄ™, Josie. - Znowu
podniósł głowę. - Gdzie ta przeklęta karetka?!
- ryknął, wiedząc, że jeśli tak dalej pójdzie,
ranna może wykrwawić się na śmierć.
Josette robiło się coraz bardziej słabo, miała
wrażenie, że spogląda na nich dwoje z pewnego
oddalenia, a nie leżąc na ziemi.
- Marc... - wyszeptała. - Dlaczego się nie
pożegnałeś?
Nareszcie dobiegło go z dala zawodzenie
syreny.
- Co?.- spytał z roztargnieniem, skupiając
się na tym, by ucisk nie zależał ani na chwilę.
- Nie napisałeś choćby dwóch słów... Nie
zadzwoniłeś. Odszedłeś... nie oglądając się za
siebie. Myślałam, że... umrę. - Jęknęła. - Prze
stań, to boli!
- Lepiej, żeby cię bolało, niż żebyś miała
umrzeć - warknął przez zaciśnięte zęby, ze
zdenerwowania słuchając jej jednym uchem.
- Mam... inne... zdanie...
Diana Palmer 205
Zagryzła wargi, żeby nie krzyczeć, za to Marc
nie był równie powściągliwy i wrzasnął na zbyt
powolnych -jego zdaniem - sanitariuszy, uży
wając przy tym wyrażeń, których potem bardzo
żałował.
Jest taki sam, jak zawsze, przeniknęło Josette
przez głowę, a potem nie myślała o niczym,
tylko poddała się fali bólu.
Musiano podać jej w kroplówce jakiś bardzo
silny lek przeciwbólowy, gdyż zaczął działać
naprawdę szybko, przynosząc Josette ulgę. Była
słaba, chwilami odpływała dokądś, lecz miała
świadomość tego, że znajduje się w szpitalu, że
Brannon nie odstępuje jej na chwilę, że ktoś coś
robi z jej ręką.
- Trafiłeś go, prawda? - spytała w pewnej
chwili półprzytomnie.
- Tak, przywiezli go razem z tobÄ…, ale on
znajduje siÄ™ w gorszym stanie, zapewniam ciÄ™.
- Zawsze świetnie strzelałeś.
Zignorował jej pochwałę.
- Miałaś więcej szczęścia niż rozumu
- stwierdził. - Zanim się z tego zupełnie wyli
żesz, dużo się nauczysz o ranach postrzałowych.
- O tak - przyświadczył młody lekarz, który
ją opatrywał. - Pierwsze dwie doby będą najgor
sze. Czy pacjentka ma kogoś, kto mógłby przy
niej posiedzieć dzisiaj w nocy?
Szczęśliwa gwiazda
206
- Nie - rzekła Josette.
- Tak - rzekł Brannon.
- Nie ma mowy - upierała się. - To tylko
zadrapanie.
- Przestanie pani tak mówić, kiedy anestetyk
już nie będzie działał - skwitował lekarz.
- Oczywiście dostanie pani następne, no i recep
tę. I przez dziesięć dni będzie pani brała anty
biotyk. - ZerknÄ…Å‚ na Brannona. - To rana po
strzałowa, musimy sporządzić raport.
- Ta pani pracuje dla prokuratora general
nego - wyjaśnił Marc. - Prowadzi dochodze
nia, ale nigdy nie używa broni, o czym powin
na była pamiętać, gdy próbowała mi pomóc
w ujęciu podejrzanego. - Przeniósł na nią po
ważne spojrzenie. - Nigdy więcej nie rób cze
goÅ› takiego.
- Nie zrobiÄ™, obiecujÄ™. Ale nie musisz przy
mnie przesiadywać, jestem twarda, nic mi nie
będzie. No i pomyśl, ile na tym zyskają moje
pamiętniki!
Nie udało jej się go rozbawić.
- To moja wina, bo wystawiłem cię na
niebezpieczeństwo. Dlatego teraz będę się tobą
opiekować, dopóki nie wydobrzejesz. - Ponie
waż zamierzała oponować, zdecydowanym ges
tem uniósł dłoń, by uciszyć dalsze protesty.
- Gdybyś była na moim miejscu, zrobiłabyś
dokładnie to samo.
Diana Palmer 207
Westchnęła, ponieważ na to nie znalazła
kontrargumentu.
- Masz racjÄ™.
Kiedy rana została oczyszczona, zaszyta i za
bandażowana, a lekarz wypisywał recepty dla
Josette, Brannon poszedł do innego skrzydła
budynku, gdzie operowano Yorka. Pod drzwia
mi trzymał straż młody zastępca szeryfa hrabst
wa Bexar. Na widok Marca uśmiechnął się
szeroko i wyciągnął rękę na powitanie.
- Dobra robota, Brannon. Od kilku miesięcy
nie mogliśmy ucapić tej malej gnidy.
- Postrzelił moją partnerkę. - W głosie Mar
ni brzmiał nieskrywany gniew. - Nawet nie była
uzbrojona.
- Jego takie drobiazgi nie powstrzymajÄ…, za
pieniądze zrobi wszystko, z mokrą robotą włącz
nie. Naszym zdaniem to jeden z płatnych zabój
ców Marsha, tylko dotąd nie mamy na to żad
nych dowodów.
- Wydaje mi się, że ja go już gdzieś widzia
łem... - Brannon zamyślił się.
- Mogę ci powiedzieć, gdzie. Wczoraj na
pogrzebie Jenningsa. Pamiętasz pastora?
Brannon głośno wciągnął powietrze.
- Niech to szlag! Faktycznie! A ja myślałem,
że pastor był świeżo upieczony i dlatego trochę
niezdarny. Co on tam robił, do cholery?
208 Szczęśliwa gwiazda
- Pewnie przyszedł przyjrzeć się następnej
osobie do odstrzału. Bóg jeden wie, kto to miał być.
Brannon wsadził ręce w kieszenie i zamyślił
się głęboko. Jeśli York rzeczywiście zabijał na
zlecenie, oznaczało to, że morderca wybrał
kolejnÄ… ofiarÄ™. Kogo? I z jakiego powodu?
Wciąż nie miał odpowiedzi na dręczące go
pytania, gdy wsadzał Josette do dżipa, by za
wiezć ją do siebie. Nawet nie mógł z nią
porozmawiać, ponieważ była otępiała i senna od
środków przeciwbólowych. Leciała z nóg, więc
kiedy dojechali na miejsce, wziął ją na ręce,
wszedł do bloku i zaniósł do windy, nie zważając
na zaintrygowane spojrzenia innych lokatorów.
IdÄ…c korytarzem do swojego mieszkania, na
potkał jednego z ochroniarzy.
- Cześć, Bill. Czy mógłbyś wziąć ode mnie
klucz i otworzyć mi drzwi?
- Nie ma sprawy - odparł tamten, również
przyglądając im się z ciekawością.
- Właśnie wracamy ze szpitala - wyjaśnił
Marc.
- Kiepskie miejsce, żeby zarwać dziewczy
nę, ale jeśli inaczej nie dajesz rady...
- Przymknij się, dobra? - rzucił z humorem
Brannon, bynajmniej nie czując się dotknięty.
- Została postrzelona. Nie powinna być teraz
sama, a nie ma żadnej rodziny.
Diana Palmer 209
- Postrzelona? - Ochroniarz otworzy! mie
szkanie. - To czemu nie leży w szpitalu?
- To tylko zadraśnięcie... - wymamrotała
losette. Opierała głowę na piersi Brannona,
odznaka Strażnika wbijała jej się w policzek.
On wcale nie chciał...
Bill zrobił wielkie oczy.
- To ty strzelasz do dziewczyny, kiedy prag
niesz ją upolować?
- Nie ja do niej strzelałem, idioto, tylko
podejrzany. Wpakowałem mu za to kulkę
oznajmił z satysfakcją. - Właśnie próbują go
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates