[ Pobierz całość w formacie PDF ]
obiadowej lub do wieczora; małe okresy czasu, małe obowiązki i przyjemności.
Ucieczka od rzeczywistości.
Odrzucając papierosa Barney sięgnął po najcięższą ze swoich walizek.
— Dzięki.
To była cenna rada.
— Przepraszam — rzekł z uprzejmą godnością Sam Regan i podniósł niedo-
pałek, by wypalić go do końca.
Zasiadłszy w sali na tyle dużej, aby ich wszystkich pomieścić, wszyscy miesz-
kańcy baraku, z Barneyem Mayersonem włącznie, szykowali się do głosowania.
102
Według czasu Fineburg Crescent była szósta. Wspólny — zgodnie ze zwycza-
jem — wieczorny posiłek właśnie się skończył; maszyna myła i suszyła naczynia.
Barneyowi wydawało się, że nikt już nie ma nic do roboty; ciążyło im brzemię
wolnego czasu.
Przeliczywszy głosy Norm Schein oznajmił:
— Cztery za Chew-Z, trzy za Can-D. Taka więc jest decyzja. Dobrze, kto
weźmie na siebie przekazanie złych wiadomości Impy White? — rozejrzał się
wokół. — Ona nie będzie zadowolona; musimy być na to przygotowani.
— Ja jej powiem — rzekł Barney.
Trzy pary zamieszkujące barak spojrzały na niego ze zdumieniem.
— Przecież nawet jej nie znasz — zaprotestowała Fran Schein.
— Powiem, że to moja wina — rzekł Barney — że to ja przeważyłem szalę na
korzyść Chew-Z.
Wiedział, że mu pozwolą; zadanie było niewdzięczne.
Pół godziny później czekał w mroku u wylotu wejścia do baraku, paląc papie-
rosa i wsłuchując się w obce odgłosy marsjańskiej nocy.
W oddali po niebie przemknął jakiś świecący obiekt, na moment zasłaniając
gwiazdy. W chwilę później usłyszał silniki hamujące. Wkrótce, pomyślał; czekał
z rękami założonymi na piersiach, mniej więcej rozluźniony, powtarzając w my-
ślach to, co zamierzał powiedzieć.
W końcu pojawiła się przed nim przysadzista kobieta ubrana w ciężki kombi-
nezon.
— Schein? Morris? A więc Regan? — Wytężała wzrok, używając reflektora
na podczerwień. — Nie znam cię!
Zatrzymała się w bezpiecznej odległości.
— Mam pistolet laserowy — ostrzegła, celując w Barneya. — Mów, o co
chodzi.
— Odejdźmy dalej, tak żeby nie słyszano nas w baraku — rzekł Barney.
Impatience White poszła za nim zachowując ostrożność i groźnie mierząc
w niego z pistoletu. Wzięła od niego kartę identyfikacyjną i przeczytała ją przy
świetle reflektora.
— Pracowałeś u Bulero — powiedziała, przyjrzawszy mu się uważnie. — No
więc?
— No więc — powiedział — mieszkańcy Chicken Pox Prospect przechodzą
na Chew- Z.
— Dlaczego?
— Po prostu przyjmij to do wiadomości i nie naciskaj dalej. Możesz to spraw-
dzić z Leo w P.P. Layouts albo przez Connera Freemana na Wenus.
— Zrobię to — powiedziała Impatience. — Chew-Z to śmiecie; jest uzależnia-
jący, toksyczny, a co najgorsze, wywołuje fatalne, eskapistyczne sny, nie o Ziemi,
ale o. . . — Zrobiła gest uzbrojoną w pistolet ręką. — Groteskowe, wymyślne
103
koszmary infantylnego, całkowicie rozkojarzonego typu. Wyjaśnij mi powody tej
decyzji.
Nic nie powiedział, wzruszył tylko ramionami. Jednak zainteresowało go jej
oddanie dla Can-D; ubawiło go to. Pomyślał, że jej fanatyzm jest krańcowo prze-
ciwnej natury niż ten, który reprezentowała owa misjonarka na pokładzie trans-
portowca Ziemia-Mars. Widocznie charakter przekonań nie ma wpływu na ich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates