[ Pobierz całość w formacie PDF ]
pozostała, i nie jest ani niemoralna, ani nielegalna.
- Za to można utyć.
- Lepsza tusza niż frustracja - odparowała Marietta.
Janine uśmiechnęła się, ale myślami była zupełnie gdzie indziej. Czy Steven
dojechał już do farmy? Było po północy, i jeśli po drodze zatrzymają się jeszcze na
posiłek, to z pewnością nie dotrą do celu wcześniej niż o drugiej, trzeciej. O tej porze
Steven na pewno będzie już spał.
Ale cóż to szkodzi, jeśli nawet będzie musiała go obudzić? Ona w każdym razie
była zdecydowana powiedzieć mu bez względu na okoliczności, jak bardzo go kocha i
że nie pozwoli się tak po prostu odesłać. Znów przypomniała sobie Justine. Jak to
możliwe, żeby tak bardzo zmieniła się na niekorzyść? Janine wydało się to
nieprawdopodobne. Ale chciała się dowiedzieć całej prawdy, i to od Stevena. Miała do
tego prawo.
Zawsze ubóstwiała Justine, choć ta niezbyt interesowała się swoją młodszą
siostrą. A kiedy pózniej Justine wyjechała ze Stevenem do Australii, Janine miała
wrażenie, że to bajka, która stała się rzeczywistością.
Dlaczego to małżeństwo nie było szczęśliwe? Dlaczego Justine tak bardzo się
zmieniła? A może jej uroda zawsze maskowała te złe cechy charakteru, tyle że ona,
Janine, w swojej dziecinnej niewinności nie umiała ich dostrzec? - Biedny Steven! Ileż
on musiał wycierpieć!
Donośny głos Marietty przerwał jej rozmyślania. - O, tam jest. Widzisz ten neon?
To jest ta restauracja!
Simon zatrzymał się przed budynkiem. Janine wzięła za rękę rozespaną Priscillę i
weszli do środka.
Dopiero kiedy usiedli przy stole i zamówili jedzenie, Janine zorientowała się, jak
bardzo jest głodna. Spojrzała na zegarek. Dochodziła druga. Więc jednak będą musieli
wyciągnąć Stevena z łóżka.
Marietta miała rację. Jedzenie było naprawdę dobre. Zjadłszy drugi kawałek
jabłecznika z bitą śmietaną, Marietta obwieściła radośnie: - Teraz znów patrzę w przy-
szłość z większą nadzieją, nawet jeśli tej nocy miałoby nas spotkać jeszcze mnóstwo
niespodzianek!
85
S
R
- Noc? - Simon spojrzał na nią z udręczonym uśmiechem. - To ma być noc?
Przecież już prawie poranek! Steven z radością rzuci ci się na szyję. Ale ja udusiłbym
każdego, kto o tej porze wyciągnąłby mnie z łóżka.
- Chodz, nie psuj zabawy, Simon - powiedziała Marietta.
Posileni i przepełnieni większą ufnością ruszyli w drogę. Priscilla natychmiast
zasnęła, a Janine też poczuła, że oczy same jej się zamykają. Oparła się wygodnie i w
sekundę pózniej zasnęła. Obudziła się dopiero wtedy, gdy samochód gwałtownie
zahamował.
- Już jesteśmy na miejscu! - zawołała zdumiona.
- Tak jest, moja droga. Jesteśmy na miejscu. I całym domu nie pali się ani jedno
światło. - Marietta była podniecona. - To po prostu kapitalne! Będziemy go musieli
obudzić!
Simon przeciągnął się i ziewnął. - Może wcale go tu nie ma?
- Na pewno jest.
- Mógł przecież zanocować w jakimś motelu.
- Nie Steven! Jeśli powiedział, że jedzie na farmę, to z pewnością tak zrobił,
możesz mi wierzyć. Chodzcie wreszcie! Wejdzmy odważnie do jaskini lwa i zmierzmy
się z nim - powiedziała Marietta.
Ostrożnie przeszli w ciemności przez ogród i stanęli przed drzwiami domu.
Marietta nacisnęła na dzwonek i tak długo trzymała palec na przycisku, aż w górnym
oknie zapaliło się światło.
Zaraz potem rozległ się głos Stevena. - Kto tam?
Marietta dała znak Janine.
- Steven, to ja. Proszę, wpuść nas do środka!
Zamek szczęknął i drzwi otworzyły się gwałtownie.
Steven ponurym wzrokiem zlustrował całe towarzystwo: najpierw Janine, potem
Priscillę, Mariettę i Simona.
- Do diabła! - zawołał. - Czy wiecie, która godzina?
- Tak - odparła Janine. - Przykro mi, że musieliśmy cię obudzić. Ale
przejechaliśmy kawał drogi...
- Potrafię to sobie wyobrazić - rzekł zjadliwie. - W końcu nie przylecieliście
helikopterem, prawda? No dobrze! W takim razie wejdzcie!
Wchodząc do domu, Janine zamieniła spojrzenie z Mariettą. Steven poszedł
przodem i zapalił światło w pokoju dziennym. Usiedli i przez moment wpatrywali się
w siebie z zakłopotaniem.
86
S
R
Wreszcie Steven chrząknął i stwierdził: - Zrobię kawy. - I zniknął w kuchni.
- Idz za nim - naciskała Marietta. Ale Janine zawahała się.
- Sama nie wiem...
- Przecież nie dla przyjemności odbyliśmy taką długą podróż. Priss, zostaniesz z
nami, a Janine pójdzie do twojego taty i porozmawia.
Dziewczynka posłusznie przysunęła się bliżej Marietty i zamknęła oczy. Janine
wzruszyła ramionami i poszła do kuchni.
Otworzyła drzwi. Steven stał przed szafką i wyjmował filiżanki i spodki.
Podeszła bliżej, zdjęła z lodówki tacę i postawiła na niej dzbanuszek ze śmietanką.
Steven popatrzył na nią nieufnie. - Okay - odezwał się w końcu. - Wiem, po co
przyjechałaś.
Janine popatrzyła mu w oczy, i w mgnieniu oka uświadomiła sobie, że on wcale
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates