[ Pobierz całość w formacie PDF ]
który przyszedł na świat pod jego nieobecność. Nie
wie, że on tymczasem ożenił się z inną, a teraz przyjeż-
dża odebrać jej syna.
Carlos delikatnie ujął jej dłoń. On też był wzruszo-
ny, a w jego oczach Sara dostrzegła głęboką tkliwość.
Dzwięki muzyki powoli wybrzmiewały, a Sara mo-
dliła się w duchu, by jej życie ułożyło się szczęśliwiej
niż bohaterce opery.
Powoli zbliżali się do Villi Florissy. Wjechali na
dziedziniec przez wielką ozdobną bramę, która kilka
sekund wcześniej automatycznie się otworzyła.
No proszę! zawołała Sara ze śmiechem. Elek-
troniczne sterowanie. A już się bałam, że tak jak
w dzieciństwie będę musiała wyskoczyć z samochodu
i mozolić się z otwieraniem bramy. Nagle zawahała
NARZECZONA DOKTORA 117
się. Mam nadzieję, że twoja mama nie przybiegnie
za chwilę się przywitać. Zawsze oblatuje mnie strach
na jej widok.
Zaraz, to ja ci nie mówiłem? Carlos umknął
wzrokiem w bok. Rodzice wyjechali do Rzymu.
Carlos, wiesz doskonale, że nic mi nie mówiłeś!
Oj, rzeczywiście. Ale ze mnie łobuz, prawda?
Ciekawe, co sobie pomyślisz.
Pomyślę, że odczuwam ogromną ulgę.
Tak właśnie sądziłem odparł zuśmiechem i po-
mógł jej wysiąść.
Sara rozejrzała się, zatrzymując wzrok na dobrze
sobie znanej, imponujÄ…cej fasadzie starego budynku.
Potem z wolna ruszyła w stronę wejścia, starając się
nic nie uronić z tego pierwszego wrażenia, gdy w jej
pamięci odżywały setki barwnych wspomnień z dzie-
ciństwa i młodości.
Carlos zaprowadził ją do pokoju gościnnego i ot-
worzył szerokie przeszklone drzwi do ogrodu.
Czego siÄ™ napijesz?
Czegoś owocowego, jeśli łaska.
Usiadła wygodnie na kanapie i patrzyła przez otwar-
te drzwi na ciemny ogródoświecony srebrzystym blas-
kiem księżyca. Było już po północy, ale nie czuła się
znużona. Przeciwnie, byłaprzejęta i pełna oczekiwania.
Przez chwilÄ™ sÄ…czyli napoje w milczeniu. Sara szy-
bko rozprawiła się z sokiem i odstawiła pustą szklankę
na stolik do kawy, który doskonale pamiętała z okresu
dzieciństwa.
Widzisz ten znak na blacie? zapytała. To
od pięknego kamienia, który przyniosłam z plaży dla
118 MARGARET BARKER
mamy. Wyobrażasz sobie, jaka byłam rozgoryczona,
kiedy zamiast podziękować, kazała mi go stamtąd
natychmiast zabrać i wypolerować do połysku cały
blat?
Tak, oczywiście odparł z rozbawieniem. Dos-
konale pamiętam tę sytuację. Moja mama też nie wpa-
dła w zachwyt. No, dość już wspomnień. Chodz, poka-
żę ci twoją sypialnię. Najwyższa pora na sen, dla
ciebie i małej Charlotte.
Sara uśmiechnęła się. Było jej bardzo miło, gdy
Carlos w ten sposób ?owił o jej córce. Wyciągnął
dłoń, by pomóc jej wstać. Jednak kiedy już stała obok
niego, nie zwolnił uścisku. Ich ciała niemal się stykały.
Wstrzymała oddech, gdy Carlos powoli, niemal
uroczyście położył dłonie na jej ramionach i przyciąg-
nął ją do siebie. Patrząc mu w oczy, widziała tę samą
tkliwość, jaką dostrzegała dziś wieczorem, gdy słucha-
li razem ,,Madame Butterfly . Powolnym ruchem,
który Sarze wydał się wiecznością, Carlos zniżył gło-
wę i leciutko pocałował ją w usta.
Poczuła, jak jej ciało się rozluznia, jak bije jego
serce. Pragnęła czegoś więcej niż pocałunku. Jej ciało
nigdy nie było tak pełne życia, tak wrażliwe, tak wy-
czulone na każdy bodziec i tak chętne do miłości.
Tęskniła za ciałem Carlosa.
Ta myśl ją otrzezwiła. Chciała się uwolnić, lecz
Carlos nadal mocno ją trzymał.
Skarbie, co się stało? spytał niepewnie.
Nic. Po prostu nie musisz być tak bardzo trosk-
liwy, Carlosie. Ja...
Troskliwy? Na jego twarzy odmalowało się
NARZECZONA DOKTORA 119
zdumienie. To tak odbierasz moje emocje? Nie,
Saro. To nie troskliwość, to miłość. Miłość, która
zawsze nas łączyła, choć jej nie dostrzegaliśmy. Oczy-
wiście, kiedy byłaś dzieckiem czy podlotkiem, wy-
glądało to zupełnie inaczej. Ale teraz...
Carlosie, ależ ja jestem w ciąży! Może naprawdę
mnie kochasz, ale niemożliwe, żebym w takim stanie
wydawała ci się atrakcyjna. To znaczy... przecież chy-
ba nie chcesz się ze mną kochać...?
SpojrzaÅ‚ w õorÄ™, jakby zastanawiajÄ…c siÄ™ nad od-
powiedzią. Gdy ponownie przeniósł na Sarę wzrok, na
jego ustach igrał figlarny uśmiech.
Czy to propozycja?
Nie o to mi chodziło! odparła ze śmiechem.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates