[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Psalm 23 zawsze wzruszał Ellie do łez. Miss Lottie nauczyła jago na pamięć, gdy jako mała dziewczynka zmawiała pacierz, klęcząc
przy łóżeczku. Nie zapomniała, jak wierzyła, że Pan jest jej pasterzem, że widzi ją wśród swej licznej trzody, i opiekuje się nią osobi-
ście. ...Prowadzi mnie nad wody, gdzie mogę odpocząć... orzezwia moją duszę"... Czyjej duszę kiedykolwiek coś orzezwi?
Muzyka Haendla była łagodna, uduchowiona. Wielebny Allan nakreślił znak krzyża nad trumną.
- Z prochu powstałeś, w proch się obrócisz...
Buck wiedział, co to umiar, i nie posunął się do uronienia fałszywej łezki, jednak z trudem opanował tryumfalny śmiech, gdy ksiądz
wypowiedział słowa, na które tak długo czekał. Miał ochotę tańczyć i wiwatować. W końcu! %7łegnaj, Miss Lottie. Najwyższy czas.
190
Ellie czuła obok sobie silne ramię Dana; wiedziała, że może na nim polegać. Przez chwilę panowała zupełna cisza, tylko ocean szu-
miał cicho. Podniosła głowę, wyprostowała plecy, jak zawsze ją pouczała Miss Lottie, wzięła Dana pod ramię i odeszła.
Miss Lottie była znana z udanych przyjęć. To ostatnie, w jej ulubionym hotelu Biltmore, potwierdzało tę opinię. Jak zwykle doskona-
le przeszkolony personel baczył na najmniejszy drobiazg. Hotel żegnał się z najwierniejszą, najmilszą klientką, i robił to z wielka kla-
są. Kwartet smyczkowy grał jej ulubione utwory z musicali, poczynając od kawałków z Roberty" z lat trzydziestych, poprzez lata
czterdzieste i Oklahomę", aż po lata osiemdziesiąte i Evitę". Serwowano szampana, ma się rozumieć-Veuve Cliąuot, bo Miss Lot-
tie zawsze bawiła myśl, że wdowa pije dzieło innej wdowy, Wdowy Cliąuot. Kelnerzy roznosili miniaturowe kanapeczki z ogórkiem i
łososiem, które tak bardzo jej smakowały podczas poniedziałkowych herbatek, ciasteczka, śmietankę, świeże konfitury i słynne ciasto
czekoladowe. Przecież, poza wszystkim, wybiła czwarta i w hotelu Biltmore był czas na herbatkę.
Pod łukiem z białych róż Ellie, w towarzystwie Mai i Dana, przyjmowała kondolencje.
- To bardziej przypomina przyjęcie weselne niż stypę. - Maya rozglądała się zdenerwowana.
Ellie uśmiechnęła się uspokajająco.
- Właśnie tego by chciała. Herbatka w Biltmore po raz ostatni.
- Taka tragedia, taka tragedia, moja droga... - wiekowa dama, przyjaciółka babci, serdecznie uścisnęła jej dłoń.
Cała społeczność słyszała o morderstwie. Zbrodnia wstrząsnęła całym Mon-tecito. W takim spokojnym, dystyngowanym miasteczku
podobne rzeczy nie miały miejsca.
- To koniec pewnej ery - powiedział ktoś cicho. - Teraz już nic nie będzie takie jak przedtem.
Buck wahał się, czy iść na stypę. Zdawał sobie sprawę z ogromu ryzyka, lecz jego wewnętrzny głos nie dawał za wygraną. Czemu, do
licha, miałbyś tam nie iść? Gdyby nie ty, nie byłoby żadnej stypy. Buck uśmiechnął się do tej myśli, wsiadł do samochodu i podjechał
przed Biltmore. Fakt, ci wszyscy ludzie zebrali się tu przez niego.
Wziął kieliszek szampana z tacy kelnera, który akurat przechodził obok. Kroczył statecznie przez trawnik, uśmiechał się i kiwał gło-
wą do ludzi, których nie znał, a którzy byli przekonani, że znająjego. Czasami stawał, żeby zamienić kilka słów ze starszymi, którym
się wydawało, że go zapomnieli, lecz dawniej znali: inaczej przecież nie rozmawiałby z nimi? Upajał się swoim sprytem i przebiegło-
ścią. Jednym haustem opróżnił następny kieliszek szampana, bo zobaczył Ellie i Cassidy'ego pod różanym łukiem. Wyglądali zupeł-
nie jak młoda para.
Podszedł do bufetu po kanapki z ogórkiem i łososiem. Zbliżył się, a ona nawet nie patrzyła w jego stronę. Był niewidzialny.
191
Myślał, że z wściekłości serce wyskoczy mu z piersi. Ból nie pozwalał oddychać. Ostrożnie odstawił talerzyk, zaczerpnął tchu i odda-
lił się od tłumu, do baru. Dwa burbony pózniej poczuł się o niebo lepiej. %7łałobni goście powoli się rozjeżdżali. Wsiadł do samochodu
i czekał na poboczu.
Ellie podziękowała dyrektorowi i personelowi, pożegnała się i wsiadła do limuzyny. Nie wiedziała, czy kiedykolwiek zdoła wrócić do
tego hotelu.
Kierowca postanowił nie wracać koło cmentarza, tylko przejechać Coast Vil-lage Road. Ellie odwróciła głowę, gdy mijali Hot
Springs Road. To naprawdę koniec pewnej ery.
Czarna limuzyna przemknęła obok, lecz tym razem Buck za nianie pojechał, choć uwoziła jego Ellie. To bez sensu. Ma związane
ręce, dopóki przebywa z Cas-sidym w winnicy. Musi to przeczekać, aż zakończy się faza czwarta jego planu. Wcześniej czy pózniej
Ellie będzie jego.
Rozdział54
E
llie zmęczonym gestem rzuciła czarny kapelusz na ławę w korytarzu. Florita wybiegła z kuchni. Złapała ją za ręce i troskliwie zajrza-
ła w oczy.
- Wszystko dobrze?
- Tak, Florito, dziękuję, wszystko dobrze.
Meksykanka gwałtownie zarzuciła jej ramiona na szyję i przytuliła bardzo mocno.
-Ay, Mądre de Dios. - Wypuściwszy Ellie z objęć, przeżegnała się i zmówiła krótką modlitwę. - Teraz będzie lepiej, senorita Ellie.
Zobaczy pani, lepiej, że już po wszystkim.
Ellie odnalazła wzrok Piatowsky'ego.
- Czy widziałeś kogoś, kto wyglądał jak morderca?
- Rzucił mi się w oczy jedynie Johannsen, czaił się jak czarny charakter.
- Po prostu wypełniał swoje obowiązki. - Dan wszedł wraz z Mayą. - Zarejestrował ceremonię na wideo. Pózniej ktoś nam podrzuci
taśmę. Prosi, żeby Ellie ją obejrzała, może zauważy kogoś dziwnego, nieznajomego albo kogoś, z kim babka mogła mieć na pieńku
dawno temu. - Widząc jej przerażenie, dodał szybko: - Nie musisz tego robić dzisiaj, jeśli nie chcesz.
- Chcę. - Wzięła się w garść. Najbardziej chciała, żeby to wszystko dobiegło końca, ale Johannsen nie dawał za wygraną.
Wkrótce we czwórkę siedzieli przy stole, a Florita wnosiła parujące talerze z arroz conpollo, sałatę i domowe tortille z salsa verde.
Malec raczkował za nią. Z trudem wdrapał się na krzesło Ellie.
-Ay, Carlosito, no! - Porwała go na ręce, ale Ellie wyciągnęła ramiona.
- Chodz do mnie, Carlosito, opowiesz, jaki miałeś dzień. -Zadowolony wiercił się jej na kolanach, szarpał za rude loki i przyglądał
twarzom zebranych. - Na pewno lepszy niż my, idę o zakład - szepnęła w jego ciemne włoski.
13-Wcześniej...
193
- Ma włosy po ojcu - oznajmiła dumnie Florita.
Nie tylko włosy; przede wszystkim zabójczy wdzięk, dokończyła w myślach Ellie.
- Cóż, przynajmniej mamy to za sobą. - Maya połaskotała małego w policzek. - Teraz powinnaś odpocząć. Może we dwie wybrałyby-
śmy się na urlop? Na Hawaje albo Bermudy? Gdzieś w tropiki, na biały miękki piasek i turkusowe morze?
Chłopczyk wyciągał rączki do matki. Gdy Ellie podawała go Floricie, Dan z rozmarzeniem patrzył na ten obrazek: Ellie, dziecko,
wspólny posiłek, domowe ognisko. Kicz nad kicze.
- Muszę wracać do pracy. - Starała się nadać swemu głosowi energiczne, rzeczowe brzmienie, lecz Maya nie dała się oszukać. Ellie
zawsze zadzierała głowę, czy to po zawodzie miłosnym, czy po utracie najbliższej krewnej.
- Więc na jakiś czas wprowadzę się do ciebie.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates