[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ludzi w ogóle, czy też ma charakter uniwersalny? Muzyka
wymieniała tylko jedno zródło, uniwersalne-Boga. Lecz cóż by to
było za żałosne poddanie się, zrodzone z rezygnacji i chaosu, a
także ze strachu, cielesnego i przemożnego, co jak choroba
wymaga lekarstwa i nie troszczy się o to, w jaki sposób je
dostarczono. Płyta się skończyła, więc nastawiłem ją ponownie.
Nie, to nie Bóg i nie żadne bóstwo. Istniało wcześniej, nie przeze
mnie zostało wydedukowane. Nie jestem tak pyszny, bym nie
mógł zaakceptować istnienia czegoś większego ode mnie,
czegoś, czego, być może, jestem ideą łub jedynie ułamkiem idei.
Nie o to chodzi. Nie chcę po prostu uciekać się w 54
panice do pierwszego lepszego fortelu. W moich oczach byłaby
to wielka zbrodnia. Zakładając, że usłyszaną przeze mnie
odpowiedz, która tak łatwo przeniknęła do najtajniejszych
zakątków, rzadko zakłócanych gąszczy mego serca, sformułował
człowiek religijny. Czyż jednak nie można znalezć na to
odpowiedzi inaczej, jak tylko wyrzekając się rozumu, który
domaga się zaspokojenia? Takie antidotum wywoła tylko inną
chorobę. Nie jest to dla mnie kwestia nowa, rozważałem ją
często, choć do tej pory nie towarzyszyło temu tak rozpaczliwe
uczucie ani tak paląca konieczność znalezienia odpowiedzi. Czy
też może takie uczucie samotności. Stało się dla mnie rzeczą
niezbędną własnymi siłami przechylić szalę na korzyść rozumu
mimo jego częściowej ułomności i wbrew korzyściom płynącym
z rezygnacji z niego.
Kiedy zacząłem przesłuchiwać płytę po raz trzeci, do pokoju
wkroczyła Etta. Nie odzywając się do mnie podeszła do półki i
zdjąwszy z niej kolorowy album, czekała ze zniecierpliwionym
wyrazem twarzy-świeższej, jakby surowszej i nie dopracowanej
wersji mojej własnej twarzy. Ledwie słyszałem teraz muzykę.
Przygotowywałem się już do potyczki, której nieuchronność
odgadłem od razu. Po omacku sięgnąłem do szafki fonografu,
poszukując wyłącznika.
- Chwileczkę, co robisz? - spytała Etta i zrobiła krok do przodu.
Odwróciłem się gwałtownie i rzekłem:
- Co?
- Chcę skorzystać z fonografu, Joseph.
- Ja jeszcze nie skończyłem.
- Nic mnie to nie obchodzi - obstawała przy swoim Etta.-Miałeś
go do swojej dyspozycji przez cały czas. Teraz moja kolej.
Słuchasz w kółko tego samego.
- Szpiegujesz? - zagadnąłem oskarżyciełskim tonem.
- Wcale nie. Puszczasz płytę tak głośno, że słychać aż na dole.
- Będziesz musiała poczekać, Etto.
- Ani mi się śni. Chcę posłuchać płyt Cugata, które dostałam od
mamy. Cały dzień czekam na to, żeby je sobie puścić.
Nie odstąpiłem na bok. Za moimi plecami obracała się
105
stukocząc lekko tarcza, igla chrobotała na ostatnich rowkach.
- Pójdę sobie, jak wysłucham drugiej strony.
- Ale okupujesz fonograf od obiadu. Teraz moja kolej.
- A ja ci mówię, że nie - oznajmiłem.
- Nie masz prawa mówić mi nie - oponowała.
- Nie mam prawa! - krzyknąłem w przypływie nagłego gniewu.
- To mój fonograf, a ty nie pozwalasz mi go używać!
- Co za małostkowość!
- Wszystko mi jedno, jak to nazwiesz i co sobie myślisz!-Jej głos
zagłuszył stukot obracającej się tarczy. - Chcę sobie puścić
Cugata i nic mnie nie obchodzi.
- Posłuchaj - powiedziałem, usiłując się opanować. - Przyszedłem
tu w pewnym .celu. Jaki to cel, nie muszę ci mówić. Ale ty nie
mogłaś ścierpieć myśli, że jestem tu sam, bez względu na to
dlaczego. Być może pomyślałaś, że dobrze się tutaj bawię, co?
Albo że się tu schowałem? Więc przybiegłaś czym prędzej, żeby
mi zepsuć szyki. Mam rację?
- Ależ spryciarz z ciebie, stryju!
- Spryciarz! - podchwyciłem przedrzezniając Ettę. -Zupełnie jak
w filmie. Nawet nie wiesz, co mówisz. To absurdalne kłócić się z
niemądrym dzieciakiem. Szkoda czasu. Ale wiem, co czujesz do
mnie. Wiem, jak mocno i jak szczerze mnie nienawidzisz.
Chwała Bogu, że jesteś dzieckiem i nie możesz mi nic zrobić.
- Masz bzika, stryju.
- W porządku, koniec i kropka, nie ma o czym
mówić-oznajmiłem przekonany, że udało mi się opanować. -
Będziesz mogła posłuchać tej congi, czy jak się to tam nazywa,
kiedy sobie pójdę. A teraz idz stąd albo usiądz i pozwól mi
wysłuchać tego do końca, dobrze?
- Dlaczego miałabym pozwolić? Możesz słuchać tego co ja.
%7łebracy nie powinni być wybredni - oświadczyła z takim
tryumfem, że wiedziałem, iż przygotowała to sobie już dawno.
- Ty mała żmijo! Jesteś taka paskudna i jadowita jak one.
Przydałoby ci się lanie.
107
- Och! - Zaparło jej dech.-Ty wstrętny... niezguło! Ty oszuście!
Złapałem ją za nadgarstek i szarpnąłem ku sobie.
- Do diabła, Joseph, puść! Puść mnie!
Album z trzaskiem wylądował na podłodze. Etta próbowała
palcami wolnej ręki dosięgnąć mojej twarzy. Chwyciłem ją
mocno za włosy i odciągnąłem jej głowę do tyłu. Krzyk zamarł
jej w gardlei, paznokcie nie trafiły do celu. Zamknęła oczy ze
zgrozą.
- Dostaniesz od żebraka i popamiętasz to sobie- mamrotałem,
ciągnąc ją za włosy w stronę taboretu od fortepianu.
- Nie! - wrzasnęła odzyskawszy głos. - Joseph! Ty skurczybyku!
Przełożyłem ją przez kolano i ścisnąłem jej nogi między swoimi.
Po pierwszych klapsach usłyszałem, że domownicy biegną po
schodach na górę, i spieszyłem się, bo postanowiłem ją ukarać na
przekór wszystkiemu, niezależnie od konsekwencji. Nie, nawet
surowiej ze względu na konsekwencje.
- Nie'wyrywaj się - krzyknąłem przyciskając jej szyję. - Nie
wymyślaj mi. Nic ci to nie da.
Arnos pokonał ostatni odcinek schodów tupiąc głośno i wpadł do
pokoju. Za nim bez tchu biegły Dolly i Iva.
- Puść ją, Joseph! - wysapal Arnos. - Puść dziewczynę! Nie
uwolniłem Etty od razu. Nie szamotała się już ze
mną, lecz leżała nieruchomo na moich kolanach-jej długie włosy
sięgały podłogi, a zadarta spódniczka odsłaniała krągłe, niemal
kobiece już uda. W pierwszej chwili nie wiedziałem, czy miało to
oznaczać przyznanie się do współudziału i próbę zmniejszenia
mojej winy, czy też życzyła sobie, żeby mogli się w pełni
nacieszyć tym widokiem.
- Wstań, Etto - powiedziała sucho Doiły. - Popraw spódnicę.
Etta podniosła się wolno. Zastanawiałem się, czy ktokolwiek z
nich zauważył, jak bardzo byliśmy w tej chwili do siebie podobni.
- A teraz, jeżeli możesz, wyjaśnij mi, Joseph - rzekła Dolly
obracając ku mnie rozszerzone zrenice-co się tu dzieje?
109
- Mamo! - Etta zaczęła nagle szlochać. - Nic mu nie zrobiłam, a
on się na mnie rzucił.
- Cooo? Na miłość boską, o czym ty mówisz? - krzyknąłem. -
Sprawiłem ci lanie, bo na nie zasłużyłaś.
Jakiż to nie wypowiedziany wniosek czy też oskarżenie
wyczytałem w rozszerzonych zrenicach Dolly? Wytrzymałem jej
wzrok ze spokojem.
- Nikt dotąd nie podniósł ręki na Ettę, z żadnego powodu, Joseph.
- Z żadnego powodu! Czy nazwanie własnego stryja żebrakiem to
też żaden powód"? Masz na myśli coś dwuznacznego? Dlaczego
nie powiesz tego na głos?
Odwróciła się do Amosa, jakby chciała powiedzieć: Twój brat
oszalał. Teraz rzuci się na mnie."
- Przełożyłem ją przez kolartó i dałem jej w skórę. I tak zresztą
nie dostała nawet połowy tego, na co zasłużyła. Obrzuciła mnie
wyzwiskami, jakich nie powstydziłby się bywalec bilardziarni.
Aadnieście ją wychowali, nie ma co!
- Ciągnął mnie za włosy - płakała Etta.-O mało nie urwał mi
głowy.
Iva wyłączywszy fonograf siadła nie opodal, w głębi pokoju, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates