[ Pobierz całość w formacie PDF ]
znał, iż przystąpiwszy do odebrania broni palnej przekonał się, że niema wogóle broni
palnej na statku. Znalazł w przedniej kabinie tylko pusty stojak na osiemnaście strzelb,
ale samych strzelb nie było ani śladu na całym okręcie. Pomocnik kapitana wyglądał na
chorego i zachowywał się gorączkowo, jakby był niespełna rozumu; chciał wmówić gwał-
tem w kanoniera, że kapitan Allen nic o zniknięciu strzelb nie wie; że to on, pomocnik,
sprzedał je niedawno w nocy pewnemu osobnikowi w górze rzeki. Na dowód tej historji
pokazał kiesę srebrnych dolarów i domagał się, aby on, kanonier, je przyjął. Potem cisnął
nagle kiesę na pokład, zaczął walić się po głowie obiema pięściami i sypać straszne prze-
kleństwa na siebie samego, jako na nędznika, który niegodzien jest żyć na świecie.
Kanonier powtórzył to wszystko natychmiast swojemu zwierzchnikowi.
Trudno powiedzieć, co Heemskirk właściwie miał na myśli, zatrzymując Bonita; pragnął
przedewszystkiem utrudnić życie mężczyznie wybranemu przez Freję. Patrzył na Jaspera
z żądzą powalenia na ziemię tego człowieka sytego uścisków i pocałunków. Zachodziło te-
raz pytanie : jak to przeprowadzić, z niczem sięnie zdradzając? Z raportu kanoniera wy-
nikało, że sprawa jest poważna. Lecz Allen miał przyjaciół i któżby mógł zaręczyć, że nie
potrafi się z tego jakoś wywinąć?
Myśl, aby poprostu wholować na rafę bryg tak bardzo skompromitowany, przyszła mu do
głowy, gdy słuchał w kabinie raportu opasłego kanoniera. W tych okolicznościach było
nieprawdopodobieństwem, aby spotkała go nagana. Należało tylko zachować wszelkie
pozory przypadku.
Wyszedł na pokład, rozkoszując się zawczasu tym planem, i wpatrzył się w swą nieświa-
domą ofiarę, przewróciwszy oczami tak złowieszczo i tak cudacznie ściągnąwszy usta, że
Jasper nie mógł powstrzymać się od uśmiechu. A porucznik wszedł na pomost, mówiąc o
siebie:
50
Poczekaj! Zepsuję ci ja smak tych słodkich pocałunków. Gdy posłyszysz w przyszłości
o poruczniku Heemskirku, nazwisko jego nie sprowadzi uśmiechu na twoje usta przy-
sięgam ci na to. Jesteś wydany w moje ręce.
A wszystko to stało się bez żadnego planu samo z siebie, możnaby nieledwie powie-
dzieć jak gdyby same wypadki układały się tajemniczo, sprzyjając celom ponurej na-
miętności. Najprzebieglejsze knowania nie mogły się lepiej Heemskirkowi przysłużyć. Da-
nem mu było zaznać dosyta zemsty nieziemskiej, niewiarogodnie wprost doskonałej; za-
dał śmiertelny cios w serce nienawistnemu przeciwnikowi i patrzył, jak ów chodzi po
świecie z sztyletem w piersi.
Gdyż tak się rzecz miała z Jasperem. Chodził i krzątał się po mieście ze zmęczonemi
oczyma i wychudłą twarzą szczupły i niespokojny o ruchach porywczych i nieopano-
wanych; mówił nieustannie zapamiętałym i znużonym głosem ale czuł w głębi, że nic
mu nigdy brygu nie wróci, tak jak nic nie jest w stanie uleczyć przebitego serca. Dusza
jego, utrzymywana w spokoju przez napięcie miłosne i przemożny wpływ Frei, podobna
była do niemej, lecz przeciągniętej struny. Zadrgała i pękła pod uderzeniem. Czekał całe
dwa lata w szczęsnem upojeniu na dzień, który już nigdy nie miał nadejść dla człowieka
obezwładnionego na całe życie przez utratę brygu; człowieka jak mu się zdawało
niegodnego już miłości, której podstawę z pod nóg mu usunięto.
Dzień po dniu przechodził przez całe miasto, szedł wzdłuż wybrzeża, i dotarłszy do
przylądka przeciwległego tej części rafy, na której tkwił bryg rozbity, patrzył spokojnie
ponad wodą na ukochaną jego postać niegdyś ostoję radosnych nadziei, a teraz sym-
bol rozpaczy, zastygły w żałosnym bezruchu i górujący nad pustym morskim widnokrę-
giem.
Załoga opuściła bryg we własnych jego łodziach, które natychmiast po przybyciu do
przystani zostały zasekwestrowane przez władze portowe. Okręt zasekwestrowano rów-
nież w oczekiwaniu na wynik dochodzeń sądowych; ale te same władze nie troszczyły się
bynajmniej o postawienie warty na brygu. Gdyż zaiste, cóż mogło go stamtąd poruszyć?
Chyba tylko cud; chyba tylko oczy Jaspera, wbite weń z natężeniem całemi godzinami,
jakgdyby żywił nadzieje, że samą li tylko siłą wzroku zdoła go do swej piersi przyciągnąć.
Cała ta historja, o której wyczytałem w obszernym liście przyjaciela, mocno mnie za-
trwożyła. Ale przerażeniem zdjęła mnie poprostu następująca relacja : oto Schultz, po-
mocnik z Bonita, chodził wszędzie i dowodził z rozpaczliwym uporem, że to on, a nie kto
inny, sprzedał strzelby. "Ukradłem je'', zapewniał. Naturalnie, że nikt mu nie chciał wie-
rzyć. Nawet mój przyjaciel nie wierzył mu, choć oczywiście podziwiał wielce jego poświę-
cenie. Wielu jednak twierdziło, że pomawianie siebie o złodziejstwo, aby uratować przyja-
ciela, jest zaparciem się siebie sięgającem zbyt daleko. Było to jednak tak oczywiste
kłamstwo, że nie mogło mieć właściwie żadnego znaczenia.
51
Co do mnie przyznaję, że struchlałem poprostu, znając psychikę Schultza i wiedząc jak
dalece ten fakt musi być prawdziwy. Oto jak przewrotny los skorzystał ze szlachetnego
uczynku! Czułem się niejako współwinowajcą tej przewrotności, ponieważ zachęcałem,
poniekąd Jaspera do umowy z Schultzem. Jednak ostrzegałem go również.
"Ów czÅ‚owiek dostaÅ‚ poprostu bzika na ten temat" pisaÅ‚ mój przyjaciel. "PoszedÅ‚
ze swoją historją do Mesmana. Mówił, że pewien łotr, biały człowiek żyjący wśród krajow-
ców w górze owej rzeki, spoił go dżynem jednego wieczoru, a potem zaczął z niego szy-
dzić, że nie ma ani grosza. Schultz, zapewniając nas, że jest człowiekiem uczciwym i że
należy mu wierzyć, wyznał, iż staje się złodziejem, gdy sobie podpije. Opowiedział da-
lej, jak wrócił owej nocy na statek, wyniósł strzelby jedną po drugiej bez najlżejszych wy-
rzutów sumienia, złożył je w. łódce, która podpłynęła do brygu i dostał po dziesięć dola-
rów za sztukę '. "Na drugi dzień był chory ze wstydu i zmartwienia, ale nie miał odwagi
przyznać się do błędu swojemu dobroczyńcy. Gdy kanonierka zatrzymała bryg, zapragnął
śmierci, przerażony możliwemi skutkami swojego czynu, i byłby ją poniósł z radością,
gdyby ofiara jego życia mogła zpowrotem strzelby na okręt sprowadzić. Nie powiedział
nic Jasperowi, mając nadzieję, że bryg będzie natychmiast uwolniony. Gdy się stało ina-
czej i gdy zatrzymano Jaspera na kanonierce, zdjęty rozpaczą, postanowił śmierć sobie
zadać, lecz uważał, że obowiązek nakazuje mu żyć, aby dać świadectwo prawdzie. "Je-
stem uczciwym człowiekiem!" powtarzał głosem, który nam łzy do oczu sprowadzał. "Mu-
sicie mi wierzyć, kiedy wara mówię, że staję się złodziejem podłym, nędznym, prze-
biegłym, czającym się złodziejem jak tylko wypiję parę kieliszków. Zaprowadzcie mnie
tam, gdzie będę mógł przysięgnąć, że to prawda".
''Gdy przekonaliśmy go wreszcie, że jego zeznania nie mogą się przydać Jasperowi
jakiż bowiem sąd holenderski, złapawszy raz angielskiego kupca, przyjąłby takie wyja-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates