[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przyjaznym gestem, ale gdy Sylwiusz i jego towarzysze podjeżdżali bliżej, by porozmawiać,
tamci natychmiast się oddalali. Alraman musiał wydać stosowne rozkazy, tworząc wokół nich
coś w rodzaju kordonu sanitarnego, którego autochtoni najwyrazniej nie mogli przekraczać.
Sylwiusz i reszta szybko do tego przywykli. To jedynie umacniało ich dobrowolną samotność.
Zastanawiali się tylko, jaki był powód. Czasem jakieś dziewczęta, bardziej ciekawskie lub
nieposłuszne od innych, ociągały się i odprowadzały ich wzrokiem, szybko jednak
przywoływane do porządku przez ojca, brata lub męża, a ich długie, różowe, zielone lub
fiołkowe spódnice mieniły się tęczowo i furkotały w biegu. Oni patrzyli za nimi, podziwiając
smukłe sylwetki. Ich oczy cieszyły też góry, czarne, skaliste zbocza ze złocistymi refleksami,
na których wędrujące słońce wciąż od nowa oświetlało wspaniały spektakl wielobarwnych
minerałów. Droga biegła tuż pod lasem między trawiastymi halami i wonnymi krzewami o
ciemnozielonych liściach z widocznymi śladami zębów jaków. Strumienie spadały ze
szczytów kaskadami, tworzącymi szmaragdowe jeziorka, które wyrywały z ust chorążego
Bazin du Bourga okrzyki zachwytu, okraszone cytatem z Kostrowickiego: Nic tak nie cieszy
oczu jak widok wesołej, jasnej koronki na smutnym i ciemnym tle... . Czasem droga biegła
wzdłuż takiego jeziorka otoczonego wierzbami i brzozami, zamieszkanymi przez
najróżniejsze ptactwo. Wtedy zatrzymywali się na
chwilę. Słuchali ptaków, nie widząc ich. Widział je tylko
Abaj, wbijając oczy w listowie i opisując je z zachwytem. Był wśród nich pstry
krętogłów o czarnosrebrzystych piórach, stary jak ziemia, kogut szetlandzki, równie maleńki
jak szkarłatny, tyran północny z białymi opaskami na ogonie i skrzydłach, bąkojad
czerwonodzioby, płochacz halny i inne, równie zadziwiające okazy, które Abaj rozpoznawał,
podskakując z podniecenia. Wytrzeszczając na darmo łzawiące z wysiłku oczy, którym te
małe cudeńka uparcie umykały, Tancrede spytał w końcu Abaj a, czy naprawdę je widzi, czy
też może są one tylko wytworem jego wyobrazni, podobnie jak zbrojny oddział Czeczenów
był owocem imaginacji dzielnego Wasyla. Wszyscy roześmiali się bez złośliwości, widząc
urażoną minę brygadiera. Abaj uśmiechał się tajemniczo. I tak bytowali w innym świecie,
podczas gdy ziemia się kręciła, a czas płynął.
Trzeci wieczór był inny. Milicjant pojawił się jak zwykle i zniknął tak samo
punktualnie, wskazawszy im przeznaczony na nocleg dom. Tym razem wypowiedział jednak
kilka słów z chropowatym akcentem ludzi z Gór i poradził, żeby byli ostrożni, nie precyzując
jednak, o co chodzi, a tylko groznie wywracając oczami. Miejsce wydawało się spokojne.
Kiedy weszli do środka, znajdowała się tam jeszcze dziewczyna, dorzucająca drew do
kominka, w którym dopiero co rozpaliła ogień. Była wysoka i piękna i wszyscy zauważyli, że
zdjęła z głowy zieloną chustę, pozwalając czarnym i lśniącym włosom swobodnie spływać na
plecy. Zajęta przygotowaniem domu, na pewno trochę zamarudziła i teraz spieszyła się, by
skończyć jak najszybciej i zostawić nieproszonych gości samych - tak jak jej kazano. Rzuciła
okiem
dookoła, by się upewnić, że niczego nie brakuje, w milczeniu zerknęła na siedmiu
przybyłych, uśmiechając się lekko, gdy jej spojrzenie skrzyżowało się ze spojrzeniem
Tancrede a, i bez słowa wymknęła się na zewnątrz, zamykając za sobą drzwi. Tancrede
przylepił nos do wąskiego okienka, ale ona była już daleko.
Z wielu drobnych szczegółów zorientowali się, że ten dom, a przynajmniej czekające
ich tam przyjęcie, różni się od pozostałych. Takie same ławy, takie same okrycia z wełny
jaków, może tylko w nieco lepszym gatunku. Stół był jednak nakryty białym obrusem i stał na
nim wazon z wiosennymi kwiatami. Był też dzban z jałowcówką i cynowe kubki, ładnie
złożone serwetki, a nawet paczka tytoniu. Ułożone na tacy obok kominka apetyczne baranie
szaszłyki tylko czekały, aż zajmie się nimi kucharz. Abaj wziął się za nie natychmiast i
wkrótce izba napełniła się przywracającym siły zapachem grillowanego mięsa. Byli głodni.
Byli spragnieni.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates