[ Pobierz całość w formacie PDF ]
ciemności. Jakby mnóstwo łap zaczęło skrobać pazurami o kamienie, o
ziemię, o mur, mnóstwo łap, mnóstwo łap ogromnych, wygłodzonych i
żarłocznych szczurów. Zaczęła krzyczeć. Krzyczała tak dziko i przejmująco,
że mogłaby obudzić tym krzykiem zmarłych. Tak właśnie pomyślała, gdy
krzyk powrócił do niej odbijając się echem od grubych murów.
Mury Nonneseter były jednak zbyt potężne, by jej krzyk mógł dotrzeć do
klasztornego budynku, w którym znajdowały się inne siostry. Zresztą nawet
gdyby go usłyszały, zapewne żadna nie ośmieliłaby się zareagować. Nikt
oprócz siry Jacoba i siostry Sigrid, a oni byli na spotkaniu razem z jednym z
radnych, sirą Gunnarem i panią Thorą. Jednak Ingebjorg nie przestawała
krzyczeć. Krzyczała i krzyczała, aż zdarła sobie gardło i nie wiedziała nawet,
czy krzyczy, żeby odstraszyć szczury, czy z powodu śmiertelnego
przerażenia.
Coś się otarło o jeden z jej butów i opętana strachem kopnęła z całej siły.
Potem zaczęła tupać, tupała, krzyczała, wrzeszczała i wyła. Czuła, że
zachowuje się, jakby postradała rozum, a może naprawdę oszalała. W każdej
chwili spodziewała się, że poczuje którąś z tych obrzydliwych bestii pod
spódnicą, albo że jakiś szczur spadnie na nią z powały lub ze ściany.
Wiedziała, że w chwili, w której pierwszy szczur ją ugryzie, będzie
zgubiona. Jeśli nie zdoła wystraszyć małych drapieżców krzykiem, nie utrzy-
ma ich z dala od siebie. Kiedy pierwszy odważy się przystąpić do ataku,
pozostałe ruszą za nim.
Walczyła wciąż zajadle, by je utrzymać z dala od siebie, wymachiwała
ramionami, rzucała się do przodu pomimo przerażającego mroku i lęku, że
mogłaby się potknąć. Tupała jak szalona, krzyczała i wrzeszczała. W końcu
przestała. Otumaniona i półprzytomna, nie wiedziała nawet, w którym
miejscu pomieszczenia się znalazła. Wyciągała rękę we wszystkie strony, ale
wokół była tylko pustka. Bała się iść do przodu, żeby nie zagonić ich w
jeden kąt i nie sprowokować w ten sposób do ataku. Zaczęła więc cofać się
powoli i ostrożnie. Pomimo chłodu była zlana potem, krew tętniła jej w skro-
niach i czuła, że zaraz zwymiotuje. To ją przeraziło, bo gdyby rzeczywiście
zwymiotowała, otoczyłyby ją natychmiast. Szukały przecież jedzenia.
Wreszcie poczuła pod plecami szorstką ścianę i oparła się o nią całkiem
wyczerpana. Teraz nastawiła uszu i nasłuchiwała. Chrobot setek pazurów
ustał. Przestraszyły się chyba hałasu i szamotaniny, i schowały się gdzieś.
Ale na jak długo? Gdy już nie będzie miała siły tak hałasować, znów
wypełzną zewsząd. Jeśli pani Thora postanowiła zamknąć ją tu na dłużej,
Ingebjorg będzie musiała w końcu zasnąć ze zmęczenia. Wolała o tym nawet
nie myśleć.
Znowu złożyła ręce i modliła się tak żarliwie i intensywnie jak nigdy
dotąd, ale nie ukazało się jej światło, ani też głos nie wypowiedział słów
pocieszenia pośród straszliwego mroku.
Może to jednak nie było objawienie, pomyślała całkiem już przybita.
Może to był tylko sen. Może i ona, i sira Jacob się pomylili. Bóg nie
pomagałby przecież takiej grzesznicy jak ona.
Powinna o tym wiedzieć. Dlaczego miałby pomóc właśnie jej, skoro jest
tylu cierpiących, których modlitwy nie zostały wysłuchane? Trędowaci z
leprozorium Laurentego na pewno modlą się dniami i nocami o zdrowie, a
Bóg im wcale nie pomaga. Wielu z nich pewnie niczym nie zgrzeszyło. A w
każdym razie nie popełniło tak strasznych grzechów jak ona. Perspektywa
bycia zjedzonym żywcem przez szczury nie jest chyba straszniejsza niż
choroba, która dzień po dniu przez lata zżera ciała.
Zamknęła oczy i znów zaczęła się modlić:
- Zwięta Maryjo, Matko Boża, ty, która poczęłaś dzieciątko Jezus, choć nie
byłaś jeszcze poślubiona, ulituj się nade mną. Pomóż mi się stąd wydostać!
Nie dopuść, by znów zjawiły się tu szczury! Proszę cię.
Nagle poczuła skurcz w dole brzucha. Ból, jakiego jeszcze nie znała.
Wstrzymała oddech, czekała w napięciu, ale ból w końcu minął, więc znów
odetchnęła. Z przerażeniem popatrzyła w mrok. Co się dzieje? To chyba nie
może być...?
Pokręciła bezsilnie głową. To się zdarzyło latem.
W dniu jej zaręczyn. Wyliczyła, że poród powinien nastąpić gdzieś koło
Wielkiej Nocy, jest więc jeszcze sporo czasu.
Przez chwilę stała nieruchomo, wsłuchując się w siebie. Zapomniała nawet
o lęku przed szczurami. Dokoła wciąż panowała cisza; słyszała tylko swój
własny oddech.
Wydawało jej się, że trwa to całą wieczność. I nagle znów to poczuła.
Jakby jakaś ręka zacisnęła się w dole jej brzucha. Zaciskała się mocno, a
potem powoli rozluzniała uchwyt.
Przez głowę przemknęły jej strzępy zasłyszanych opowieści. O rodzących
kobietach, które przez cały dzień, tuż przed rozwiązaniem, leżą w
boleściach. I o innych, które rodzą bardzo szybko. Czy ten dziwny ból to
znak, że poród się zaczyna?
Zwilżyła usta ze strachu. Co będzie, jeśli dziecko przyjdzie na świat i nie
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates