[ Pobierz całość w formacie PDF ]
możesz w dowolnej chwili odłożyć na półkę, wtedy, gdy ci to pasuje? Zastanawiałeś się
kiedyś, co robię, kiedy ty rządzisz swoim imperium, czy też po prostu odstawiałeś mnie
na boczny tor i wymazywałeś z pamięci aż do powrotu z pracy? Nie jestem w stanie
przejść w stan uśpienia, tak jak twoje cholerne komputery.
- Nigdy nie mówiłem... - urwał i odetchnął głęboko. - Czy wyciągamy to z jakiegoś
konkretnego powodu? Wiem, co się stało. Mam świadomość, że pragnęłaś od naszego
związku więcej, niż byłem w stanie ci zaoferować. Jestem gotów przystać na twoje
warunki, ale nie widzę sensu w odkurzaniu przeszłości.
- Jeśli nie zrobimy tego teraz, to kiedy? - Przechyliła głowę. - A może liczyłeś na
to, że to już nie ma znaczenia?
- Bardzo lubisz oskarżać, Catherine, a ja jestem szczery. Wiem, że schrzaniłem
sprawę. Ale jeśli będziemy się babrać w tym błocie, ty też musisz być szczera.
- To znaczy? - Otworzyła szeroko oczy.
- To znaczy, że chętnie dokończę tę rozmowę, jeśli przestaniesz kłamać i powiesz
mi, co faktycznie się wydarzyło. Dlaczego mnie zostawiłaś?
Natychmiast pokręciła głową.
- Nie wiem, o czym...
- Bzdura - przerwał jej. - Przestań gadać głupoty, dobrze?
L R
T
Teraz to on próbował zapanować nad sobą. Mimowolnie skierował spojrzenie na
nocną szafkę. Leżał tam telefon komórkowy, ale nie jego. Długo wpatrywał się w aparat,
zastanawiając się, dlaczego Catherine go tam zostawiła, i nagle się domyślił. Nie zajęła
pokoju gościnnego na końcu korytarza, kiedy się wprowadziła. Od razu przyniosła swoje
rzeczy tutaj, żeby mieli jedną sypialnię, przynajmniej na początku. Nietrudno było się
domyślić, kiedy zmieniła zdanie.
Przeszedł przez pokój, wziął do ręki telefon i rzucił go Catherine.
- Zadzwoń do partnerki - polecił jej. - Za godzinę ma się z nami spotkać w
siedzibie Piretti.
- Co takiego? Przecież rozma...
- Rozmawiamy? Nie, kłócimy się.
- Dyskutujemy.
- Wobec tego zawiesimy tę dyskusję do czasu wyjaśnienia sytuacji.
- Tak po prostu? - spytała z oburzeniem.
- Tak po prostu - przytaknął i natychmiast zmienił temat. - Rzuciłem okiem na
dokumenty, które wczoraj przyniosłaś. Wspominałaś, że twoja partnerka zajmuje się
księgowością?
- Tak, ale...
- No to chcę się z nią spotkać, i to już. - Otworzyła usta, żeby się sprzeciwić, ale
przerwał jej bez wahania. - Przyszłaś do mnie po pomoc - przypomniał. - Tak właśnie
chcę ci pomóc.
- W porzÄ…dku, zadzwoniÄ™ do niej.
- Idę pod prysznic. Możesz do mnie dołączyć.
- Innym razem.
- Trzymam cię za słowo - uśmiechnął się i ruszył w stronę łazienki, lecz nagle
przystanął. - A co do zerwania, nie chodziło ani o dzieci, ani o karierę, Catherine. Dzieje
się coś innego. Nie wiem jeszcze co, ale się dowiem. A kiedy już będę wiedział,
nareszcie o tym porozmawiamy.
L R
T
ROZDZIAA SZÓSTY
W zupełnej ciszy pokonali krótką drogę z mieszkania do siedziby Piretti. Catherine
była bardzo blada, ale Gabe nie wiedział, czy to ze zdenerwowania przed spotkaniem ze
wspólniczką, czy z powodu kłótni. Może w grę wchodziło jedno i drugie.
Roxanne już siedziała za biurkiem. Gabe był nieco zaskoczony wrogością, z jaką
obie kobiety popatrzyły na siebie. Ten problem też musiał rozwiązać.
Weszli do gabinetu w chwili, gdy zadzwonił telefon Catherine. Długo milczała,
słuchając rozmówcy, a na jej twarzy pojawiła się troska.
- Dziękuję - oznajmiła w końcu. - Sama się tym zajmę.
- Problem? - spytał, gdy się rozłączyła.
- Miałam zaplanowane wesele u Collingtonów, za tydzień od jutra. Właśnie
dzwoniła panna młoda, żeby odwołać rezerwację.
- Tak pózno? - zdziwił się.
- Najwyrazniej usłyszała, co się zdarzyło u Marconich, i wpadła w panikę. Di....
Moja partnerka zdołała namówić ją na spotkanie ze mną podczas lunchu.
- Pójdę z tobą.
Ku jego zdumieniu, wcale nie zaprotestowała.
- W innej sytuacji dałabym sobie radę. Tuż przed ślubem panny młode często tracą
rozum. Przywykłam do tego.
- Ale próby uspokojenia jej po tym, jak usłyszała o wydarzeniach na przyjęciu u
Natalie...
- Będą nie lada wyzwaniem. Na szczęście mam asa w rękawie. - Uśmiechnęła się
po raz pierwszy od kłótni. - Ciebie. Zawsze potrafiłeś udobruchać każdego.
- Zrobię, co będę mógł. - Popatrzył na zegarek. - Twoja partnerka się spóznia.
- Może utkwiła w korkach.
- Na pewno przyjedzie?
- Była już w mieście, kiedy do mnie zadzwoniła.
W tym samym momencie rozległy się głosy, przy czym jeden poirytowany.
Niewątpliwie należał do Roxanne. Gabe się wzdrygnął. Jego asystentka nie była dziś w
L R
T
najlepszej formie. Drugi głos, zniecierpliwiony i władczy, Gabe znał od trzydziestu
trzech lat. Sekundę potem drzwi gabinetu otworzyły się szeroko, a matka Gabe'a zamarła
z ręką na gałce.
- Znam drogę do gabinetu własnego syna, Roxy - poinformowała asystentkę.
- Mam na imiÄ™ Roxanne.
- Jak tutaj dłużej popracujesz, to może uda mi się zapamiętać.
Gabe mógł się założyć, że Roxanne z trudem panuje nad sobą.
- Gabe ma zaplanowane spotkanie, proszę pani - oznajmiła. - Gwoli ścisłości,
pracuję tu od trzech lat. Jestem pewna, że pani o tym wie.
- Hm. Coś podobnego. Przysięgłabym, że jesteś jedną z tych irytujących stażystek.
- Po tych słowach Dina zatrzasnęła drzwi przed nosem Roxanne, odwróciła się i
uśmiechnęła. - Gabriel, Catherine, witajcie. Miło widzieć was razem. Postoję tu sobie
trochÄ™ i was popodziwiam.
- Wybacz, mamo, ale Roxanne mówi prawdę. Czekamy na wspólniczkę Catherine.
- Nagle urwał, kiedy dotarło do niego to, co powinien był zrozumieć dawno temu. - O,
nie. O, cholera. Nie jesteś chyba... Nie możesz być...
- Dina Piretti, współwłaścicielka Imprimy. - Dina wyciągnęła rękę. - Bardzo się
cieszę, że pomożesz nam wyjść z naszego małego finansowego kryzysu.
Spotkanie nie potrwało długo. W chwili gdy Dina wyszła z gabinetu, Gabe
popatrzył na Catherine.
- Moja matka? Rzuciłaś mnie, a potem założyłaś firmę z moją matką?
- Daj spokój, Gabe - westchnęła ciężko. - Nie wiem, co ma piernik do wiatraka.
- Nie wiesz... - zawahał się. - Pewnie podejrzewałaś, że to mi się nie spodoba,
zwłaszcza że przez ostatnie dwa lata żadna z was nie raczyła mnie o tym poinformować.
Dlaczego, Cate?
Catherine oparła dłonie na biodrach.
- Chcesz logiki? Proszę bardzo, masz swoją logikę. Nie chciałam się z tobą
widywać. Gdybyś wiedział, że prowadzę firmę razem z twoją matką, nie potrafiłbyś
trzymać się z dala ode mnie. Co gorsza, może próbowałbyś się wtrącać albo... Sama nie
wiem. - Zamachała ręką. - Ochronić ją przede mną. Wtedy nasza firma by się rozleciała.
L R
T
- Masz cholerną rację, że na pewno zrobiłbym wszystko, żebyście nie miały
wspólnej firmy - odparł. - Ale z innych powodów, niż myślisz. Nie chodzi o to, że
chroniłbym matkę. Chroniłbym ciebie.
- O czym ty mówisz? - umilkła.
- Powiedziałem ci przecież, że musiałem pokierować Piretti.
- No tak. - Nigdy nie zagłębiał się w szczegóły. Poinformował ją tylko, że to był
jeden z najtrudniejszych okresów w jego życiu. - Po śmierci twojego ojca.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates