MacAllister Heather Brunetka, blondynka...zona 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

bardzo dobra... O czym tu dyskutować?
Freddie przychodziÅ‚ do gÅ‚owy tylko jeden powód braku en­
tuzjazmu ze strony Huntera.
Ów powód miaÅ‚ wÅ‚osy koloru blond.
Hunter siedział przy oknie w samolocie i wpatrywał się
w ciemność. Przez całą podróż myślał o niezwykłej propozycji
Freddie.
To naprawdÄ™ byÅ‚a ostatnia rzecz, jakiej siÄ™ po niej spodzie­
waÅ‚. Co siÄ™ staÅ‚o, że zapragnęła dziecka? Obydwoje byli pochÅ‚o­
niÄ™ci pracÄ… do póznych godzin wieczornych, kiedy zatem mie­
liby zajmować siÄ™ maleÅ„stwem? A przecież już dawno przyrze­
kli sobie, że sami wychowają dziecko, nie powierzą go obcej
osobie... NasuwaÅ‚ siÄ™ jeden wniosek: musieliby dokonać rady­
kalnych zmian w swoim życiu.
Hunter znajdował się w zwrotnym punkcie swojej kariery.
Wkrótce spodziewał się awansować na kolejny szczebel. Nie
wiedział, w jakim punkcie kariery znajdowała się Freddie, przy-
puszczaÅ‚ jednak, że w miejscu, w którym sama chciaÅ‚a, zwÅ‚asz­
cza że pracowała w kancelarii swego ojca.
Właściwie nigdy o tym nie rozmawiali. Hunter szybko się
przekonaÅ‚, że każda wzmianka na ten temat koÅ„czyÅ‚a siÄ™ pyta­
niem, dlaczego on sam nie zdecydował się pracować dla teścia.
Takie dyskusje zawsze kończyły się awanturą.
WÅ‚aÅ›ciwie ostatnio niewiele ze sobÄ… rozmawiali. Może dla­
tego tak zaskoczyła go wzmianka o dziecku. Freddie powinna
była zaczekać na bardziej odpowiedni moment.
Freddie podsunęła pudeÅ‚ko z chusteczkami siedzÄ…cej naprze­
ciwko klientce.
Nie znosiła spraw rozwodowych. Naprawdę nie znosiła.
- Dziękuję.  Leslie West wytarła oczy. Płakała z powodu
zdrady męża, jak i z powodu bezsilnej wściekłości. - Nie mogę
uwierzyć, że zmuszał mnie tak długo do zaciskania pasa... Nie
pozwoliÅ‚ mi nawet kupić nowego dywanu - jÄ™czaÅ‚a. - A tym­
czasem opłacał garsonierę! Swoje miłosne gniazdko!
- Czy ta kobieta jest blondynkÄ…? - spytaÅ‚a Freddie znie­
nacka ostrym głosem.
- Nie. - Leslie West pociągnęła nosem. - To szatynka. - Ja
jestem blondynką - dodała, choć to wcale nie było konieczne.
- Frank zawsze twierdził, że lubi blondynki.
- Oni wszyscy tak mówią - powiedziała Freddie posępnym
tonem.
- W każdym razie cieszÄ™ siÄ™, że idÄ…c za pani radÄ…, przejrza­
łam rejestr czeków oraz zestawienia transakcji opłacanych kartą
kredytową. I kopie zeznań podatkowych... Do licha, co rokuje
podpisywałam! - Westchnęła ciężko. - Ależ ze mnie idiotka!
- Po prostu ufała pani swemu mężowi - wtrąciła Freddie
uspokajająco. - W każdym razie w końcu podjęła pani właściwą
decyzję. A teraz, gdy mamy już klarowny obraz sytuacji finan-
sowej, postaramy się mocno nadwerężyć budżet pani męża. To
najlepsza, najbardziej dotkliwa zemsta.
- Czy... czy powinnam zatrudnić prywatnego detektywa?
- Po co?
- %7łeby go śledził.
- Już przecież wiemy, że ma romans.
Leslie West ponownie zalała się łzami.
- Nie mam pojÄ™cia dlaczego! - wybuchÅ‚a. - ByliÅ›my maÅ‚­
żeństwem przez trzynaście lat! A teraz wydaje mi się, że go
wcale nie znam...
Te słowa powracały uparcie do świadomości Freddie jeszcze
długi czas po wyjściu zdenerwowanej klientki.
NienawidziÅ‚a spraw rozwodowych. ZwÅ‚aszcza takich, w któ­
rych żona dowiadywała się o zdradzie męża jako ostatnia.
 Wydaje mi się, że go wcale nie znam..."
To samo mogła powiedzieć ona o Hunterze. Teraz, kiedy
wyjechaÅ‚, zaczęła rozmyÅ›lać nad różnymi drobiazgami, do któ­
rych dotychczas nie przywiązywała wagi. Na przykład zabrał ze
sobą rakietę do sąuasha, a ona nawet nie wiedziała, że Hunter
potrafi w to grać.
I nie strzygł już włosów u Raphaela. Teraz podcinał włosy
u Sherry.
W dodatku otrzymała tajemniczy telefon od jego sekretarki.
ChodziÅ‚o o dopisanie jeszcze czterech par do listy goÅ›ci zapro­
szonych na przyjęcie.
Kim byli ci ludzie? Freddie nie miała pojęcia. Gdy spytała
Tyler o ich adresy, sekretarka z zakłopotaniem odparła, że ich
nie zna. SÄ…dziÅ‚a, że to przyjaciele domu, wiÄ™c myÅ›laÅ‚a, że Fred­
die będzie wiedziała, o kogo chodzi.
Freddie wyjęła z szuflady listę nazwisk i czytając ją, po raz
kolejny zastanawiała się, czy figuruje na niej również podła
blondynka.
Dziwnym zrzÄ…dzeniem losu akurat w tym momencie za­
dzwonił Hunter.
- Cześć, kochanie. Jak leci?
MówiÅ‚ szybko, zbyt szybko. Instynktownie wyczuÅ‚a, że Hun­
ter nie wróci do domu w niedzielę.
Nie chciała dopuścić, by jej to powiedział. Bała się własnej
reakcji, jakichś nierozważnych słów.
- Och, Hunter, jestem wprost zawalona robotą. - Przykryła
dłonią słuchawkę i powiedziała rzekomo do Dashy. - Połóż te
papiery na półce. - Jakież to żałosne, że musiała uciekać się do
takich tanich chwytów wobec własnego męża!
- Czy masz tyle pracy z naszym przyjęciem?
- To też, ale miałam na myśli prawdziwą pracę.
- A załatwiłaś już kogoś do pomocy?
- Hmm... - Celowo zaszeleściła papierami. - Właściwie
nie miałam czasu zajmować się przygotowaniami do przyjęcia.
Wyobraz sobie, Tyler zadzwoniła do mnie i podała nazwiska
jakichś ludzi, których chcesz podobno zaprosić, ale nie znała ich
adresów...
Zapadła chwila ciszy.
- Myślałem, że przepiszesz adresy z kart świątecznych -
odezwał się po namyśle.
- Och, oczywiście. Nie masz pojęcia, co tu się dzieje...
- Urwała i westchnęła dramatycznie. - Wiesz, tak mi przykro,
ale będę musiała pracować w weekend. Spróbuję wrócić do
domu po południu, ale... - Freddie miała nadzieję, że Hunter
zażąda, by była w domu i czekała na niego, najlepiej od razu
w łóżku.
On jednak powiedział wyrozumiałym tonem:
- No tak. Ty będziesz pracować, ja też będę pracować. Mam
nadzieję, że po podróży uda mi się wygospodarować jakiś wolny
dzień. Spróbuję.
- To wspaniale! - Freddie pogratulowała sobie w duchu
zdolności aktorskich. - Mam nadzieję, że wrócisz do domu na
przyjęcie - dorzuciła lekko.
- Na pewno zdążę na czas.
Rozległo się pukanie do drzwi. Tym razem naprawdę weszła [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates