[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dużo materiału wybuchowego w miejscu, gdzie droga z Antykynthos do Akropolu - jedyna
droga na wyspie - przechodzi pod skalnym uskokiem... - Mallory skinął głową. Doskonale
wiedział, co będzie dalej. - I wysadzili skały, które na nią spadły. Oczywiście nikt tamtędy
wtedy nie przejeżdżał - powiedziała z rozczarowaniem w głosie. - Zaraz jednak zjawili się ci
nowi żołnierze i zaczęli szukać. Mają inne mundury, cętkowane, wyglądają jak gaj oliwny w
słońcu. Był z nimi mężczyzna, oficer o chytrej twarzy i bladych oczach, i powiedział, że za
każdy zniszczony metr drogi wezmie jednego człowieka. - Dziewczyna znów się rozpłakała. -
Stu trzydziestu jeden ludzi... mężczyzni, kobiety, dzieci... nie wybierał. Do kobiet i dzieci
strzelał z karabinów maszynowych, mężczyzn powiesił.
Mallory przez kilka minut się nie odzywał. Potem zapytał:
- A co z partyzantami?
- Opuścili wyspę w nocy przed egzekucją. W sobotę. Ukradli łódz Kallikratidesa i zwiali. Kto
wie dokąd, zresztą kogo to obchodzi? Zostawili wiadomość, że to taktyczne wycofanie się,
ale wszyscy we wsi wiedzą, że po prostu się bali, iż ktoś ich złapie - my albo Wolf...
- Wolf?
- Tak się ten oficer nazywa. Mówili na niego Dieter Wolf, niech się po wieczne czasy smaży
w piekle! Kallikratidesa też powiesił... osobiście...
- Sądzisz, że to ten sam Dieter Wolf? - spytał Andrea.
- Na to wygląda.
Andrea ciężko skinął głową. Widział przed sobą obraz wioski w białych górach Krety -
wyschniętą ziemię, przepełnioną śpiewem świerszczy i zapachem ziół, które chłopi zbierają
na skrajach lasów i pól, by mieć czym przyprawić baraninę. Tego dnia jeszcze jeden zapach
wypełniał wąwóz - odór dymu, unoszącego się gęstą chmurą nad zapadłym dachem kościoła
na rynku. To tu Sonderkommando spędziło kobiety i dzieci, a następnie go podpaliło. A
wszystko dlatego, że jeden z mieszkających w wiosce starców zastrzelił Niemca ze starej
dwururki, kiedy przyłapał go, jak gwałci mu córkę.
Andrea i Mallory leżeli wtedy w ukryciu po drugiej stronie wąwozu, przez który nie
prowadził żaden most, ale gdyby nawet jakiś był, przybyliby za pózno. Kiedy zaczęli
obserwować, co się dzieje, przez drżącą w rękach lornetkę Andrea zobaczył łysego
niemieckiego oficera w znoszonych wysokich butach i o charakterystycznej bladej, chytrej
twarzy. Właśnie czyścił nóż. Pózniej odkryli, dlaczego to robił - gdy przy drodze znalezli
zwłoki starca z poobcinanymi rękami. Nawet z daleka widać było, że słońce odbija się od
oczu niemieckiego oficera w specyficzny sposób - jak od płytek aluminium. Po kilkunastu
minutach zebrał swoich ludzi, kazał im wskoczyć na ciężarówki i oddział odjechał z rykiem
dieslowskich silników w kierunku Iraklionu.
Andrea dowiedział się, że oficer nazywa się Dieter Wolf, i przysiągł zarówno sobie, jak i tym,
co zginęli w tej wsi, że się zemści.
- Czasami Bóg jest bardzo dobry - powiedział i popatrzył na zegarek. - No, zaraz będzie
świtać.
- Ubiorę się i pokażę wam drogę przez góry - stwierdziła Klitemnestra i wyszła.
Kiedy trzasnęły za nią drzwi, Mallory nalał Andrei wina, sam też się napił i zapalił papierosa.
Według porucznika Robinsona, który przygotowywał ich w bunkrze w Plymouth, Kynthos
było łatwym celem. Jeśli jednak pojawił się Dieter Wolf, oznaczało to jedno: choć Robinson
skończył Cambridge, to się pomylił.
Mallory zgasił papierosa i wrzucił peta do pieca. Otwarły się drzwi. Klitemnestra była ubrana
w szerokie czarne spodnie, buty z miękkiej skóry, czarną koszulę i haftowany kożuszek,
przepasany szalem z frędzlami. Włosy związała czarną jedwabną chustą. Jej postać zdawała
się pochłaniać światło, wyglądała nie tyle czarno, ile kruczoczarno, jak stwór rodem z cienia.
%7łyły tylko oczy, wręcz płonęły.
Rozległo się głośne pukanie, na co gestem kazała wejść Mallory'emu i Andrei na schody.
- Idę, idę! - rzuciła i otwarła drzwi.
Andrea patrzył przez dziurkę od klucza. Widział niewiele, także nic nie słyszał, bo ogłuszał
go własny oddech. Zdawało się, że każdy centymetr kuchni zapełnił się ludzmi, którzy jednak
nic nie mówili. Słychać było szuranie butów o podłogę, ale nie wojskowych podkutych
butów, lecz takich, jakie miała na nogach Klitemnestra. Po chwili niczym fala popłynęła
grecka mowa i okazało się, że mimo zamieszania jest tylko dwóch przybyszy.
- Cicho bądzcie! Ciszej! - zasyczała Klitemnestra. Najwyrazniej miała posłuch, gdyż zapadła
cisza. - Ladas, co się stało?
- Kręcił się taki jeden - odparł zapytany. - Iannis Nos go zauważył. Węszył po rynku, zaglądał
do okien, do samochodów. W mundurze, ale nie niemieckim, raczej angielskim, może
greckim, kto wie? Pomyśleliśmy, że wrócili partyzanci... możesz mnie nazwać tchórzem, ale
sama wiesz, że byli nie lepsi od bandy złodziei, a moja biedna Olimpia, którą zastrzelili... dla
zwycięstwa może i warto stracić siostrę, ale dla tych łobuzów partyzantów, tych przeklętych
komunistów... nigdy! Niech Bóg ich pokarze!
- Masz rację - odparła Klitemnestra łagodząco, bez śladu niepokoju w głosie. - Powiedz
wszystko, co wiesz, inaczej ci nie uwierzę.
- Ma kręcone włosy i cienki wąsik, cienki jak robak. Karabin i masę granatów. Kiedy mnie
zobaczył, pomyślałem, że zaraz strzeli, ale zniknął w ciemności jak duch...
- Może to był duch.
Ladas skrzywił się tak, że jego krzaczaste brwi niemal się zetknęły z gęstymi wąsiskami. Nie
wyglądał na człowieka, który wierzy w duchy.
- Znasz to miasteczko - odparł. - Pełno tu szpiegów. Jeśli jakiś szpieg powie niemieckiej świni
"Widziałem ducha", to Niemiec zacznie zabijać, dopóki duch do niego nie przyjdzie. Co
wtedy?
- Będziemy obserwować i modlić się, aż duch zniknie.
- Skąd wiesz, że to zrobi?
- To musi być duch, a z duchami tak się dzieje.
Zapadła cisza. Drugi mężczyzna miał toporną, tępą twarz z małymi, podejrzliwymi oczkami.
Wyglądał na wierzącego w duchy.
- Włożyła to ubranie - powiedział.
- No tak - przytaknął Ladas. - Masz to ubranie... Nagle było widać, jak wymizerowaną i
zmęczoną twarz ma Klitemnestra.
- Jeśli nie ma w domu mężczyzny, trzeba samemu wyganiać owce w góry - odparła. -
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates