[ Pobierz całość w formacie PDF ]
osiągnęłam jednak swego celu. Kobieta odzyskała pewność siebie i już nie ustępowała.
Diadem dodawał jej siły&
Pomiędzy mną i moim myślowym obrazem skrzynki kocie głowy wykonywały dziki
taniec. Prawie brakło mi sił, żeby odwrócić od nich wzrok i skupić się na skrzynce. Ból
znów zaczynał mnie szarpać ból. Nie mogłam jednocześnie utrzymywać blokad, jakie
wzniosłam w poranionym ciele, bronić się przed urokiem kocich głów i koncentrować na
wzmacniaczu!
Poczułam przypływ siły to Krip. Nie mógł śpiewać bez wskazówek prawdziwego
Thassy. Mógł tylko podtrzymywać moją łączność z maszyną. Potem nadeszła kolejna fala
energii i odtąd sączyła się już niewielkim, lecz nieprzerwanym strumieniem. Nie miałam
pojęcia, skąd się wzięła (dar Molastera?), cieszyłam się tylko, że ją miałam.
Kobieta odepchnęła mnie trochę od przyczółka, który zdobyłam. I tak jednak
posunęłam się naprzód względem początkowej pozycji. Nie patrzeć na koty. Wzmacniacz
posłużyć się nim! Zasilić go energią swojej woli!
Niewyrazny obraz to przebłysk spojrzenia prawdziwych oczu. Wyrzucić go z
umysłu! Patrzeć tylko na to, co jest wewnątrz, nie na zewnątrz bitwa toczy się wewnątrz!
Zrozumiałam wtedy, że jej kres musi nastąpić szybko, bo inaczej przepadnę. Jeszcze raz&
wzmacniacz, zebrać wszystkie siły& Uderzyć!
Przedarłam się przez jakąś niematerialną barierę, lecz nie pozwoliłam sobie na uczucie
triumfu. Zwycięstwo w jednej potyczce nie oznacza wygranej bitwy. Co mnie teraz czekało?
Mało brakowało, abym z kolei ja uciekła. Myślałam, że walczę z jakąś jaznią, osobowością
tak wyraznie określoną jak moje własne wyobrażenie o sobie, Maelen z Thassów. Była to
jednak tylko siła woli; nienawistna siła woli i mroczna żądza dominacji, czerep zła, który
jeszcze nie przestał funkcjonować maszyna porzucona przez swego byłego właściciela,
skazana na życie we mgle niezliczonych lat. Pod diademem nie było żadnej świadomości,
jedynie strzępy woli i zapomnianego celu istnienia. Kiedy więc przedostałam się przez
wzniesioną przez nie barierę, zastałam wewnątrz niespodziewaną pustkę. Wpłynęłam do tej
przestrzeni i rozgościłam się w niej, po czym zabarykadowałam się od wewnątrz, żeby nie
wpuścić pozostałości po tamtej istocie.
Byłam jeszcze daleka pokonania tej przypominającej robota istoty. Być może lata,
przez które pozostawała u władzy, przemieniły ją w rodzaj pseudożycia. Ruszyła do ataku na
mnie z całą wściekłością.
Koty! Nagle widziałam już tylko koty, ich wąskie pyszczki i zmrużone oczy,
otaczające mnie ciasnym pierścieniem. Zaczęły wirować w tańcu wokół mnie& To one były
soczewką, w której skupiała się siła tej istoty!
Pomimo ich wysiłków, aby odgrodzić mnie od świata, dostrzegłam coś niewyraznie i
to nie oczami umysłu, lecz ciała. Widziałam jakieś kształty, chociaż trudno mi było się na
nich skupić. Wtedy zrozumiałam, że nie patrzę oczami, jakie dawno temu dała mi Vors.
Byłam w innym ciele. I uświadomiłam sobie, do kogo ono należało!
Ta presja, te fale wrogości, które atakowały bezbronne ciało niczym prawdziwe ciosy
ich zródłem były koty. Byłam w ciele, które miało ręce& dłonie& wytężyłam całą swoją
wolę. Przez cały czas tamta druga półświadomość walczyła ze mną. Nie czułam, czy się
rzeczywiście poruszam; mogłam tylko bardzo tego pragnąć.
Czy uniosłam już ręce na wysokość głowy? Czy zacisnęłam palce na krawędzi
diademu z kotami? Skupiłam cały mentalny wysiłek na tym, żeby zdjąć koronę z głowy i
odrzucić ją od siebie&
Kocie głowy zniknęły. Mój wzrok, dotychczas zmącony, wyostrzył się raptownie.
Wiedziałam, że mam ciało, że żyję, oddycham i nie czuję już bólu. Druga świadomość
zniknęła, jakbym ją wyrzuciła razem z koroną.
Przede mną stali Krip, kapitan Foss i jacyś nieznajomi mężczyzni w mundurach
Patrolu. Na podłodze leżało kilka skrępowanych osób: Lidj, Griss, pilot Patrolu& i trzech
kosmitów.
Krip zbliżył się do mnie, wziął mnie za obie dłonie, spojrzał w moje nowe oczy.
Musiał wyczytać z nich prawdę, gdyż twarz tak mu się rozpromieniła, że aż mnie to
zaintrygowało. Nigdy przedtem nie widziałam takiej miny.
Udało ci się! Maelen, Księżycowa Zpiewaczko, udało ci się!
To prawda usłyszałam swój własny głos, niski, nieznajomy. Przyjrzałam się
nowemu odzieniu mojego ducha. To było dobre ciało, zgrabne, chociaż ta kaskada ciemnych
włosów zdawała się taka niethassańska.
Krip wciąż trzymał mnie za ręce, jakby się obawiał, że się wyślizgnę, jeśli je wypuści.
Kapitan Foss stanął obok niego i przyglądał mi się równie uważnie jak przedtem Krip.
Maelen? Wymówił moje imię pytającym tonem, jakby nie mógł uwierzyć w to,
co się stało.
Jakiego dowodu życzy pan sobie, kapitanie? Moje uniesienie nie miało granic.
Nie czułam się tak od chwili, gdy nałożyłam futro i szpony na Yiktor.
Jeden z oficerów Patrolu przerwał nam jednak tę powitalną rozmowę. Co z nimi?
Czy możesz to samo zrobić dla nich? Wskazał skrępowanych ludzi.
Nie teraz! krzyknął na niego Krip. Dopiero co wygrała jedną bitwę. Daj jej
czas&
Zaczekaj& uspokoiłam go, gdy tak gwałtownie stanął w mojej obronie. Daj
mi tylko chwilę, żebym mogła się oswoić z tym ciałem.
Wyłączyłam swoje zmysły w sposób, którego się nauczyłam jako Zpiewaczka, i
rozpoczęłam wędrówkę po swoim wnętrzu. Miałam wrażenie, że zwiedzam puste pokoje
dawno opuszczonej cytadeli. Siła, która częściowo ożywiała tę fortecę, zajmowała tylko
niewielką jej część. W trakcie podróży poszerzyłam granice swojej wiedzy, Uwiadomiłam
sobie, że mam w rękach nowe narzędzia, z których część była mi nie znana. Pózniej jednak
będzie czas, żeby poznać je dokładniej. Teraz najbardziej pragnęłam dowiedzieć się tego, jak
najlepiej posłużyć się tym, co miałam.
Maelen! To wezwanie przywołało mnie do rzeczywistości. Znów poczułam
ciepło uścisku Kripa, usłyszałam zatroskanie w jego głosie.
Jestem tutaj zapewniłam go. A teraz& Objęłam w pełni władzę nad
nowym ciałem. Początkowo poruszało się sztywno, jakby od dawna nie kierowano nim
właściwie. Z pomocą Kripa wstałam jednak i podeszłam do tych, którzy leżeli skrępowani,
kosmici obok Terran. Mój wzrok przenikał ich ciała, jakby były przezroczystymi
opakowaniami. Widziałam prawdziwy kształt każdego z nich.
Podobnie jak w przypadku kobiety, której postać przybrałam, w ciałach Terran nie
przebywały prawdziwe istoty, lecz jedynie siły napędowe. Dziwne to było na Słowo
Molastera, jakie to było dziwne! Nie mogłabym stawić czoła tym, którzy pierwotnie tam
mieszkali. Wątpię, czy nawet Starsi byliby do tego zdolni. Kimkolwiek były te uśpione istoty,
niegdyś władały potężną mocą, nieskończenie potężniejszą niż ludzie, którymi zawładnęły
ledwie blade cienie ich poprzednich świadomości.
Wiedząc, kim są naprawdę, mogłam je pokonać, wypędzić je z ciał, które skradły.
Krip, wciąż trzymając mnie za rękę, zasilił mnie swoją energią. Po wygnaniu obcych
sprowadzenie prawowitych właścicieli nie stanowiło już trudności. Terranie poruszyli się,
otworzyli oczy, które miały przytomny i rozumny wyraz.
Trzeba koniecznie zniszczyć korony poinformowałam kapitana Fossa. One
spełniają rolę przekazników ich mocy.
Oczywiście. Krip wypuścił moją dłoń i poszedł na drugi koniec komnaty.
Nadepnął jakiś przedmiot, który tam leżał, zgniatał go magnetycznymi podeszwami swoich
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates