[ Pobierz całość w formacie PDF ]
tomnego, i rozpoczął sztuczne oddychanie metodą usta-usta, początkowo
jednak zapomniał o zaciśnięciu skrzydełek nosa i dopiero kiedy poczuł na
twarzy swój własny oddech, naprawił owo zaniedbanie.
Przywrócenie życia nieznajomemu stało się dla pasterza prawdziwie
męskim wyzwaniem, rzuconym mu przez los. Czynił więc znacznie wię-
cej, niż nakazywałoby zwykłe poczucie obowiązku, przez cały czas obie-
cując sobie, że rzuci palenie, ponieważ płuca pękały mu przy każdym wy-
dechu, między zaś jednym a drugim wysiłkiem obrzucał wyzwiskami nie-
ruchome ciało, nazywając je hijo de puta i hijo de perra, i na koniec był
święcie przekonany, że jeśli nieznajomy ożył, to wyłącznie dla- tego, że
jego duch powrócił do ciała z zamiarem odnalezienia autora wszystkich
tych zniewag.
Zdążył wypalić dwa papierosy, przyglądając się, jak niedoszły wisielec,
jęcząc i stękając, powraca do przytomności. Kiedy Dionisio wciągnął do
płuc słodkie powietrze sierry, pomyślał, że pewnie znalazł się w raju, a
kiedy otworzył oczy i zobaczył wznoszące się wokół niego potężne, zanu-
rzone w chmurach szczyty, nakryte śnieżnymi czapami, wówczas był już
pewien, że to istotnie raj.
Pasterz sprowadził Dionisia na dół, podtrzymując go mocno ramionami
i kierując jego krokami. Jeden rzut okiem na samochód uświadomił mu,
kogóż to wyrwał z objęć śmierci. Dla samej przyjemności poprowadzenia
antycznego wehikułu odwiózł Dionisia do miasta i zostawił na posterunku
policji, oddając go w ręce Ramona, który gdy tylko zobaczył przyjaciela,
natychmiast zabrał go do kliniki. Mastodontyczna pielęgniarka kazała im
czekać, ale Ramon wyciągnął pistolet z kabury i pod grozbą natychmia-
stowego aresztowania zmusił ją do bezzwłocznego zajęcia się pacjentem.
Następnie zawiózł Dionisia do domu i nie odstępował go przez najbliższe
dwa tygodnie.
Co do pasterza, korzystał z zasłużonego rozgłosu, jaki przyniosło mu
uratowanie słynnego Dionisia Vivo, kiedy ów usiłował powiesić się nad
przepaścią, tak że przez najbliższy miesiąc ani razu nie musiał sam płacić
za swoje drinki. Jego historia obiegła całe miasto, oczywiście odpowiednio
wzbogacona i podkoloryzowana, i niebawem wszyscy już wiedzieli, że
Dionisio Vivo po raz kolejny powstał z martwych. Ludzie wręcz twierdzi-
li, że wybrał śmierć na oczach wszystkich wyłącznie po to, by udowodnić
swoją niezniszczalność. Ma przecież teraz dwa jaguary, dokładnie takie
same jak Aurelio Czarnoksiężnik, a to najlepszy dowód, że historie, jakie
o nim opowiadają, są prawdziwe, może nie, cabron? Wszyscy przecież
wiemy, jacy ludzie posiadają dwa oswojone jaguary, czarne niczym sam
Cerber, prawda, cabron? Każdy też może na własne oczy zobaczyć ślad po
zaciśniętej pętli na jego szyi i bliznę w miejscu, gdzie przeciął sobie gar-
dło, nie wykrwawiając się przy tym na śmierć; najlepszy dowód, że to
święta prawda, co o nim gadają, amigo.
Kobiety w obozowisku urządziły prawdziwe bachanalia, Janita zaś,
usłyszawszy o całym wydarzeniu, zaraz napisała do Aniki, że Dionisio
usiłował pozbawić się życia. Dlaczego, na Boga, nie wyznasz mu
prawdy? - pisała. - Dionisio ma tu za sobą wszystkich i bez trudu poradzi
sobie z El Jerarcą. Anika jednak, czytając o szaleństwie Dionisia i jego
heroicznej boleści, pobladła tylko, wstrząsana dreszczem, i nadal wycze-
kiwała nadejścia czasów, kiedy ich miłość będzie mogła rozkwitnąć bez-
piecznie.
Dionisio wypłakał już wszystkie łzy. W czasie wolnym od zajęć prze-
siadywał bez końca po barach, pijąc, paląc papierosy dosłownie jeden za
drugim, i wdając się w pogawędki z rozmaitymi wagabundami. Zarzucił
muzykę, gdyż znienawidził wszystko, co czyniło go sentymentalnym. Nie
oglądał telewizji, bo przestało go interesować, co się dzieje w świecie.
Jego jedynym zajęciem stało się rozpamiętywanie tych rzeczy, które Ani-
ka lubiła albo których nie znosiła, i nawet podczas zwykłej przechadzki
skrzętnie notował wszystko, na co ona z pewnością zwróciłaby uwagę, aż
w końcu jakby wchłonął w siebie całą osobowość ukochanej, znajdując
dzięki temu sposób, by bezustannie prze- bywać w jej towarzystwie.
Kiedy zasypiał, widział wyłaniające się z mroku i rozpraszające się w
nim po chwili twarze krewnych i przyjaciół, udzielających mu różnych
sprzecznych rad i pouczeń. W snach przeżywał prawdziwą huśtawkę: od
pewności sukcesu po otchłań pustki, jaka teraz wypełniała jego życie.
Na jawie doświadczał okresów lodowatego spokoju i obojętności, po
których następowały okresy ślepego gniewu, po nich okresy sięgającego
dna upodlenia, zakończone skrajnym wy- czerpaniem, po którym zapadał
w sen pełen koszmarów i potem budził się skąpany w oceanie potu i
obłędnego strachu. W te noce, kiedy nie mógł spać, przebiegał z zamknię-
tymi oczami całe kilometry, jakoś szczęśliwie bez wypadku, robił pomp-
ki, aż trzeszczały wszystkie kości, płodził setki kiepskich poematów albo
pakował prezenty dla Aniki, których całe pudła składał w pokoju Jereza.
Napisał do niej list, że musi się z nią zobaczyć po raz ostatni i że po tym
spotkaniu nie będzie jej o nic więcej prosił; mając świadomość, jak nie-
wiele życia mu jeszcze pozostało, pragnie po raz ostatni zobaczyć jej
twarz i usłyszeć głos. Ku jego zdumieniu, Anika odpisała, że się zgadza.
Podała mu nazwę restauracji i dokładną godzinę, błagając go jednocze-
śnie, aby nikomu nie mówił o swoim przyjezdzie do stolicy.
Jeśli Anika nie stoczyła się w otchłań szaleństwa, to wyłącznie dlatego,
że przyczyna jej pozornej zdrady nie stanowiła dla niej żadnej zagadki, i
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates