[ Pobierz całość w formacie PDF ]
mogą wrócić. Przy drzwiach wejściowych położymy jedną szablę, a przy werandzie drugą.
Anna skrupulatnie wykonała wszystkie polecenia babci. Potem razem poszły do pokoju na
piętrze, odsunęły szafkę z książkami i wyjęły obluzowane klepki. Wyciągnięte ze skrytki
pamiętniki i listy odsłoniły kasetkę pełną złotych rubli i kopertę z pożółkłymi
dokumentami. Wśród nich był testament Szczęsnego Połońskiego, najwyrazniej
sporządzony jeszcze przed opuszczeniem ojczyzny. Przez chwilę panie podziwiały
zamaszyste pismo na czerpanym papierze, opatrzonym łąkową pieczęcią.
Z pobieżnej lektury wynikało niezbicie, że Szczęsny obiecywał swojemu druhowi,
niejakiemu Kalikstowi Taborskiemu, za opiekę i godny pochówek w razie nieszczęścia,
jedną czwartą wszystkiego, co posiada, a resztę sprawiedliwie przekazuje swojej rodzinie,
z wyrazami wdzięczności za wspaniale dzieciństwo i pamięć o nim, kiedy szczęśliwie
połączy się z Bogiem.
Babcia i wnuczka spojrzały na siebie z triumfalnym błyskiem w oczach.
- Jesteśmy bogate! - zawołała Anna i odtańczyła taniec zwycięstwa dokoła pokoju, czym
mocno zaniepokoiła kocią mamę i jej dzieci. Pomruki niezadowolenia kazały dziewczynie
natychmiast ściszyć głos.
- Aneczko, musisz być rozsądna. Co do spadku po przodkach, to jak wiesz, sprawa
wymaga procesu i ogromnej ostrożności. Teraz już wiem, czego szukał Taborski w
naszym domu. Wszyst-
ko to jest jednak palcem na wodzie pisane. Uda się albo nie uda. Pewne są tylko pieniądze
leżące w tej kasetce. Starczą nam na długo. Trzeba będzie korzystnie je sprzedać, nie
narażając się na niebezpieczeństwo. Kasetkę ukryjemy w tym samym miejscu, a ty masz
pamiętać, że sięgniemy do niej tylko wtedy, kiedy naprawdę będziemy do tego zmuszone.
I nikomu o tym nie opowiadaj, na miłość boską. Nie można kusić losu. Kto nas tu obroni?
Mam nadzieję, że włamywacze uwierzyli w moją opowiastkę. Jeśli nie, to przyjdą tu
jeszcze parę razy i będą szukali tak długo, aż znajdą.
Anna nie miała odwagi powiedzieć babci o pokrewieństwie Krzysztofa z Taborskimi.
Gorączkowo szukała jakiegoś wyjścia z sytuacji, w końcu doszła do wniosku, że jednak
nie powinna zatajać tej informacji. Obawiała się, że Izabela wyrzuci Krzysztofa z domu.
Ta myśl nie dawała jej spokoju.
Kiedy zeszły do kuchni na herbatę, z własnej i nieprzymuszonej woli pozmywała
naczynia, a potem usiadła naprzeciw babci spokojnie układającej pasjansa i zaczęła
pomału, krok po kroku, relacjonować poranne wydarzenia. Izabela słuchała z
roztargnieniem, ale na dzwięk nazwiska Tabor-skich podniosła wzrok znad kart i zapytała:
- Ufasz mu? Jesteś tego pewna?
- Sama nie wiem, babciu. Poradz mi, co robić. On mi się bardzo podoba. Jest dokładnie
taki, jaki powinien być wymarzony chłopak. Tylko to pokrewieństwo z Taborskim spędza
mi sen z powiek.
- Myślę o tym włamaniu. Czy przypadkiem nie ma to jakiegoś związku Z tą przeklętą
rodziną? Jak widzisz, szukali testamentu, który naprawdę istnieje. Zniszczenie tych kartek
otwiera naszym wrogom drogę do wielkiej fortuny. Nie wiem, czy powinnyśmy
przechowywać je w domu.
- Babciu, zmieniasz temat.
- Wybacz, dziecko, teraz ważniejsze jest to, co nam zagraża, niż twoje wątpliwości na
temat Krzysztofa.
Izabela z głębokim namysłem zaczęła roztrząsać ten problem. Bala się o wnuczkę i o samą
siebie. Dom był duży i nie miał żadnych porządnych zabezpieczeń. Niepożądani goście
mogli wejść przez drzwi frontowe, przez dużą werandę i przez garaż, nie mówiąc już o
oknach bez krat. Nie miały nawet psa. Jedynym obrońcą, a raczej obrończynią była kotka,
teraz zajęta niemal wyłącznie swoimi dziećmi. Włamywacze bez trudu mogli tu wtargnąć i
zrobić z bezbronnymi kobietami wszystko, na co im przyjdzie ochota.
Może powinny wyjechać na jakiś czas? W końcu są wakacje. Ale kto zajmie się koteczką?
A monety ukryte przez męża? Nawet ich nie przeliczyły. Muszą być sporo warte.
Prawdziwe zabezpieczenie na czarną godzinę. Kochany staruszek. Zadbał o wszystko.
Izabela westchnęła i niecierpliwym gestem zebrała karty ze stolika. Zaczepiła przy tym
rękawem o filiżankę, która z brzękiem spadła na podłogę i była teraz smętną garstką
skorup.
- Szkoda. To była moja ulubiona filiżanka z cienkiej porcelany.
- Ja posprzątam. - Anna zerwała się z krzesła i pobiegła po miotełkę i ściereczkę. Po
powrocie raz jeszcze zadała babci dramatyczne pytanie: -Czy mogę się z nim spotykać,
wiedząc o jego pokrewieństwie z Taborskim?
- Nie wiem, dziecko. Sprawia jak najlepsze wrażenie, ale sama widzisz, że w grę wchodzi
jakiś legendarny spadek i ogromne pieniądze. Na pewno musisz być ostrożna. Nie
zakładam, że jest w zmowie ze swoją szaloną rodziną, ale i nie wykluczam. Nie umiem
jednoznacznie stwierdzić, że coś się za tym kryje. A jeśli to wielka miłość? Jakże mogła-
bym stanąć ci na drodze do szczęścia?
- Jesteś kochana, babciu. - Anna rzuciła się Izabeli na szyję. - Przyrzekam, że będę
ostrożna. Od dziś możesz mnie traktować jak zupełnie dorosłą osobę. Taką naprawdę
poważną i odpowiedzialną.
Przed snem razem obeszły cały dom i sprawdziły, czy wszystko jest dokładnie zamknięte.
Uspokojone wynikami inspekcji poszły do swoich sypialni. Koteczka jak zwykle
upomniała się o wieczorną porcję pieszczot.
- Widzisz, maleńka? Wszystko jest w porządku. Wprawdzie straciłam ulubiony szlafrok,
ale za to znalazłam skarb dziadka i testament Szczęsnego. Jesteśmy teraz bogate i bardzo
zadowolone z siebie, a ja najbardziej z tego, że babcia nie zabroniła mi spotykać się z
Krzysztofem. Chyba bym te-
go nie przeżyła. Idz do dzieci, maleńka. Dlaczego ty jeszcze nie masz imienia? Jak można
nazwać prążkowaną piękność? Powinno to być szeleszczące, miłe imię. Co powiesz na...
nie wiem. Porozmawiamy o tym jutro. Jestem bardzo śpiąca.
11
Izabela czuła się rano gorzej niż zwykle. Z trudem wstała, żeby zrobić śniadanie dla Anny.
Wnuczka z niepokojem obserwowała babcię, wreszcie posadziła ją przy stole i
zadysponowała:
- Dzisiaj sama zajmę się wszystkim, a ty odpocznij. Wczoraj był okropny dzień. A może
zawołamy lekarza? Mam wrażenie, że nie jesteś w najlepszej formie, chociaż nie chcesz
się do tego przyznać.
- To nic, zle spałam. Zaraz wszystko wróci do normy - powiedziała Izabela, ale widać było,
że z trudem jej przychodzi bagatelizowanie złego samopoczucia. W pewnej chwili oparła
głowę na ręku, żeby ukryć przed Anną grymas bólu.
- Zadzwonię po doktora - oznajmiła dziewczyna i nie czekając na sprzeciw, wybiegła do
holu. Po rozmowie z lekarzem, który obiecał przyjść po południu, odprowadziła Izabelę do
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates