[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gardło.
Jego dłoń delikatnie masowała brzuch Shallie, gdzie rosło jej dziecko.
- Czy tobie to odpowiada? - zapytał.
Jak mogłaby odrzucić taką ofertę? Czy byłaby w stanie pozbawić swoje dziecko
takiego opiekuna? Jedno jest pewne: nie był to najlepszy moment na wyznanie praw-
dy o biologicznym ojcu dziecka.
- Bardzo mi odpowiada - wyszeptała cichutko, przezwyciężając drżenie ust. - To
wspaniała propozycja.
R
L
T
ROZDZIAA DZIESITY
Prawie wszystkie kobiety biorące udział w imprezie na cześć przyszłych mam i
dzieci już wyszły, kiedy Shallie zaczęła się bawić z sześciomiesięcznym Jacobem
Savage'em, którego trzymała na kolanach. Dziecko gaworzyło i robiło minki, co wy-
wołało wzruszenie u Shallie oczekującej narodzin potomka już za cztery miesiące.
- On jest taki rozkoszny - powiedziała Shallie do Ellie Savage, matki dziecka.
- To taki nasz mały cud - przyznała Ellie. Pomagała Peg Lathrop posprzątać wnę-
trze Od Zmierzchu do Zwitu, które zamknięte było przez cały dzień ze względu na
imprezę. Obie ciąże, zarówno Shallie, jak i Ali, zaczęły być widoczne w tym samym
czasie, dlatego też Peg oraz Ellie zdecydowały, że zorganizują połączone przyjęcia dla
obu przyszłych mam.
Impreza została zorganizowana wspaniale, a szczodrość kobiet z Sundown kom-
pletnie zaskoczyła Shallie, bo dla niektórych z nich była przecież zupełnie obcą osobą.
Ali również nie mogła się temu nadziwić, a teraz z bardzo zafrapowaną miną zajmo-
wała się zbieraniem swoich prezentów, które J.T. miał zabrać do domu.
Jej wszyscy nowi przyjaciele z Sundown byli wspaniałymi ludzmi. Shallie zdą-
żyła w ciągu ostatnich miesięcy od ślubu z Makiem poznać całkiem dobrze Lee oraz
jego żonę Ellie. Zaczęła nawet podziwiać tę młodą dziewczynę, która borykała się z
epilepsją, ale mimo ciężkiej choroby umiała cieszyć się życiem, nawet jeśli wiązało
się to z dużym ryzykiem dla jej ciała. Takim wyzwaniem było na pewno zajście w
ciążę, a potem urodzenie tego niesamowitego dziecka.
- Hej, maleństwo, twoja mamuśka mówi, że jesteś jej małym cudem - powie-
działa Shallie, unosząc dziecko aż na wysokość ramion, a potem przytulając je do sie-
bie. - Muszę jej przyznać rację. Jesteś taki grzeczny - wyszeptała, głaszcząc go deli-
katnie po główce i wdychając głęboko jego specyficzny zapach noworodka. Już nie-
długo sama urodzi dziecko swoje i Maca.
- Wydaje mi się, że jest już wystarczająco schludnie - powiedziała Peg, rozglą-
dając się po czystej sali.
R
L
T
- Jesteście niesamowite - orzekła Ali, przyglądając się uważnie Peg oraz Ellie.
- Zgadzam się - przytaknęła Shallie i włożyła małego Jacoba prosto w wycią-
gnięte ręce Ali.
- Czy macie pozwolenie na przyłączenie się do imprezujących kobiet? - spytała
Peg, kiedy drzwi frontowe się otworzyły.
- Czy ktoś tutaj wypowiedział głośno słowo impreza"? - huknął J.T., kiedy ra-
zem z Makiem, Cutterem Reno oraz Lee Savage'em wkroczyli do Od Zmierzchu do
Zwitu.
- Tak nam przykro, panowie. Jesteście spóznieni, bo już po wszystkim. Aapcie
się za prezenty, które trzeba przenieść do samochodów. - Ellie obdarowała Lee ciężką
paczką z pieluchami, zabrała Jacoba z objęć Ali i zaczęła nakładać na chłopczyka zi-
mowy kombinezon.
- Jak sobie, panowie rozrabiaki, zapełniliście czas przez ostatnich kilka godzin? -
zapytała Peg i sięgnęła po kurtkę.
Cutter podszedł do niej szybko, aby jej pomóc ją nałożyć.
- Nie robiliśmy nic specjalnego, zagraliśmy malutkiego pokerka, tak po przyja-
cielsku.
- Po przyjacielsku? Skończyło się prawie na podrzynaniu gardeł - wypalił J.T.
Lee klepnął go mocno po plecach i wskazał paczki z prezentami do wyniesienia.
- Bądz dla niego miła, Shallie. Twój facet nie miał dzisiaj szczęścia - wybuchnął
śmiechem J.T.
- Karciane potwory - burknął Mac.
- On zupełnie nie ma talentu do pokera. - J.T. wskazał ruchem głowy na Maca. -
Jest za to świetny w przegrywaniu.
Mac podszedł do Shallie i usiadł z obrażoną miną.
- Co się stało, kochanie? Czy ci złośliwi faceci uwzięli się dzisiaj na ciebie? -
zapytała Shallie czułym głosem i poklepała go po ręku.
R
L
T
- Ograli mnie z pieniędzy na lunch, mamusiu - wyznał, starając się rozśmieszyć
Shallie. Zmiechem wybuchnęła nie tylko ona, ale i reszta przyjaciół. Potem pozbierali
swoje prezenty i opuścili lokal.
- Już myślałem, że nigdy nie wyjdą - powiedział Mac i posadził sobie Shallie na
kolanach. Pocałował ją czule i uśmiechnął się do niej. - Czy jesteś zadowolona z łu-
pów?
- Niezle się obłowiłam. Poczekaj, aż zobaczysz wszystkie prezenty
- Mam nadzieję, że dobrze się bawiłaś?
- Zwietnie. Ci wszyscy ludzie tutaj... są tacy wspaniali. Ponownie ją pocałował.
- Tak samo jak ty. To co, ładujemy prezenty na samochód i jedziemy do domu?
- Dobrze, jedzmy. Jestem skonana, bo otwieranie prezentów jest bardzo wyczer-
pujące.
- Czy nadgarstek ci doskwiera?
- O nie, nic z tych rzeczy - zaprzeczyła szybko, widząc jego zaniepokojone spoj-
rzenie. Zachowywał się tak od miesiąca, kiedy lekarze zdjęli jej gips z ręki. - Czy
przestaniesz się wreszcie martwić o mój nadgarstek? Dobrze się zrósł i nie ma co tra-
gizować. Czy możemy wreszcie przenieść prezenty do samochodu i pojechać do do-
mu?
- Ty nie będziesz nic przenosić. Ja się tym zajmę.
Mac przesadzał ze swoją opiekuńczością. Gdyby mógł, trzymałby Shallie pod
szklanym kloszem.
- Zostań tutaj przez moment - powiedział, zsuwając ją delikatnie ze swoich ko-
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates