[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przeszyła mu serce, w tym miejscu, z niemal takim samym zainteresowaniem jak
Wilk, Konrad oglądał złoty symbol.
Chłopak schylił się po kołczan.
 Zostaw!  warknął rozkazująco Wilk.  Stąd pochodzi, niech tu zostanie.
Konrad zamarł.
 Ale. . .  zaczął.
Wilk machnął niecierpliwie ręką.
 Chłopska broń  prychnął.
Konrad patrzył na szary teraz od popiołu kołczan. Był jego jedyną pamiątką po
Elyssie. Ale dopóki ma dziewczynę w pamięci, niepotrzebne mu żadne pamiątki
po niej, zadecydował. Dopóki ją pamięta, ona żyje.
Tak jak ocalał most na rzece, ocalał również most zwodzony nad fosą. Kiedy
przez niego przejeżdżali, kierując się ku wsi, Konradowi coś się przypomniało.
 Jeszcze jedno, panie  powiedział.
106
 Co?
 W przeddzień napaści, w wiosce zjawił się jakiś obcy. Rycerz w zbroi
z brązu.
Wilk zatrzymał konia, obrócił go i spojrzał na Konrada. Nic nie mówił, czekał
na dalszy ciąg.
 Przejechał o świcie przez wioskę i wszystko jakby na ten czas ucichło.
Trudno to teraz wyjaśnić. Chyba tylko ja i Elyssa go widzieliśmy, chociaż świad-
ków powinno być o wiele więcej. Kiedy był w wiosce, czas jakby się zatrzymał.
 Co zrobił?
 Nic. Dojechał gościńcem, który tu był, aż tutaj, do dworu, a potem zawrócił
konia i odjechał.
 Czy koń też miał na sobie brązową zbroję?
 Tak.
 Pancerz najeżony kolcami w każdym punkcie zgięcia  w łokciach, w ko-
lanach, na kłykciach?
 Tak.
 Dwa szpikulce na hełmie jezdzca i takie same na hełmie konia?
 Tak.
 Jego ekwipunku nie zdobił żaden herb, żadne symbole, nic, po czym można
by go było zidentyfikować?
 Nic.
Wilk zacisnął dłonie na cuglach i zamilkł.
 Kto to był?  spytał Konrad.
Wilk rozejrzał się dookoła, spojrzał na niebo, spojrzał na ziemię, i w końcu,
kiedy wyczerpał już wszystkie kierunki, w jakie można było spojrzeć, mruknął:
 Mój brat. Jest moim blizniakiem. . . to znaczy, był. . .
Konradowi przypomniało się, jak Elyssa porównała brązowego rycerza do du-
cha.
 Nie żyje?  spytał.
 Gorzej  burknął Wilk. Patrzył na Konrada, ale chyba go nie widział,
myślami był w jakimś innym miejscu, innym czasie.
Konrad się nie odzywał. Jeśli Wilk ma coś do dodania, sam to powie.
W końcu Wilk pogładził konia po szyi i powiedział:
 Północ też ma blizniaka, kruczoczarnego ogiera. Kiedy osiągnęliśmy z bra-
tem wiek dojrzały, ojciec każdemu z nas dał konia. On jezdzi teraz na swoim, za-
kuty w te wszystkie blachy. On? Nie wiem, czy nie należałoby raczej powiedzieć
 to coś .
Upił łyk wody i otarł usta grzbietem dłoni.
 Rodzina, Konradzie, rodzina  podjął, kręcąc powoli głową.  Szczę-
ściarz z ciebie, że jej nie masz i nie miałeś. Dzięki temu nie zdradzi cię nigdy
najbliższa ci osoba.
107
Konrada przeszył nagle lodowaty dreszcz, bo słowa Wilka poruszyły w nim
czułą strunę  przeczuwał kiedyś, że też zostanie zdradzony przez kogoś najbliż-
szego.
Ale teraz już do tego nie dojdzie. Elyssa nie żyje.
I naraz coś odciągnęło uwagę Konrada. Odwrócił głowę i spojrzał na las. Nie
było tam nic, ale on widział. . .
 Zwierzołaki!  Rzucił ostrzegawczo, bo tylko tym słowem potrafił opisać
trzy stwory z piekła rodem, które za chwilę miały na nich runąć.
Wilk dobył błyskawicznie miecza i omiótł wzrokiem zbocze wzgórza, nad
miejscem, gdzie kiedyś stał dwór, oraz skraj rosnącego na szczycie lasu.
Północ parsknął i przestąpił niespokojnie z nogi na nogę. Jego wyczulone
zmysły również wykryły niewidoczne zagrożenie czające się między drzewami.
W chwilę potem wyprysnęła stamtąd śmiertelna trójka i z niewiarygodną szybko-
ścią pomknęła w dół zbocza!
W odróżnieniu od większości zwierzołaków, potworów rozlazłych i powol-
nych, te stwory były smukłe i muskularne, odziane w lekkie pancerze, uzbrojone
w błyszczące, zakrzywione miecze i lśniące owalne tarcze. Ich ciała przypominały
ludzkie i były pokryte sierścią w czerwono-żółte wzory; miały zęby, a na głowach
rogi.
Z taką szybkością mogły poruszać się dlatego, że. . . frunęły!
Z grzbietów wyrastały im wielkie skrzydła, dzięki którym pokonywały stromi-
znę szybciej niż jakiekolwiek stworzenie biegiem. Skrzydła przypominały ptasie;
ale zamiast piórami, pokryte były łuskami, z których każda połyskiwała w pro-
mieniach słońca.
 Chyba mamy kłopot  zauważył Wilk, sięgając szybko po hełm. Zorien-
tował się jednak, że nie zdąży wdziać nakrycia głowy i zamiast za hełm, chwycił
za tarczę.
W chwilę pózniej jeden z trzech latających stworów zanurkował w stronę Kon-
rada. Chłopiec padł na ziemię i odtaczając się w bok, poczuł na twarzy zimny prąd
powietrza przecinanego przez głownię miecza, która o włos minęła jego policzek.
Nie miał czasu tego rozpamiętywać, bo ku niemu pikowała już druga bestia,
i tym razem oberwał  jednak tylko stopą w ramię. Ale ostre szpony wyrastające
z paluchów tej stopy rozpruły mu kubrak i rozorały ciało. Turlał się po ziemi dalej,
umykając przed trzecim mutantem, który spadał na Konrada lotem nurkowym.
Wilk spiął konia i wpadł między nich, by zablokować atak. Pochylając głowę,
poderwał w górę miecz i jednocześnie wbił pięty w boki Północy. Koń stanął
dęba i czarna głownia uniosła się jeszcze wyżej. Z napastnika, ślizgającego się po
nastawionym na sztorc ostrzu i rozpruwanego od gardła po pas, bluznęła czerwona
jucha.
Zwalił się na ziemię i leżał, skrzecząc wstrętnie, póki nie uciszyły go wierz-
gające kopyta Północy.
108
Tymczasem dwa pierwsze stwory zdążyły już zatoczyć krąg i wracały, by
przypuścić kolejny atak. Tak jak poprzednio, oba zanurkowały ku Konradowi. Ten
stał już na nogach, ale znowu musiał rzucić się na ziemię, by uniknąć rozpłatania
mieczem.
Tym razem padł na plecy i machnąwszy na oślep nożem, poczuł, jak ostrze
natrafiło na przelatujące nad nim cielsko. Stwór upuścił miecz i z jego rozciętego
ramienia trysnęła krew.
Ale na Konrada, położywszy po sobie karmazynowo-żółte skrzydła, pikował
już drugi zwierzołak.
I znowu z odsieczą pośpieszył mu Wilk, wpadając na Północy między stwo-
ra a cel, który ten sobie obrał, i dzgając ostrzem w górę. Napastnik odparował
pchnięcie tarczą i odleciał w bok.
 Chyba cię nie lubią, chłopcze!  krzyknął Wilk, kiedy dwa czerwono-żółte
diabły, zatoczywszy krąg, zanurkowały znowu.
Konrad zerwał się z ziemi i skoczył po upuszczony przez stwora miecz.
 Nie!  dobiegł go ostrzegawczy wrzask Wilka, kiedy się po niego schylał.
Ale on zamykał już dłoń na rękojeści i czuł falę energii rwącą ramieniem,
rozpływającą się po całym ciele. Zdezorientowany zerknął na Wilka.
Uniósł oręż. Miecz wyglądał na ciężki, ale wcale taki nie był. Konrad ujął
go jednak oburącz, instynktownie wyczuwając, że dzięki temu emanująca z broni
energia szybciej przez niego przepłynie, wzmacniając każdy mięsień i nerw, każdą
kość i ścięgno. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates