[ Pobierz całość w formacie PDF ]
kazywali mu informacje co do dalszej drogi. Raz spróbowałem otworzyć oczy, myśląc,
że tego nie zauważy, ale wtedy odkryłem, że ustawił lusterko wsteczne w taki sposób, że
mógł prowadzić, bądz rozmawiać z łącznikami, nie spuszczając z nas wzroku.
Bez takich numerków! ostrzegł w pewnej chwili. Jak mi ktoś otworzy oczy,
zawracamy do domciu i cześć pieśni.
Zamknąłem więc oczy ponownie i zacząłem wtórować radiu: Que te quiero, sabras
que te quiero. Włosi leżący w tyle na podłodze podchwycili melodię. Kierowca rozpro-
mienił się.
Tak jest, dzieciaki, pośpiewajcie sobie, dobrze wam to idzie. Jesteście w dobrych
rękach.
57
Przed opuszczeniem Chile miałem takie swoje miejsca w Santiago, które rozpozna-
wałem z zamkniętymi oczami: rzeznie po odorze zestarzałej krwi, osiedle San Miguel
po zapachu oleju silnikowego i urządzeń kolejowych. W Meksyku, gdzie przez wiele lat
mieszkałem, zawsze rozpoznawałem wylot na Cuernavacę, bo unosił się tam charakte-
rystyczny dym z papierni, a dym z rafinerii oznaczał dzielnicę Azcapotzalco. Tamtego
przedpołudnia w Santiago nie czułem żadnego znanego zapachu, mimo że szukałem ta-
kowego z czystej ciekawości, kiedy sobie śpiewaliśmy. Byliśmy przy dziesiątym bolerze,
kiedy furgonetka stanęła.
Nie otwierać oczek szybko zaznaczył nasz kierowca wysiądziemy grzecz-
niutko, trzymając się za rączki, żeby nikt nie potłukł sobie tyłeczka.
Tak też uczyniliśmy, a następnie ruszyliśmy pod górę i znowu w dół piaszczystą
ścieżką, stromą i zacienioną. Na koniec pogrążyliśmy się w ciemnościach mniej chłod-
nych, za to przesyconych wonią świeżych ryb i przez chwilę myślałem, że dojechaliśmy
nad morze, do Valparaiso. Ale podróż trwała zbyt krotko. Kiedy kierowca pozwolił nam
wreszcie otworzyć oczy, znajdowaliśmy się w piątkę w wąskim pomieszczeniu o czy-
stych ścianach, z tanimi, ale dobrze utrzymanymi meblami. Na wprost mnie stał młody,
dobrze ubrany człowiek ze sztucznymi, przyklejonymi naprędce wąsami. Parsknąłem
śmiechem.
Przyklej je porządnie powiedziałem bo nikt nie uwierzy, że są prawdziwe.
Też się roześmiał i odkleił wąsy.
Spieszyłem się wyjaśnił.
W ten sposób przełamaliśmy lody i, żartując, przeszliśmy do sąsiedniego pomieszcze-
nia, gdzie leżał, drzemiąc widocznie, młody człowiek z obandażowaną głową. Dopiero
wtedy zrozumieliśmy, że znajdujemy się w konspiracyjnym szpitalu, niezle zresztą wy-
posażonym, a ranny to Fernando Larenas Seguel, najbardziej poszukiwany człowiek
w Chile.
Miał dwadzieścia jeden lat i był najbardziej aktywnym działaczem Frente Patriótico
Manuel Rodriguez. Dwa tygodnie temu, kiedy wracał samochodem do domu w San-
tiago o pierwszej w nocy, sam i nieuzbrojony, otoczyło go nagle czterech ludzi w cywilu
z wojskowymi karabinami. Nie padł żaden rozkaz, żadne pytanie; jeden z nich strzelił
przez szybę, a kula przebiła lewe przedramię i zraniła Larenasa w głowę. Czterdzieści
osiem godzin póznej czterech bojowników Frente Patriótico dostało się do Kliniki
Matki Boskiej Znieżnej, gdzie ranny w stanie śpiączki leżał pod strażą policji, i choć do-
szło do wymiany ognia, zdołali go wynieść i przewiezć do jednego z czterech zakon-
spirowanych szpitali ruchu. W dniu naszego spotkania z wolna odzyskiwał już zdrowie
i czuł się na tyle dobrze, by odpowiadać na zadawane pytania.
Kilka dni pózniej zostaliśmy przyjęci przez najwyższe władze Frente Patriótico, przy
zachowaniu identycznych jak wcześniej, dosłownie z kina wziętych, środków ostrożno-
58
ści, z jedną istotną różnicą: zamiast w zakonspirowanym szpitalu spotkaliśmy się w ra-
dosnym i ciepłym domu ludzi należących do klasy średniej, z ogromną kolekcją płyt
wielkich mistrzów i wspaniałą biblioteką pełną już przeczytanych książek; rzecz rzadka
nawet w dobrych czytelniach. Nasi rozmówcy mieli wystąpić z zasłoniętymi twarza-
mi, uznaliśmy jednak, że lepiej z tego zrezygnować, ograniczając się do pewnych zabie-
gów technicznych: odpowiedniego ustawienia świateł i sposobu kadrowania. W efekcie,
co widać na filmie, są bardziej przekonujący, a w dodatku więcej w nich człowieczeń-
stwa, a mniej okrucieństwa niż przy tradycyjnie prowadzonych wywiadach z działa-
czami podziemia.
Po serii najróżniejszych spotkań z osobistościami życia publicznego zarówno
tymi, którzy działają oficjalnie, jak i tymi, którzy pozostają w pełnej konspiracji do-
szliśmy z Eleną do wniosku, że powinna ona wrócić do swych normalnych zadań w Eu-
ropie, gdzie od jakiegoś czasu stale mieszka. Jej działalność polityczna jest zbyt ważna,
by tutaj, bez koniecznej potrzeby narażała się na niebezpieczeństwo, a mnie nabyte
dotąd doświadczenia pozwalają już bez jej pomocy dokończyć pozostałe wątki filmu,
łatwiejsze w realizacji. Po dziś dzień nie spotkałem Eleny, a wtedy, gdy patrzyłem, jak
idzie w kierunku stacji metra, ponownie ubrana w spódniczkę w szkocką kratę i moka-
syny, jak uczennica, uświadomiłem sobie, że będzie mi jej brak bardziej niż bym sądził,
po tylu dniach fikcyjnego związku i tylu wspólnych przejściach.
W przewidywaniu, że zagraniczne ekipy będą kiedyś musiały wyjechać z Chile albo,
co gorsza, otrzymają zakaz dalszego kręcenia, zwróciłem się do jednego z oddziałów
podziemnego ruchu oporu o pomoc w zebraniu ekipy młodych filmowców należą-
cych do ich organizacji. Był to dobry pomysł. Zespół ten wykonał powierzone mu za-
danie równie szybko i z równie świetnym rezultatem co pozostałe, a przy tym okazy-
wał niezwykły entuzjazm do tego, co robi; zapewniono nas, że są to ludzie godni całko-
witego zaufania i doskonale potrafią sobie poradzić w przypadku ryzyka. Pod koniec,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates