Bolesław Prus PlacĂłwka 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

Ale parobek nie ruszył się. Więc sama schwyciła chłopca za nogi i wydarła go ojcu. Stasiek zawisł głową na dół, rękami ciężko
uderzył o ziemię, a z nosa popłynęło mu trochę krwi.
Teraz Owczarz wyrwał jej dziecko i ująwszy wpół zaniósł do izby na ławę. Za nim poszli wszyscy z wyjątkiem Magdy, która
kręciła się nieprzytomna po dziedzińcu i nagle z rozkrzyżowany-mi rękoma poczęła biec do gościńca wołając:
- Ratujcie!... Staśka ratujcie!... Kto w Boga wierzy... Potem znowu zawróciła w stronę chaty, ale nie weszła tam.
Padła na przyzbę i zwinąwszy się tak, że głową dotknęła kolan zaniosła się od spazmatycznego płaczu jęcząc:
- Ratujcie!... Kto w Boga...
W chacie Zlimak wpadł do komory, wdział na siebie sukmanę i wybiegł przed dom. Chciał lecieć, nie wiadomo gdzie; więc
biegał po dziedzińcu tam i na powrót, bezładnie machając rękoma.
Jakiś głos wewnętrzny wołał w nim: "Ojcze, ojcze!... żebyś ty był górę ogrodził płotem, nie utonęłoby dziecko."
A chłop odpowiadał: "Nie ja winien!... To Niemcy go oczarowali śpiewaniem..." Na gościńcu zaturkotał wóz. Krótko zatrzymał
się przed wrotami i pojechał dalej. Za chatą rozległo się ciężkie stąpanie i kaszel: na dziedziniec wszedł bakałarz z laską w ręku,
bez czapki.
- Jak tam chłopcu? - zawołał do Zlimaka. A nie mogąc doczekać się odpowiedzi wszedł do izby.
- Jak chłopcu? - zapytał od proga. Stasiek leżał na ławie; matka, usiadłszy obok, głowę jego oparła na swoich kolanach szepcząc
do siebie:
- Jużci, że go po trochu odchodzi, kiedy krew płynie... Nawet jest cieplejszy...
- Jakże... - powtórzy! bakałarz trącając Owczarza.
- Bo jo wiem?... - rzekł cicho parobek. - Ona mówi, że mu lepiej, a chłopak jak się nie ruchał, tak i nie rucha. Bakałarz rzucił
laskę w kąt i podszedł do ławy.
- Daj mi gęsie pióro... - rzekł do Jędrka.
Osłupiały chłopak zamiast odpowiedzi wzruszył ramionami.
- Więc daj trzcinę albo jaką rurkę...
- Nie ma tu nijakiej rułki - mruknął Jędrek.
Bakałarz obejrzał Staśka i kazał odejść matce. Posłuszna, cofnęła się na środek izby i z otwartymi ustami, niekiedy szlochając,
patrzyła. Stary wysunął ławę, zdjął ze Staśka przemoczoną koszulę, a następnie siłą wydobył mu język.
- Jezu! co on wyrabia... - mruknęła matka.
Zlimak od czasu do czasu zaglądał z podwórza przez okienko; ale wnet cofał się nie mogąc patrzeć na blade ciało syna.
Teraz bakałarz ułożywszy wzdłuż bioder ręce Staśka podniósł je do góry, aż poza głowę, a potem znowu przeprowadził ku
biodrom. Znowu je podniósł, znowu opuścił i tak podnosił i opuszczał, ażeby tym ruchem wywołać w dziecku oddech. Zlimak
przypatrywał się zza okna, osłupiały Jędrek stał pod kominem, matka szlochała. W końcu nie mogąc zapanować nad sobą
kobieta zerwała chustkę i schwyciwszy się rękoma za włosy poczęła bić głową o ścianę jęcząc:
- A po cóżem ja cię na ten świat wydała!... A po cóżeś ty się urodził?... Dziecko jak złoto... tyle chorób wytrzymał i patrzajcie
się... utonął!... Dopiero co był w tej izbie... - wszyscy go widzieli i patrzajcie - utonął!... O miłosierny Boże, za cóżeś mnie tak
ciężko skarał?... %7łeby dziecko jak szczenię w gliniance zginęło bez ratunku... bez żadnego ratunku!...
Osunęła się po ścianie na kolana i klęcząc jęczała rozdzierającym głosem. Z pół godziny bakałarz pracował nad otrzezwieniem
Staśka. Poruszał mu ręce, ugniatał piersi i słuchał, czy nie odezwie się serce. Ale chłopak nie dał Maku życia. Wtedy stary
nauczyciel widząc, że nic nie poradzi, nakrył zwłoki dziecka płachtą, przeżegnał się, wyszeptał pacierz i - opuscił chatę. Za nim
wysunÄ…Å‚ siÄ™ milczÄ…cy Owczarz.
Na podwórzu zabiegł nauczycielowi drogę Zlimak. Wyglądał jak pijany.
BOLESAAW PRUS  PLACÓWKA
54
- Po co wyście tu przyszli, bakałarzu?... - mówił chłop przytłumionym głosem. - Czy wam jeszcze za mało nieszczęścia?...Już
zabiliśta mi dziecko waszym śpiewaniem i czego' więcej chcecie?... Czy zgubić mu duszę, póki jeszcze nie odeszła na tamten
świat, czy resztę nas żyjących przekląć, abyśmy wszyscy zmarnieli?...
- Co wy mówicie, Zlimaku?... - spytał bakałarz patrząc na niego z przerażeniem.
Chłop począł kręcić głową i rozrzucać rękoma, jakby mu tchu brakło.
- Nie gniewajcie się, panie - rzekł. - Wy dobry człowiek, jo wiem... Niech was Bóg nagrodzi... I nagle pocałował bakałarza w
rękę.
- Ale już idzta stąd... On bez was, Niemce, zginął, mój Stasiek!... - wykrzyknął chłop. - Raz oczarowaliśta go, że ino zemdlał,
ale teraz... użyliście takiej mocy, że mi utonął...
- Człowieku! - zawołał bakałarz - co ty mówisz?... Alboż my nie chrześcijanie jak i ty?... Czy nie odżegnywamy się szatana i
spraw jego jak i wy?...
Chłop patrzył mu w twarz błędnym wzrokiem.
- A bez cóż on utonął?...
- Mógł się pośliznąć. Czy ja wiem?
- Woda w dołku jest tak płytka, żeby z niej wyskoczył... Ino zamroczyło go wasze śpiewanie... Już go drugi raz zamroczyło-..
Nieprawda, Owczarzu?...
Owczarz kiwał głową.
- Może chłopiec miewał konwulsje? - spytał nauczyciel.
- Nigdy.
- I nigdy na nic nie chorował?
- Nigdy!... Owczarz kręcił głową.
- On był od zimy chory - odezwał się parobek.
- Hę? - spytał Zlimak.
- Prawdę mówię - ciągnął Owczarz. - Od zimy, kiej go tak raz zaziębiło, co aż tydzień leżał, Stasiek był chory. Przeleciał, [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates