[ Pobierz całość w formacie PDF ]
dla nich czyste ubranka. Potem rozłożyła na kolanach ręcznik,
na którym położono chłopca, by doktor mógł obejrzeć jego
odparzoną skórę. Chłopiec wyrywał się jak węgorz i
wrzeszczał ze wszystkich sił.
- Kiedy one dostały coś do jedzenia? - spytał James.
- Och, nie wiem, chyba dziś rano. Karmiła je mama, a ona
wcześnie wychodzi z domu.
- Więc nakarm je teraz. Nic im nie dolega. Były głodne,
brudne i mokre. Czy chcesz, żeby zabrano je na kilka tygodni
do dziecięcego szpitala, gdzie będą miały dobrą opiekę?
- Tak, to chyba dobry pomysł. Przecież ja nie poradzę
sobie z dwójką bachorów. Zwłaszcza że wcale ich nie
chciałam.
- Można je oddać do adopcji.
- Nie mam nic przeciwko temu.
Janice poszła po butelki z jedzeniem, a doktor Galbraith
wyjął telefon. Billy znowu rozpłakał się, więc Leonora zaczęła
go kołysać na rękach. Kiedy Janice wróciła, wzięła od niej
jedną butelkę i przysunęła ją do ust chłopca, który pił pokarm
tak łapczywie, jakby był bardzo wygłodzony.
James odbył kilka rozmów, a potem schował telefon.
- Pielęgniarka będzie tu po południu - oznajmił - i zajmie
się dziećmi do wieczora. Masz robić wszystko według jej
wskazówek. Postaram się, żeby Billy i Daisy jak najszybciej
trafili do szpitala. A wieczorem przyjadę, żeby porozmawiać z
twoimi rodzicami. Możemy jechać - zwrócił się do Leonory. -
Pielęgniarka zadba o to, żeby dzieciom niczego nie
brakowało.
W drodze powrotnej Leonora straciła panowanie nad sobą.
- Jak ona może traktować dzieci w ten sposób? - spytała
ze łzami w oczach. - Przecież potrzeba im nie tylko ciepła i
jedzenia, ale również odrobiny miłości!
- Zostaną zaadoptowane przez ludzi, którzy będą je
kochać
- odparł. - Porozmawiam z jej rodzicami, ale
podejrzewam, że gdy tylko pozbędzie się blizniąt, znów
odejdzie z domu. Tymczasem zajmie się nimi pielęgniarka, a
ja postaram się, żeby trafiły do szpitala jutro lub pojutrze. -
Zerknął na zegarek. - Jest trzecia. Chwała Bogu, że nikt nie
dzwonił. Zjedzmy lunch.
- Mam kanapki... - zaczęła.
- Cricket znajdzie coÅ› lepszego.
Odniosła wrażenie, że jadanie posiłków w jego domu staje
się utartym zwyczajem, i poczuła się niezręcznie.
- Jeśli pan pozwoli, to wolałabym pojechać do
przychodni.
- Nie pozwolę. I proszę do mnie mówić James. Przecież
jesteśmy kolegami, prawda?
- Chyba tak... - odparła z wahaniem. - Na pewno nie
będzie pan miał nic przeciwko temu?
- Ależ skąd. To nam ułatwi współpracę, a pewnie
będziemy widywać się dosyć często, przynajmniej przez jakiś
czas.
Czy to znaczy, że on już szuka następnej recepcjonistki?
- pomyślała z niepokojem. Fachowej pielęgniarki, która
umie odróżnić niestrawność od ataku serca? I uchroni go od
pacjentów, którzy przychodzą, choć nic im nie dolega?
- W porządku, James - odparła posłusznie. A ponieważ
była głodna, nie nalegała więcej, by odwiózł ją do przychodni.
ROZDZIAA ÓSMY
Pani Crisp wróciła do pracy dwa dni pózniej. Leonora była
z tego bardzo zadowolona. Lubiła pracę w przychodni, ale
lunche w pięknym domu doktora wprawiały ją w
zakłopotanie.
Przestrzegała wyznaczonych przez niego godzin pracy i
ograniczyła rozmowy do tematów ściśle służbowych.
Stwierdziwszy, że jemu najwyrazniej odpowiada taki stan
rzeczy, poczuła się trochę zawiedziona. Odetchnęła z ulgą,
gdy pewnego dnia zatrzymał się obok jej biurka, by ją
powiadomić, że Billy i Daisy są już w szpitalu, a ich matka
spakowała rzeczy i ponownie opuściła dom rodziców.
- Jak ona mogła zostawić swoje dzieci? - spytała z
niedowierzaniem.
James uśmiechnął się smutno i potrząsnął głową, a potem
wyszedł z poczekalni, by rozpocząć wizyty. Kiedy wrócił do
przychodni, Leonora zamierzała właśnie ją opuścić.
- Dzień dobry - powiedział, zwracając się do pani Crisp, a
potem dodał jakby mimochodem: - Leonoro, w sobotę
przyjeżdża do mnie moja siostra. Chciałbym, żebyś zjadła z
nami podwieczorek.
Gdyby byli sami, pewnie znalazłaby jakiś wybieg.
Zaproszenie było kuszące, ale nie chciała przenosić ich
kontaktów służbowych na grunt towarzyski. Jednak
niezręcznie było jej odmówić w obecności pani Crisp. Zresztą
James nie dał jej takiej szansy, bo zawołał przyjaznym tonem:
- Około trzeciej! A więc do zobaczenia;
- Ciekawa jestem, kogo jeszcze zaprosił - rzekła pani
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates