[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dom konwentu w latach przedwojennych został odnowiony i przebudowany. Jako
zwykły turysta nie miałem szans na dokładną penetrację pomieszczeń zajętych przez różne
organizacje, a na razie wolałem nie zdradzać się, kim jestem. Nawet na rozkaz Misikiewicza
nie miałem ze sobą dokumentów na moje prawdziwe nazwisko.
Zbliżało się południe i postanowiłem wysłać do szefa przez telefon komórkowy
wiadomość tekstową o zajściach dzisiejszej nocy. Gdy wychodziłem z terenu zamku przez
bramę, zobaczyłem wychodzących z lewej strony, z jaru Bartka i Cezarego. Obaj żywo o
czymś dyskutowali. Nie chciałem im przeszkadzać, więc przyspieszyłem, tym bardziej że
musiałem pójść do namiotu na próby sprawdzić, czy nie jestem do czegoś potrzebny. Gdy
siedziałem na krześle w pierwszym rzędzie przypatrując się treningowi Iwana i Katii, dosiadł
siÄ™ do mnie Cezary.
- Witam! - powiedział podając mi rękę.
- Witam - odpowiedziałem.
- Słyszałem, że to ja jestem winny pańskiego poturbowania - sztukmistrz starał się
zajrzeć mi głęboko w oczy.
- Nic takiego nie powiedziałem.
- Powiedział pan, że u wszystkich w obozie paliło się światło, tylko nie u mnie.
- To prawda.
- Doskonale pan chyba zdaje sobie sprawę, że świat to jedna wielka iluzja i wszyscy
siebie nawzajem oszukujemy?
- Tak, chyba tak jest. Często gramy innych niż jesteśmy. Kłamstwo pociąga nas jak
ćmy przyciąga światło.
Zwiadomie użyłem przydomku włamywacza, chcąc sprawdzić, jaka będzie reakcja
Cezarego na to słowo. Zachował spokój, a nawet lekko się uśmiechnął.
- Jak na żołdaka, ma pan wyjątkowo dziwne porównania - rzekł Cezary. - Chciałem
powiedzieć, że może rzeczywiście nie było mnie w moim pojezdzie, ale nie ja jeden
organizowałem tej nocy wędrówki do zamku.
Sztukmistrz mówiąc te słowa wstał.
- Kto jeszcze? - udałem zaciekawionego, chociaż byłem pewien, że kłamie.
- Sam pan do tego dojdzie.
- Jak?
- Nigdy nie czytał pan kryminałów? Przestępcy zawsze wracają na miejsce zbrodni.
Cezary wyprostował się i wyszedł z namiotu. Wtedy zadzwonił mój telefon
komórkowy. To był pan Tomasz. Szybko wybiegłem przed namiot szukając zacisznego
miejsca.
- Tak? - zapytałem szefa.
- ma ukradł mi dokumenty i zdjęcia - usłyszałem.
- Kiedy?
- Przed chwilÄ….
- Gdzie pan teraz jest?
- W Papowie Biskupim.
- Zaraz oddzwonię - powiedziałem i rozłączyłem się.
Dwadzieścia minut zajęło mi sprawdzenie, kogo z cyrkowców nie ma. Iwan i Katia
wyjechali gdzieś, ale jeszcze przed chwilą widziałem ich na próbie. Dyrektor wyjechał ze
swoją małpą do weterynarza. Oprócz nich brakowało klowna Chudego, Moniki i dwóch
dziewczyn z baletu oraz całej grupy Clans . Ze wszystkich najbardziej podejrzana była
Monika. Jedną z towarzyszących jej dziewczyn była Beata. Postanowiłem podpytać ją, co
robiła Monika. Stanąłem za przyczepą, na której wiezliśmy złożony namiot, na samym skraju
obozu. Szybko zadzwoniłem do Pana Samochodzika i opowiedziałem mu o moich nocnych
przygodach.
- Jesteś absolutnie pewny, że tam w nocy czułeś ten sam zapach, którego używa panna
Monika?
- Tak.
- Dziś wieczorem, gdy zrobi się ciemno, przyjadę obejrzeć to miejsce. Wy po drugim
występie wyjeżdżacie?
- Tak. Tylko niech pan uważa na siebie, szefie.
Wyłączyłem telefon. Wtedy poczułem, że ktoś stoi za mną. To była Beata.
Uśmiechnąłem się do niej.
- Szukałem cię - powiedziałem.
- Tak? A do kogo dzwoniłeś i mówiłeś szefie ?
ROZDZIAA ÓSMY
NOCNY KOSZMAR I MA W SAMOCHODZIE " WALKA W RYTM CAPOEIRY "
LEKARKA JEDNEGO KONTAKTU " O TRESURZE ZWIERZT " PRAGNIENIA
TANCERKI " KTO KIERUJE SZTUKMISTRZEM?
Zaniepokoiło mnie to, że ma działa tak sprawnie i zdążył już upokorzyć Pawła.
Dziękowałem w duchu Misikiewiczowi za przygotowanie Pawłowi fałszywych dokumentów.
Dzięki temu ma przeszukując kieszenie i dokumenty Pawła, nie znalazł niczego, co
wskazywałoby na jego pracę w Ministerstwie Kultury i Sztuki - kto wie, jak mógłby na to
zareagować tak bezwzględny przestępca.
Wróciłem do wehikułu. Czułem się zmęczony ciągłą pogonią za przestępcami, którzy
byli coraz gorsi. Wiedziałem, że zło zawsze w ostatecznej rozgrywce przegrywało, ale forma
jaką przybierało w tych czasach, przytłaczała mnie. Wróciwszy do obozu, zastałem tam
harcerzy, którzy właśnie skończyli zajęcia terenowe. Podzieleni na grupy dzwigali pontony.
Rafał, komendant obozu, wskazał im odpowiednie miejsce na składowanie łodzi
pneumatycznych, przystawił gwizdek do ust i gwizdnął.
- Zbiórka! - krzyknął. Kontynuował, gdy wszyscy stanęli przed nim w karnym
dwuszeregu. - Wszyscy oprócz funkcyjnych mają wolne. Można leżeć, kąpać się w jeziorze,
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates