[ Pobierz całość w formacie PDF ]

przechowanie przez przyjaciela, który miał wynosić się z domu, a nie miał siły pozbyć się
kolekcjonerskich i antykwariackich zamiłowań.
Wieczorami także, nie żałując grzbietu ani kolan, szorowałem pracowicie podłogę,
wycierałem stół i jako tako okno, a kiedy uznałem, że w pokoiku jest zacisznie i przytulnie
jak w uchu, przykrywałem seledynowym kloszem jarzący się grzybek i zamykałem troskliwie
pokój, aby nabrał ciepła. Siadywałem zazwyczaj przy piecu w kantorze. Robiłem
drobiazgowe notatki bibliograficzne, którymi wypychałem specjalne pudła, zapisywałem na
luznych karteczkach głębokie sentencje i trafne aforyzmy, które znalazłem w książkach, i
uczyłem się ich na pamięć. Tymczasem nadchodził zmierzch i zaprószał karty książki.
Podnosiłem oczy ku drzwiom i czekałem na przyjście Marii.
Za oknem śnieg tracił błękit, mieszając się ze zmierzchem jak z szarym cementem.
Wyniosła ściana spalonego domu, zrudziała jak wilgotna cegła, nabiegła czernią,
nieruchomiała, jakby milkła, bezgłośny wiatr podnosił znad toru kłęby różowego dymu, rwał
je na strzępy i rzucał na siniejące niebiosa jak płatki śniegu na przezroczystą wodę. Zwykłe
przedmioty, grząska jak zgniły melon góra piasku firmowego, kręta ścieżka, brama, trotuary,
mury i domy ulicy nikły w mroku jak we wzbierającym przypływie. Został tylko nieuchwytny
szum, którym tętni najgłębsza cisza, gorący puls, którym bije ciało człowieka, i głucha
tęsknota do przedmiotów i uczuć, których człowiek nigdy nie zazna.
Na podwórzu krzątali się jeszcze ludzie. Woznica wynosił z ciemnego wnętrza szopy
pakunki, jak z worka, i ciskał je z rozmachem na platformę. Na platformie stał stary
lasownik13 z rozkraczonymi nogami. Chwytał ze stękaniem bagaż i ubijał go fachowo na
wozie, jakby układał torby gipsu albo hydratyzowanego wapna. Z wysiłku wypchnął
językiem policzek.
Kierownik stał za wozem przy starej. Uchwycił się deski przy wozie i paznokciem
bezmyślnie odłupywał drzazgę.
- Ja tam nie wiem, jestem inaczej nauczony - rzekł do starej gniewnie, wydymając
wargi. - Ale na mój rozum nie należało tak od razu. Gdzie tu głowa? Gdzie rozum? Po co był
13 Lasownik - człowiek lasujący, czyli gaszący wodą wapno palone
4
ten cały kłopot?
Stara przechyliła na ramię głowę w kapeluszu z kwiatkami. Na ziemistych policzkach
dostała od mrozu buraczanych wypieków. Wargi jej drżały z zimna. Złote zęby błyszczały zza
warg.
- Niech bardzo uważa przy pakowaniu - powiedziała ostro do lasownika. Twarz jej
drgała przy każdym ciskanym pakunku, jakby to ją rzucano na platformę. - Niech Jasio
wybaczy - zwróciła się do kierownika - że mu sprawiłam kłopot. Jasiowi się przecież
opłaciło, prawda?
- Co tam pani doktorowa ma myśleć - rzekł kierownik, wzruszając ramionami. -
Pieniądze, co je wziąłem, to dałem na mieszkanie, a tych parę ciuchów, które pani doktorowa
zostawiła u mnie, to zawsze można... Ja tam się od tego nie wzbogacę.
Zgarbiona pod szarą ścianą szopy stara przebierała z zimna nogami w wytartych,
przydeptanych pantofelkach, pociągała nosem i zwyczajem krótkowidzów, mrugając
zaczerwienionymi powiekami, patrzyła na kierownika oczyma załzawionymi. Milczała i
uśmiechała się.
- Dużo ich tam pani doktorowa obroni. I tak, i tak giemza - mówił dalej kierownik
patrząc w ziemię, na szprychy koła i na błoto pod kołami. - Co, pani doktorowa nie wie, jak
będzie? Zabiją, spalą, zniszczą, stratują, i tyle. Nie lepiej żyć? Ja tam wierzę, że przyjdzie taki
czas, kiedy człowiekowi pozwolą spokojnie handlować.
Potężny diesel z przyczepką wtoczył się w ulicę, plując dymem, i podjechał pod
bramę. Kierownik uśmiechnął się z ulgą i pośpieszył otwierać drugą szopę, ja zaś
podskoczyłem prosto przez śnieg do bramy. Traktor wepchnął się zadem na przeciwległy
chodnik i jak żuk wypełznąwszy przez rynsztok na podwórze, podjechał pod rozwartą szopę.
Z szoferki wyskoczył kierowca w brudnym kombinezonie i niemieckiej furażerce zawadiacko
osadzonej na kruczych, lśniących włosach.
- Abend. Pięćdziesiąt? - zapytał i plasnąwszy z rozmachem w ręce, wszedł, kołysząc
biodrami, do szopy. Rozejrzał się z zainteresowaniem po kątach.
- O la, la! Wyprzedaliście wszystko? - rzekł, cmoknąwszy ustami. - Duży obrót, duży [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates