[ Pobierz całość w formacie PDF ]
R
L
T
Także dzisiaj szła szybko przez park drogą w kierunku wsi, aż do poczty. Wy-
dawało się, jak gdyby Gusti dojrzała w tych ciężkich czasach, a jej powabna twa-
rzyczka straciła trochę z dziecięcej pełności. Z wesołego podlotka wyrosła cicha,
poważna dziewczyna, której oczy zdradzały, że niejedną łzę wylała w tajemnicy,
obserwując z troską upadek Feldegg.
Rodzice Gusti i Astrid także bardzo zmienili się w tym czasie. Nie tylko byli
przygnębieni tym, że Malte był gdzieś daleko na froncie, ale także nie opuszczał
ich strach przed wypędzeniem z Feldegg. Do tego dochodziło zdenerwowanie,
które przynosiła ze sobą wojna. Naprawdę w Feldegg zapanowało teraz ciężkie
życie, a los pukał swymi twardymi palcami do serc tych ludzi, do tej pory tak
zimnych i egoistycznych.
Gusti, najbardziej cierpiała z tego powodu. Kochała rodzinny dom bardziej niż
jej bliscy. A z bratem była związana bardziej niż ktokolwiek z rodziny.
I jeszcze coś innego ciążyło jej w sercu, strach i niepokój o barona Hansa von
Rippach.
Dwukrotnie przesłał on jej rodzicom z Flandrii krótkie kartki z życzeniami.
Wiedziała bardzo dobrze, że bardziej były one skierowane do niej, niż do rodzi-
ców. Ale teraz już od tygodni nie miała o nim żadnych wieści.
Może dzisiaj w końcu znajdzie się jakaś korespondencja na poczcie od niego?
Nadzieja uskrzydlała jej kroki. Na skrzyżowaniu z drogą do Rip-pach dostrze-
gła zbliżający się lekki powóz, w którym siedział zarządca Kalisch.
Przywitał się z Gusti i zatrzymał powóz.
- Aaskawa panienka z pewnością idzie na pocztę. Lepiej nie tracić czasu. Chce
panienka wsiąść i jechać razem ze mną?
Gusti uśmiechnęła się do tego wielkiego brodatego mężczyzny.
- Przyjmuję to zaproszenie z wdzięcznością - odparła i już siedziała obok nie-
go.
- Ciężkie czasy teraz nadeszły, łaskawa panienko - powiedział, kiedy konie ru-
szyły ponownie.
R
L
T
- Wola Boża.
Ale rozmowa dalej nie kleiła się. Kalisch wiedział bardzo dobrze, jak zle stały
sprawy Feldegg. Jemu, staremu doświadczonemu gospodarzowi, już od dawna
serce krwawiło, że taka piękna posiadłość schodziła na psy. Wystarczająco czę-
sto rozmawiał o tym ze swoim panem i radził mu:
- Kiedy Feldegg pójdzie pod młotek, wtedy nie możemy tego przepuścić, panie
baronie. Wiedział także, że baron tę myśl już wtedy był gotów rozważyć i wła-
śnie teraz wiózł list do swojego pana w teczce. Pisał w nim, że Feldegg stoi na
progu ostatecznej ruiny i czy zatem nie powinien go kupić na jego wniosek. Kali-
sch nie miał pojęcia o tym, że ten list już nigdy nie dojdzie do adresata, ponieważ
ze względu na nieregularność funkcjonowania poczty, nie dotarła jeszcze żadna
wiadomość do Rippach o śmierci Lutza.
Nie trwało zbyt długo, a już lekki powóz zatrzymał się przed budynkiem pocz-
ty. Kalisch pomógł grzecznie Gusti zejść z wysokiego kozła.
- Czy łaskawa panienka będzie chciała wrócić razem ze mną do skrzyżowania?
- spytał.
- Chętnie, panie zarządco.
Weszli do budynku i szybko otrzymali swoje listy.
Zarządca dostał cały stos listów z urzędów i gazet. Przejrzał wszystkie pobież-
nie, zanim wrzucił je do torby pocztowej. Wtedy zwrócił jego uwagę wąski, dłu-
gi list, który nie miał w sobie nic urzędowego. Charakter pisma na kopercie nie
był mu znany. Odwrócił kopertę i przeczytał na odwrocie: - Fundacja św. Anny.
Pokazał list Gusti.
- Aaskawa panienko, przecież to jest..., czy w św. Annie nie ma panny von Ro-
nach? A może to jest jej charakter pisma?
Gusti popatrzyła zaskoczona na adresowany do Kauscha list.
- Tak, to jest jej pismo. Jakie to dziwne... to prawie, jak gdyby nasze listy zo-
stały zamienione. Pan dostał list od Urszuli von Ronach, a na wiadomość od niej
przecież ja czekam, a ja tutaj mam list polecony od barona Lutza, na którego list
z pewnością właśnie pan czeka.
R
L
T
Gusti wzięła list i dokładnie go obejrzała.
- Tak, dalibóg, to jest jakieś dziwne.
- Wie pan co, panie zarządco, usiądziemy w powozie i oboje przeczytamy te li-
sty. Wtedy będziemy mogli może wymienić nasze wiadomości i uzupełnić je.
Tutaj jest, poza tym, kartka od mojego brata. Bogu dzięki, on żyje.
I zanim weszła na górę, przeczytała głośno kartkę:
Jestem zdrowy. Od czasu draśnięcia w ramię nie byłem ranny i mam nadzieję,
że wkrótce dostanę od was wiadomość. Wczoraj i dzisiaj ciężkie walki. Jutro na-
piszę więcej.
Wasz Malte
Kiedy to przeczytała, wsiadła do powozu, położyła torbę z listami na kolanach
i szybko otworzyła list od barona Lutza. Równie szybko rozerwał kopertę z li-
stem Urszuli także Kalisch i zagłębił się w jego treść.
Prawie w tym samym czasie przestraszeni opuścili ręce i popatrzyli na siebie z
bladymi i przerażonymi twarzami. Tak siedzieli przez chwilę nie mogąc wymó-
wić słowa. W końcu z ust zarządcy wydobyło się:
- Nasz pan baron!
Gusti zaszlochała, spazmatycznie zalewając się łzami, ale nie mogła się po-
wstrzymać, kiedy zaczęły spływać po jej policzkach. Zapłakana, nie potrafiąc się
opanować, ukryła twarz w dłoniach.
Także Kalisch zmagał się z tym nagłym ciosem. Jego oczy zwilgotniały. Od
trzydziestu lat był w Rippach i znał swojego młodego pana od dzieciństwa. Był
mu drogi i cenił go, a poza tym, był dla wszystkich jego ludzi dobrym i sprawie-
dliwym panem. A teraz nie żyje.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates