[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Klęczał nad nią George %7łelazny Piechur, odziany w czarną skórzaną kurtkę. Srebrny
kolczyk w jego uchu lśnił w słońcu.
- Nie umierasz - powtórzył.
Lily uniosła głowę i spojrzała na siebie. Jej futrzany płaszcz był cały. Dotknęła twarzy
- również była cała.
- Co się stało?
George %7łelazny Piechur podał jej rękę.
- Pozwolisz, że pomogę ci wstać?
- Sama wstanę, dziękuję. Cholera, co tu się stało? Gdzie są wilki?
- Jakie wilki?
***
Podniosła się z ziemi, ale zatoczyła się na bok i o mało znów nie upadła. Była cała
poobijana i straszliwie zmęczona.Czuła się jak stratowana przez spanikowany tłum.
Trzydzieści metrów od niej w śniegu klęczał Shooks i otrzepywał rękawy.
- John! - zawołała. - Nic ci nie jest?
Detektyw wstał chwiejnie, po czym wykonał dwa niepewne kroki w jej kierunku.
- Mnie? Ależ skąd! Czuję się wręcz zajebiście! Mam tonę śniegu za koszulą i
skręciłem sobie pieprzoną kostkę. Nie widziałaś gdzieś moich okularów? Kurwa, zgubiłem
moje raybany...
Lily rozejrzała się i zobaczyła Hazawin, stojącą wśród plam cienia i słońca między
srebrnymi pniami brzóz, z brzozowymi witkami w jednej dłoni i parą ludzkich kości udowych
w drugiej.
- Widziałaś jakieś wilki? - zapytał George. Lily spojrzała na niego. Stał bardzo blisko
niej.
- Nie wiem, co widziałam. Myślałam, że... Indianin uśmiechnął się ponuro.
- Lasy pełne są snów, ale wiesz, jak to z nimi jest. Niektóre się spełniają, większość
nie.
- George, to nie był sen. To był koszmar! - Lily znów rozejrzała się dookoła i dodała: -
Słyszałam płacz niemowlęcia. Myślałam, że może to mój siostrzeniec William.
- Musimy porozmawiać - oznajmił George. - W końcu po to tu przyjechałaś. - Wbił w
nią wzrok, jakby chciał, by spuściła oczy.
Lily widziała go ostatni raz kilka dni temu i już zapomniała, jaki jest przystojny. Aż
trudno było uwierzyć, że ktoś tak miło wyglądający może być zupełnie pozbawiony
skrupułów.
- Czy to był William?
- Tak, Lily.
- Nic mu nie jest? Mów! Czy nic mu się nie stało?
- Na razie jest cały i zdrowy.
- Jak to na razie ? Gdzie on jest? Nie możesz go przetrzymywać! Ty go po prostu
uprowadziłeś!
- Nazywaj to sobie jak chcesz. Dla mnie William jest zabezpieczeniem. Ubiliśmy
interes, Lily, i muszę być pewien, że dotrzymasz swojej części umowy.
- Zabiłeś moją siostrę i szwagra! Zabiłeś mojego byłego! Zamordowałeś ich! Ty
skurwielu, rozszarpałeś ich na kawałki! Jesteś... jesteś dzikusem!
Shooks, który kuśtykał w ich stronę, słysząc tę obelgę, zamarł.
George wciąż uśmiechał się dziwnie.
- Możesz nazywać mnie dzikusem, nie obrażę się. Dzikus to ktoś zajadły i
nieposkromiony. Dla Siuksa to wyraz najwyższego uznania. Poza tym słowo dzikus
pochodzi od łacińskiego silva, czyli leśny . Mój duch i moje serce należą do lasu. Masz
zatem rację. Jestem dzikusem.
- Gdzie on jest? - naciskała Lily. - Gdzie jest William? Zostawiłeś go samego?
- Jest bezpieczny. Uprzedzam cię jednak: nie znajdziesz go, choćbyś przeszukiwała las
miesiącami.
- William jest u Wendigo, tak? - spytał Shooks. George nie odpowiedział.
- To prawda? - zaatakowała Indianina Lily.
- Widziałaś, jak wygląda Wendigo - powiedział detektyw. - Jest częściowo w naszym
świecie, częściowo w innym. Moim zdaniem chłopca też tam zabrał i dlatego nigdy go nie
znajdziesz.
- To chore! - prychnęła Lily. - Co to znaczy, że jest w innym świecie?
- Lily, wierzysz w Boga? - spytał George. - Wierzysz w Niebo?
- Nie. Już nie wierzę.
- Powiedzmy, że są takie miejsca, które istnieją, ale nie można ich zobaczyć. William
jest właśnie w takim miejscu.
- No to chcę, żeby wrócił, i to natychmiast.
- Przekaż mi akt własności ziemi nad jeziorem Mystery, a osobiście oddam ci chłopca.
Ostrzegam jednak, że nie mogę czekać zbyt długo. Muszę mieć tę ziemię najpózniej pojutrze
do zachodu słońca.
- A jeśli jej nie zdobędę?
- Wtedy Wendigo zrobi to, do czego jest stworzony.
- Oszalałeś! - wrzasnęła Lily. - Oszalałeś, jesteś chory psychicznie! Jeśli Williamowi
choćby jeden włos spadnie z głowy, zabiję cię!
George uniósł dłoń.
- Nie krzycz na mnie, to nic nie pomoże. Sama jesteś winna temu, co się stało. To ty
chciałaś odnalezć swoje dzieci i obiecałaś mi tę ziemię.
- Ale nie mogę ci jej dać! - krzyknęła. Z wściekłości napłynęły jej łzy do oczu. -
Dlatego przyjechałam do ciebie. Nie mogę dostać aktu własności. Myślałam, że mogę, ale jest
inaczej. - Zdjęła rękawiczkę i palcami otarła łzy. - Przyjechałam cię spytać, czy nie mógłbyś
przyjąć w zamian czegoś innego. Innego miejsca, równie świętego lub w inny sposób dla was
ważnego. Każdego oprócz tego. Przychodzi ci coś takiego do głowy?
Podeszła do nich Hazawin. Poruszała się tak, jakby płynęła nad śniegiem. Shooks,
kuśtykając, odsunął się od niej o kilka kroków.
- Lily, przykro mi, ale to musi być ziemia nad jeziorem Mystery. %7ładna inna jej nie
zastąpi. To właśnie tam Haokah objawił się Małemu Krukowi, i miał w tym swój cel.
- Czy wy jesteście głusi? - warknęła Lily. - Philip Kraussman nie odda mi tej ziemi, i
tyle! Nie chce nawet jej sprzedać. Powiedział, że ludzie, którzy kupią tam domy, są... wolą
nie pamiętać, że jezioro odebrano Siuksom podstępem.
- Pewnie, że nie - zgodził się George. - Wyobraz sobie, jak niezręcznie by się czuli,
siedząc w swoich ogródkach i sącząc margarite, gdyby coś ciągle im przypominało, że ziemia
pod ich stopami przesiąknięta jest krwią setek Indian, mężczyzn, kobiet i dzieci.
- Czy ty chcesz się zemścić? - zapytała Lily. - Dlatego chcesz mieć akurat ten kawałek
ziemi?
- Zemścić? Lily, nie doceniasz mnie. Nie wyobrażam sobie zemsty, która
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates