[ Pobierz całość w formacie PDF ]
zbytniej pewności siebie, poczuła nagle, \e zasady świata nocy to nieistotny drobiazg.
Nie rób tego, podpowiadał głos w głowie. Bo po\ałujesz. Ale Rosamund jest taka nieszczęśliwa. A
Theę nadal otaczała cudowna mgiełka. Czuła się niezwycię\ona. Bezpieczna.
- Posłuchaj, mo\e to niewiele pomo\e, ale opowiem ci historię, która mi zawsze poprawiała humor,
kiedy byłam mała. Ale musisz obiecać, \e nikomu jej nie powtórzysz.
W zielonych oczach błysnęła iskra zainteresowania.
- Prawdziwą?
- Nie mogę powiedzieć, czy jest prawdziwa. - Rzeczywiście, nie mogę. - Ale to fajna opowieść o
czasach, gdy kobiety stały na czele. O dziewczynie imieniem Hellewise.
Rozdział 12
Thea usiadła na niewygodnym posłaniu.
- Wszystko to działo się dawno, dawno temu, gdy jeszcze istniała magia, jasne? Hellewise, córka
Hekate znała ró\ne zaklęcia, podobnie jak większość ludzi z jej plemienia.
- Była czarownicą? - podchwyciła Roz zaintrygowana.
- No có\... Wtedy tak tego nie nazywano. Mówili o niej Kobieta Ogniska. I wcale nie wygadała jak
wiedzma z rysunków na Halloween. Była piękna: wysoka, jasnowłosa.
- Jak ty.
- Co? Och! - Thea się uśmiechnęła. - Dzięki, ale niestety nie. Hellewise wyró\niała się niezwykłą
urodą, a do tego siłą i mądrością. Po śmierci Hekate stanęła na czele plemienia. Razem z siostrą Mayą.
Rosamund wystawiła zza materaca całą główkę. Słuchała uwa\nie, choć sceptycznie.
- A Maya... - Thea zagryzła usta. - Có\, Maya te\ wyglądała cudownie. Wysoka, z długimi ciemnymi
włosami.
- Jak ta dziewczyna, która przyszła po ciebie do weterynarza.
Thea zamrugała zaskoczona. Zapomniała ju\, \e Rosamund widziała Blaise.
- No, mo\e trochę. W ka\dym razie Maya tak\e była silna i mądra, ale nie podobało jej się, \e musi
dzielić się władzą z Hellewise. Chciała panować sama. I pragnęła czegoś jeszcze... \yć wiecznie.
- Fajnie - sapnęła Rosamund.
- No có\, w nieśmiertelności nie ma nic złego, fakt. Chodzi tylko o to, jak wysoką cenę jesteś gotowa
za nią zapłacić, rozumiesz?
- Nie.
- Powiedzmy. - Thea urwała. Ka\dy w świecie nocy od razu by wiedział, co ma na myśli, nawet jeśli
jakimś cudem nie znał starej legendy. Ale ludzie to co innego. - Widzisz, chodzi o to, co musiała zrobić.
Zwykłe zaklęcie nie wystarczy, by zyskać nieśmiertelność. Eksperymentowała, a Hellewise nawet jej
pomagała. I w końcu wymyśliły, co zadziała. Ale wtedy Hellewise odmówiła dalszej pomocy.
- Dlaczego?
- Bo to przera\ające. Nie, nawet nie pytaj - zastrzegła Thea, widząc, \e zainteresowanie Rosamund
gwałtownie wzrosło.
- Ale co to było? No, co? Jeśli mi nie powiesz, wyobra\ę sobie znacznie gorsze rzeczy.
Thea westchnęła.
- Chodziło o dzieci. I krew, ale nie o tym chciałam mówić...
- Zabijały dzieci?
- Hellewise nie, Maya tak. Hellewise usiłowała ją powstrzymać, ale...
- Zało\ę się, \e piła ich krew.
Thea urwała, spojrzała na Rosamund. Mo\e i ludzkie dzieci niewiele wiedzą, ale nie są głupie.
- No tak, piła ich krew. Zadowolona?
Roz rozpromieniła się, skinęła głową i usiadła wygodniej zasłuchana.
- I tak Maya stała się nieśmiertelna. Ale dopiero kiedy to się stało, zrozumiała, jaką cenę przyjdzie jej
zapłacić. Będzie \yła wiecznie, ale pod warunkiem \e codziennie napije się krwi \ywego stworzenia.
Inaczej umrze.
- Jak wampir - stwierdziła Rosamund z rozkoszą.
Theę zatkało, ale zaraz skarciła się myślach. Oczywiście, \e ludzie wiedzą o istnieniu wampirów, tak
samo jak o czarownicach. Mają głupie legendy, pełne kłamstw i półprawd.
Mo\e więc opowiadać spokojnie i się nie martwić, \e Rosamund jej uwierzy.
- Zupełnie jak wampir - powtórzyła, patrząc dziewczynce w oczy. - Bo Maya była pierwszym
wampirem na świecie. I na wszystkich jej dzieciach cią\y ta klątwa.
Roz się \achnęła.
- Wampiry nie mogą mieć dzieci. - Nagle zwątpiła. - A mo\e mogą?
- Potomkowie Mayi... tak - zapewniła Thea. Nie u\yje przecie\ słowa lamia" w rozmowie z
człowiekiem. - Nie mogą ci, którzy stali się wampirami wskutek ukąszenia. Maya miała syna Red Ferna i
kąsała ludzi. Bo widzisz, pragnęła, \eby ka\dy był taki jak ona. Zaczęła więc kąsać członków plemienia. I
wtedy Hellewise zdecydowała, \e musi ją powstrzymać.
- Jak?
- W tym problem. Plemię chciało walczyć z Mayą i jej wampirami, ale Hellewise wiedziała, \e jeśli
dojdzie do starcia, prawdopodobnie wszyscy zginą. Po obu stronach. A więc wyzwała siostrę na
pojedynek. Twarzą w twarz.
Rosamund z całej siły uderzyła w materac.
- A ja wyzwę na pojedynek pana Hendriesa. To opiekun skautów. - Podskoczyła, zaatakowała
poduszkę, rękami, nogami i zębami. - Wygram, jest bez formy.
- Hellewise nie chciała walczyć, ale musiała. Bała się, bo Maya miała od niej większą moc, odkąd
stała się nieśmiertelna.
Thea się zamyśliła i wyobraziła sobie starą opowieść tak samo, jak w dzieciństwie. Hellewise w białej
szacie czeka na Mayę na skraju ciemnego lasu. Wie, \e nawet jeśli zwycię\y, zapewne umrze, ale jest
odwa\na, gotowa poświęcić się za swój lud, w imię pokoju.
Czy ja zdobyłabym się na coś takiego? Mo\e, ale obawiam się, \e stchórzyłabym. I nagle stała się
dziwna rzecz. Usłyszała głos, i to nie ten cichutki co zwykle, podpowiadał jej w myślach, ale donośny,
oskar\ycielski. Zadawał pytanie, choć Thea przecie\ przed chwilą na nie odpowiedziała:
Poświęciłabyś wszystko?
Poruszyła się niespokojnie.
Pewnie tak myślała Hellewise, usiłowała sobie wytłumaczyć.
- I co, i co? Ej! Thea! Co dalej? - Rosamund wykonywała na materacu taniec wojenny.
- Och. Więc walczyły i... Hellewise zwycię\yła. Wygnała Mayę. Jej plemię \yło w pokoju i
szczęściu, ale Hellewise zmarła na skutek odniesionych ran.
Rosamund przestała tańczyć. Wpatrywała się w nią z niedowierzaniem.
- I to miało poprawić mi humor? W \yciu nie słyszałam takiej kiepskiej bajki. - Zadr\ał jej
podbródek.
Thea zapomniała, \e ma do czynienia z ludzkim dzieckiem. Wyciągnęła ręce, jak do szczeniaka Buda,
jak do ka\dej cierpiącej istoty i Rosamund rzuciła się jej na szyję.
- Nie, to nie tak. - Thea głaskała ją po plecach. - Widzisz, lud Hellewise przetrwał. I był wolny. Rósł
w siłę. To z tego plemienia pochodzą czarownice i wszystkie czczą pamięć Hellewise. A tę opowieść
matki opowiadają córkom.
Rosamund przez chwilę dyszała cię\ko.
- A synom?
- Synom te\. Po prostu ujęłam to krócej. Spod plątaniny loków wyjrzało zielone oko.
Thea wzruszyła ramionami.
- Chodzi o to, \e odwaga Hellewise pozwoliła nam, im, zachować wolność.
- No dobra. - Rosamund się wyprostowała i zerknęła zza zasłony włosów. - Wrabiasz mnie czy to
prawdziwa historia? Bo szczerze mówiąc, wyglądasz mi na czarownicę.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates