[ Pobierz całość w formacie PDF ]
nieco dziwnie. Spięci, jakby gnębieni poczuciem winy. Nie podobało jej się to.
Tabletka wzmocniona winem zaczynała działać. Powieki Unni opadły. Zwiat realny
zniknął, jego miejsce zajmował przyjemny świat snu. Był w nim przy niej Jordi, pomagał jej
szukać czegoś na targu warzywnym. Było to bardzo przyjemne.
Jordi popatrzył w oczy Pedra, po czym wyjął z kieszeni kawałek brązowej skóry. Obaj
podeszli do wspaniałego łoża.
Twarz Jordiego wyrażała najwyższe zwątpienie i niechęć. Pedro jednak dał znak, że
powinien działać.
Unni spała na boku. Ręce podłożone pod policzek, jak u dziecka. Z bólem serca Jordi
wsunął skórę nie pod poduszkę, lecz bezpośrednio między złożone dłonie.
142
23
Unni została gwałtownie wyciągnięta z niewinnego targu warzywnego i wepchnięta
do innego świata, świata strachu i ciemności, zgiełku i krzyku wielkich sępów.
Nie!
Tym razem nie była sparaliżowana, ale mimo to nie mogła odwrócić wzroku. Musiała
patrzeć. Musiała przeżywać.
I czuła wszystko tak bezpośrednio, jakby w tym uczestniczyła, jakby była jedną z tych
osób ze średniowiecza, tworzących gęsty tłum na rynku.
Tym razem wydarzenia następowały po sobie szybciej. Ona sama nie mogła niczego
porównywać, bo pierwszy sen uleciał z jej pamięci. Była zupełnie nową obserwatorką
wydarzeń, które toczyły się niezmiernie wartko.
Spojrzała w śmiertelnie przerażone oczy. Oczy młodej dziewczyny. Takiej ślicznej,
takiej wstrząsająco młodej. Ręce miała związane na plecach, na pięknej, wyszywanej
paciorkami sukni z jedwabiu. Wysoko upięte włosy, ozdobione sznurami pereł, maleńkie
jedwabne pantofelki - wszystko świadczyło o jej arystokratycznym pochodzeniu.
Chłopiec, jeszcze nawet nie dwudziestoletni, z całych sił starał się zachować suche
oczy. Wciąż się modlił, do Boga, do Dziewicy Maryi i różnych świętych, to znowu błagał
rycerzy, by przybyli jak najprędzej i uratowali ich.
Nie było jednak nikogo, kto mógłby im pomóc. Tylko ten wyjący tłum i żołnierze,
poza tym zakonnicy, dobrzy, w szarych habitach, oraz budzący grozę czarni mnisi. Sługusy
inkwizycji.
Jestem tutaj, próbowała wołać Unni. Pomogę wam.
Ale stała pośrodku tłumu. I nikt jej nie słyszał.
Tym razem nic nie zostało Unni oszczędzone. Głowy toczyły się po bruku, tłum wył
chorobliwie podniecony, niektórzy przepychali się naprzód, żeby lepiej widzieć, inni
wymiotowali, tracili przytomność. Ktoś pochwycił jedną z głów, ale kat natychmiast odrąbał
mu rękę.
Unni płakała bezradnie.
Nagle zaległa cisza.
Zmiana scenerii.
Noc. Sępy ponad fosą pełną odpadków. Rycerze i Urraca przybyli. Za pózno.
143
Unni odczuwała ich ból i rozpacz, jakby to jej serce krwawiło. Podążała za nimi, kiedy
odjeżdżali, uwożąc dwa okaleczone, martwe ciała.
Jechali przez rozległą równinę. Do tego punktu dotarła w poprzednim widzeniu, kiedy
Jordi ją obudził, ale nie zachowała z tego żadnych wspomnień. Teraz sunęła jednak lekko za
pięcioma rycerzami i czarownicą. Musieli tak jechać bardzo długo, noc bowiem zaczynała
ustępować przed brzaskiem, pózniej ukazało się słońce i przesuwało po niebie, a krajobraz
zmieniał charakter. Znowu zbliżał się mrok. We śnie czas mija szybko.
Rycerze bez wahania kierowali się wprost do celu. Unni sunęła za nimi, jakby unosiła
się parę centymetrów ponad ziemią i tylko płynęła przed siebie w tempie, w którym czas nie
pełni żadnej funkcji.
Dzięki temu bardzo szybko znalezli się w jakiejś górskiej okolicy, w parę sekund
natrafili na wąskie przejście między skałami i jechali rozległą rozpadliną, wzdłuż wzburzonej
rzeki. Jeszcze jedna przełęcz i otworzyła się przed nimi niewielka, dobrze ukryta wśród gór
dolina.
Unni stwierdziła, że w przeszłości musiała się tu znajdować osada, rozłożona wokół
klasztoru. Teraz widziała tylko resztki domostw, ruiny klasztoru i niemal nietknięty kościół.
Na wieży wciąż wisiał dzwon.
Rycerze i Urraca zsiedli z koni. Ku wielkiemu zdumieniu Unni, z kościoła wyszło
kilku silnych, wysokich mężczyzn. Sądząc po ubraniach, byli to jacyś robotnicy lub
rzemieślnicy, nie zdążyła się jednak zorientować, czy są usposobieni wrogo, czy też
życzliwie. Na kościelnej wieży stał bowiem jakiś inny człowiek, który raz jeden jedyny
uderzył w dzwon.
Uderzenie nastąpiło tak nieoczekiwanie i było tak silne, że Unni podskoczyła na
posłaniu i ocknęła się.
- Ona cierpi - zawodził Jordi. - Musimy ją obudzić!
- Nie! Patrz, już się uspokaja. Tylko łzy jeszcze jej spływają po policzkach. Jeśli
wytrzyma, to dowiemy się czegoś więcej. Zaczekaj, przyniosę chusteczkę i otrę jej twarz.
Pedro zerwał się tak szybko, że uderzył kolanem stolik z nieprzymocowanym
miedzianym blatem. Blat zleciał na podłogę z takim łoskotem, że Unni usiadła na posłaniu i
rozglądała się zaspana.
- Dzwięk dzwonu - wyjąkała.
- Nie, to tylko Pedro kopnął w stolik. Narobił strasznego hałasu. I jak ci idzie? Znił ci
się jakiś dzwon?
- %7łeby tylko to - rozszlochała się Unni.
144
Potem opowiedziała im cały sen, ale rozbudziła się przy tym zupełnie. Przypominała
już sobie pierwszą wizję, mogła porównywać.
- Jeszcze raz wizja została przerwana - narzekał Pedro. - Tym razem z mojej winy.
- Trudno, ale już więcej się tego nie podejmę - oznajmiła Unni stanowczo. - Nigdy
więcej! Nie jestem w stanie!
- Nie, oczywiście, że nie - postanowił Jordi. - Czy pamiętacie, co Elio mówił o bajce
opowiadanej przez jego ojca? %7łe było tam coś na temat kościelnych dzwonów. I na temat
miecza.
- Sprawy z mieczem nadal nie rozumiem, ale co do tych snów, to chyba jesteśmy
blisko celu. Musimy tylko odnalezć ukrytą dolinę - powiedział Pedro.
Unni siedziała zamyślona.
- Zastanawiam się, czy oni nie jechali na północ.
- Co cię skłania do takiego przypuszczenia? - spytał Jordi. Unni wciąż się
zastanawiała.
- Słońce. Ruch słońca na niebie. Wszystko odbywało się bardzo szybko, ale słońce
zachodziło po naszej lewej stronie.
- Znakomicie! Chodzi tylko o to, że nadal nie znamy punktu wyjścia. To znaczy
miejsca, w którym te nieszczęsne dzieci zostały ścięte.
- W każdym razie nie mogło się to stać na północnym wybrzeżu - skwitował Pedro
lakonicznie.
- Miecz! - zawołała Unni i poczuła, że na to wspomnienie robi jej się niedobrze.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates