[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Dziewczyna z trudem utrzymywała się na nogach, jej spojrzenie prześlizgnęło się po nim
obojętnie, bez wyrazu.
Sack klął, gdy krępowali go sznurem.
- Idioci! Myślicie, że uda się wam stąd uciec?! Moi ludzie...
- Zpią - przerwał mu Siergiej. - Miałem dziś rano coś do załatwienia w kuchni i przy okazji
wsypałem do kaszy środki usypiające. - Pozostaje mieć nadzieję, że wszyscy lubią
kaszę, pomyślał ponuro.
- Ale my mamy dokumenty!
- Nie pan, panie Sack! Maje panna Marika. Nie jestem wcale taki pewien, że zechce
dzielić się swym szczęściem z panem. Skoro to ona oficjalnie uchodzi za Franciszkę
Vardę, może sama pójść do banku i podjąć tyle pieniędzy, ile zechce.
Sack zaklął.
- Ale nie zdoła tam dotrzeć - dodał Siergiej. - Zamknąłem bramę i klucze mam przy
sobie.
Podał je duchownemu i powiedział:
- Ojcze, proszę pojechać co koń wyskoczy do miasta i wrócić tu z policją. A jeśli policja
odmówi, proszę zwołać tylu mężczyzn, ile się da. Chętnie oczyszczą
tę posiadłość. Pośpiesz się, ojcze, bo służba nie będzie spać w nieskończoność.
Duchowny skinął głową, trochę przestraszony.
97
- I zamknij, proszę, za sobą bramę, tak żeby kobiety się nie wymknęły.
98
ROZDZIAA XI
Wreszcie Siergiej mógł zająć się Franciszką. Dziewczyna była kompletnie odurzona i nie
reagowała na żadne bodzce. Niewiele brakowało, a upadłaby zemdlona. Poprowadził ją
do sąsiedniego pokoju i ułożył na sofie. Przez chwilę nie odrywał wzroku od twarzy
ukochanej, której obraz towarzyszył mu w długiej samotnej włóczędze, i serce ścisnęło
mu się współczuciem. Dlaczego życie obchodzi się z nią tak okrutnie? Czy już zawsze
tak będzie? Delikatnie odgarnął kosmyk z chłodnego, wilgotnego od potu czoła.
Popatrzyła na niego nie widzącymi oczami. Siergiej usiłował się uśmiechnąć, ale bez
powodzenia.
- Franciszko - szepnął. - Teraz odpocznij. Jestem przy tobie i nigdzie nie odejdę.
Wyszedł zostawiając uchylone drzwi, tak by mieć ją na oku. Dziewczyna zdawała się
zapadać w coraz głębsze odurzenie.
- Jak pan myśli, czy nic nie zagraża jej życiu? - spytał cicho Siergiej.
- Z całą pewnością nie. Za kilka godzin się obudzi, być może z bólem głowy, ale poza
tym w dobrej formie - odpowiedział adwokat, w zamyśleniu patrząc na kapitana Rodana.
Widział przez uchylone drzwi, że kiedy ten twardy mężczyzna pochylał się nad
dziewczyną, na jego twarzy malowało się niekłamane wzruszenie. Adwokat westchnął.
Doprawdy, życie nie szczędzi ludziom problemów!
Trwali w pełnym napięcia oczekiwaniu. Po kilku godzinach ujrzeli dwie kobiety, które bez
powodzenia usiłowały przedostać się przez wysoki mur. A potem wreszcie nadeszli
ludzie z miasta...
Franciszce wydawało się, że powoli wypływa z oceanu snów. Znów ujrzała kapitana
Rodana, teraz jednak znacznie wyrazniej. Jego oczy, pełne przyjazni i ciepła, były tak
blisko, niski głos mówił do niej: Jak się miewasz, Franciszko? i brzmiał w uszach niby
cudowna muzyka. Ale to tylko senne marzenia. Wreszcie się obudziła. Popatrzyła w sufit
niewielkiego saloniku. Odwróciła głowę i jej ciało zalała fala ciepła.
- Kapitan Rodan! - wymamrotała i uśmiechnęła się rozespana. Ale zaraz oprzytomniała: -
Kapitanie Rodan, chcę do domu!
Spostrzegła, że te słowa sprawiły mu radość.
- Do domu, Franciszko? Teraz twój dom jest tutaj! Wszystko co złe przeminęło.
Dokumenty leżą zamknięte w skrytce. A my jesteśmy sami w tym wielkim dworze. Jutro
przyjedzie adwokat, żeby służyć ci pomocą.
99
- Nie lubię tego domu!
- Rozumiem, ale teraz Sack i jego ludzie siedzą w więzieniu i nie wyjdą stamtąd zbyt
szybko. Jesteś wolna, mój aniele.
Przeżycia ostatniego okropnego roku zniknęły jak za dotknięciem czarodziejskiej różdżki.
Kapitan Rodan znów był blisko. Ale twarz miał zmęczoną, wyniszczoną. Na policzkach
pojawiły się głębokie bruzdy, wokół oczu nowe zmarszczki, a we włosach siwizna. Jej
jednak wydawał się piękniejszy niż kiedykolwiek. Spuściła wzrok, przepełniona
szczęściem i miłością aż do bólu.
- Franciszko - szepnął, wodząc opuszkami palców po jej twarzy.
- Co słychać w domu? - spytała, by ukryć zakłopotanie.
- Nie wiem. Nie byłem tam od jesieni ubiegłego roku, od dnia, w którym zaginęłaś.
- Jak to? A gdzie byłeś?
- Szukałem twojej wieży, lśniącej w oddali. No i ciebie. Przez cały czas, dzień i noc.
Franciszka zaniemówiła. Nadzieja na nowo zagościła w jej sercu. Skoro szukał jej z
takim oddaniem, gnany przez strach, musiała wiele dla niego znaczyć... Ale oczywiście
nie w taki sposób, jakby tego pragnęła, to niemożliwe! On nie może się dowiedzieć o jej
skrytych marzeniach, nie dopuści do tego, by odwrócił się od niej ze zdziwieniem i może
z pogardą. Postara się pozostać dla niego młodszą siostrą, podopieczną, przybraną
córką; to jest naturalne.
- Franciszko, maleńka, czy było ci ciężko?
Nie mów do mnie z taką czułością, bo tego nie zniosę, pomyślała.
- Ciężko? - rzekła powoli - Nie, nie robili mi krzywdy. Właściwie to było mi nudno. Czułam
niepokój, bo nie wiedziałam, co tak naprawdę się dzieje... Ale najbardziej...
Już nie wytrzymała dłużej. Uniosła się z poduszki, a on wziął ją w ramiona.
- Och, kapitanie Rodan! Tak bardzo tęskniłam za wami wszystkimi. Chcę do domu!
- Dobrze, już dobrze - pocieszał ją cicho, gładząc po plecach. Jego koszula była mokra
od jej łez. - Dobrze już, dobrze, wszystko się ułoży.
- Tak mi przykro. - Dlaczego?
100
- Bo byłam taka niedobra dla ciebie przez ostatni rok w domu. Było mi ciężko, ale nie
powinnam się tak zachowywać. Przecież to nie twoja wina...
- %7łe co, Franciszko?
- Ze jestem taka głupia - wyszeptała, starając się powstrzymać od płaczu..
Poczuła, jak położył ręce na jej głowie, a policzek przytulił do jej czoła. Nie mogła
opanować drżenia, na przemian zalewała ją fala gorąca i chłodu.
Za oknami zmrok powoli otulał wierzchołki drzew. Franciszka spostrzegła, że kapitan
Rodan ma na sobie czyste odświętne ubranie, a jasne włosy umył i starannie uczesał.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates