[ Pobierz całość w formacie PDF ]

policjantem. To miałem na myśli, mówiąc  my .
Sara w jednej chwili umilkła i zaczęła bezmyślnie grzebać widelcem w nitkach
zielonego makaronu na swoim talerzu.
- A co ty właściwie masz tam do roboty? Przecież nawet nie możesz go zaaresztować?
- Nie, ale chcę wiedzieć, co robi. Policjant, który popłynie ze mną, będzie uzbrojony.
Chodzi o bezpieczeństwo rybaka. Nikt nie umie przewidzieć, co Helmuthowi strzeli do
głowy. Przestań już, nie przejmuj się aż tak bardzo.
- A czy ty myślisz, że to dla mnie wielka frajda siedzieć tu cały dzień, kiedy ty
przeżywasz przygody? - spytała obrażona. - Chcę być razem z tobą.
Popatrzył na Sarę. Na jej twarzy malowało się przygnębienie.
- Dostaniesz choroby morskiej.
- Wezmę tabletki.
- W katamaranie jest mało miejsca. Nie będziesz przecież siedzieć na dnie łódki.
Milczała demonstracyjnie.
- Saro, zrozum, że nie mogę cię zabrać. To nie zabawa!
- Miałeś być tylko obserwatorem. A poza tym poinformowano mnie, że Erik
przyjechał tutaj i pytał się o mnie. Ma zamiar pojawić się znowu jutro. Pewnie był wściekły.
Troszeczkę mijała się z prawdą. Erik rzeczywiście zjawił się w hotelu Sea Dragon, ale
nawet nie wspomniał, że wróci następnego dnia. Recepcjonista nazwał Sarę panią Elden i
powiedział, że mieszka w dwuosobowym pokoju. Erik Brandt nie wyglądał na zadowolonego.
Alfred znowu popatrzył na Sarę.
- Niech ci będzie. To przesądza sprawę - odparł w końcu.
Sara uśmiechała się, triumfując w duchu.
Alfred miał wiele spraw do omówienia z przedstawicielami policji, z panem
Sebastianem Fernando i innymi osobami. W tym czasie Sara ucięła sobie drzemkę. Chciała
być wypoczęta przed jutrzejszą wyprawą.
Była uszczęśliwiona swoim małym zwycięstwem, obietnicą uczestnictwa w wyprawie,
jaką otrzymała od Alfreda. Nie miała ochoty zostawać w hotelu sama, bez zajęcia, mimo że
okolica była nadzwyczaj malownicza. Do idealnego obrazu czegoś jej jednak brakowało.
Powoli zapadała w sen, a na jej twarzy pojawił się lekki uśmiech. W oddali słyszała
cichy śpiew. W końcu całkiem usnęła.
Obudziła się, bo ktoś usiadł na brzegu jej łóżka. Przy posłaniu Alfreda paliła się
lampka, ale on sam Alfred podwiązał w górze moskitierę i przyglądał się jej uważnie.
- Saro, ja już dłużej tego nie wytrzymam!
Jego twarz była pełna powagi, by nie rzec - desperacji. Oczy mu pociemniały.
- Czego nie możesz wytrzymać? Helmutha?
- Nie, ciebie. Próbowałem unikać cię w ostatnich dniach, ale ani na sekundę nie mogę
przestać o tobie myśleć. Ale ty pewnie nie odwzajemniasz moich uczuć?
Zorientowała się, że chciał powiedzieć coś jeszcze, więc milczała. Po chwili
spróbował od nowa:
- Zbyt długo żyłem w samotności, a ty jesteś taką cudowną, dobrą dziewczyną, jedyną,
która miała dość cierpliwości, by znosić moje beznadziejne zachowanie. W dodatku jesteś
taka śliczna i kobieca. Nie mam już sił, Saro!
Po tych słowach Sara spontanicznie objęła ramionami jego szyję, on zaś przyciągnął ją
do siebie, przytulił najmocniej jak potrafił i westchnął głęboko. Wciąż jednak trzymał się w
ryzach.
- Ale ty jesteś policjantem - szepnęła mu do ucha. - Masz zasady, jesteś silny i zimny,
budzisz podziw, czy nie sądzisz, że...
- Kochana, jestem tylko człowiekiem! Przez kilka lat tłumiłem w sobie wszelkie
uczucia i teraz nie umiem sobie z tym poradzić.
- Kiedy ty budzisz we mnie taki respekt! Nie mogę wprost uwierzyć, że zależy ci na
mnie.
Słyszała teraz przyspieszone bicie jego serca. Nerwy miał napięte do ostateczności.
Bał się, że swoim zachowaniem wystraszy dziewczynę.
Jego usta musnęły ucho Sary.
- Zapomnij o respekcie wobec mnie, Saro, proszę cię, zapomnij...
- Ale właśnie dlatego ciągle się zamykałam, dlatego okazywałam ci agresję i wrogość.
Cały czas panicznie się bałam, że w końcu odkryjesz, jak bardzo cię lubię. Nie miałam nawet
odwagi przyznać się przed sobą, jak wiele dla mnie znaczysz. Nie chciałam, żeby znowu ktoś
mnie zranił!
- Czy myślisz, że mógłbym cię zranić?
- A czy ty mógłbyś uwierzyć w szczerość moich uczuć, w moje wyznania? Czy dałbyś
wiarę, że nie chodzi mi tylko o fizyczną bliskość?
- I mnie nie tylko o to chodzi.
Sara odetchnęła z ulgą, a Alfred ułożył ją z powrotem na poduszce.
Przyglądała mu się badawczo.
- Wierzę, że mówisz prawdę - powiedziała niepewnie. - Nie myśl, że kieruję się
współczuciem. Potrzebuję cię i pragnę, kocham cię, ale jednocześnie się boję.
- Ja też się boję.
Sarę wzruszyła szczerość Alfreda. Przypomniała sobie jego smutny, zimny pokój, jego
samotność, ucieczkę od ludzi, od miłości i ciepła. Wiedziała, że od kilku lat jego życie
wypełniały jedynie ból i nienawiść.
- Wiesz... Nie, to bez sensu, to zbyt trudne, głupie! - dodał zniecierpliwiony.
- Na pewno nie. Co chciałeś powiedzieć? Zagryzł wargi tak mocno, że aż pobielały.
- Boję się, by nie sprawić ci zawodu. Tak bardzo potrzebuję twojego ciepła. Sam
jestem soplem lodu, któremu dotąd obce były ludzkie odczucia. Miłość do ciebie poraziła
mnie z taką siłą! Boję się, że nie będę umiał hamować własnych emocji...
Sara przypatrywała mu się w zamyśleniu, a serce dudniło jej tak, że omal nie pękło.
- Myślę, że o to nie musisz się martwić. Znużony zamknął oczy.
- Cały wieczór chodziłem w tę i z powrotem po werandzie, wracałem, próbowałem
zasnąć. Nie mam pojęcia, co robić. Brakuje mi sił, Saro!
Podniosła dłoń i delikatnie pogładziła go po policzku.
- To niełatwe dla nas obojga. Oboje czujemy się samotni i zagubieni. Nie jesteśmy
pewni samych siebie i odpychamy się nawzajem, bojąc się ujawnić głębsze uczucia.
Usta Sary poczęły drżeć w strachu.
- Czy nie rozumiesz, że potrzebuję cię tak samo jak ty mnie? - Ujęła jego dłoń i
położyła na swojej piersi. - Czy czujesz, jak bije mi serce? Jak bardzo tęsknię za tobą?
Sara zebrała całą odwagę, żeby wypowiedzieć te słowa. Wiedziała, że Alfred
potrzebuje z jej strony aprobaty, by uporać się ze swymi problemami.
- Tak - powiedział cicho schrypniętym głosem. Wyczuł, że piersi Sary leciutko się
naprężyły, a skóra drżała z rozkoszy, gdy jej dotykał.
Skuliła się niczym przestraszony szczeniak i uniosła koc, robiąc mu miejsce.
Podniecony, stęskniony, opadł w jej otwarte ramiona.
- Przytul mnie, mój kochany - szeptała - tak mocno, jak tylko potrafisz! Czuję się taka
samotna!
Wzruszało ją, że ten z pozoru silny i chłodny mężczyzna szuka pociechy właśnie u
niej. Sara przymknęła oczy, jęknęła cicho i ujęła jego głowę w dłonie.
- Alfredzie - mówiła mu do ucha już nie kryjąc uczuć. - Przecież ja cię kocham!
Dopiero teraz wiem, co to znaczy kogoś kochać!
- Saro, dziecko! - uśmiechał się uszczęśliwiony, zaraz jednak dodał zawstydzony: -
Nie byłem w stanie trzymać się swojej strony pokoju!
Wtedy Sara zrozumiała, jak silne jest uczucie, które nimi owładnęło. Już bez wahania
dała się ponieść w cudowną krainę szczęścia.
Sara patrzyła teraz na hotel Sea Dragon z zupełnie innej perspektywy, z oddali, od
strony oceanu. Siedziała, jak wielu rybaków przemierzających tę trasę dzień w dzień, w łódce
z czerwonym, łopoczącym na wietrze żaglem. Słońce odbijało się oślepiającym światłem od
taili wody, więc Sara dałaby wiele za przeciwsłoneczne okulary. Niestety, zapomniała o nich,
a było już za pózno, by po nie wracać. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates