[ Pobierz całość w formacie PDF ]
gdyż miałem jednoznaczny obraz tego, co przeszły i jak bardzo były przerażone,
wyczerpane i załamane. Chciałem je stamtąd wyciągnąć w ciągu milisekund, nie
miałem czasu na targowanie się i dobijanie targu ze starymi zbrodniarzami; i nie
potrafiłem.
Nie mogłem także czekać, więc kiedy Heimat i Basingstoke otwierali usta do
odpowiedzi, ze zdumionym wyrazem na twarzach, wciąłem się i rzuciłem bezpo-
średnio do dzieci.
Oniko, Apsiku, Haroldzie: jesteście bezpieczni. Ci dwaj ludzie nic wam nie
zrobią.
Kiedy tak siedzieliśmy w sterowni Prawdziwej Miłości , Albert gryzł z na-
mysłem fajkę, aż rzekł.
Nie obwiniam cię za to, Robinie, ale proszę, pamiętaj, że Wróg ma pierw-
szeństwo w tym całym przedsięwzięciu.
Nie miałem szans, by odpowiedzieć. Essie zrobiła to za mnie, krzycząc z nie-
zadowoleniem:
210
Albercie! Czyli jednak jesteś maszyną! Te biedne dzieci umierają ze stra-
chu!
On ma jednak rację zaoponował Cassata. Dzieciom nic nie będzie.
Policja z Papeete jest już w drodze. . .
A kiedy tam dojedzie? dopytywała się Essie. Było to pytanie retoryczne;
oboje znaliśmy odpowiedz. Podała ją. Za jakiś milion milisekund, prawda? Co
się może stać przez ten czas, nawet w życiu cielesnej osoby?
Mój dubler właśnie kończył mówić: . . . ście bezpieczni. . . więc mieli-
śmy mnóstwo czasu na debaty. Zwróciłem się do Alberta.
Jak sądzisz, co zrobi Heimat?
On ma pistolet zawyrokował Albert. Pewnie spróbuje użyć Oniko
jako zakładnika.
Temu możemy zaradzić oświadczył ponuro Cassata.
Niby jak, Julio? spytałem. Oszalałeś? Jeśli wpadniecie do tego ma-
lutkiego pokoju strzelając z broni promieniowej, komuś może się coś stać.
Tylko temu, w kogo wycelujemy!
Albert zakaszlał lekceważąco.
Precyzja pańskiej broni jest niepodważalna, generale. Pozostaje jednak
kwestia integralności klatki Faradaya. Odizolowaliśmy tę przestrzeń całkowicie,
z wyjątkiem pojedynczego kanału między panem Broadheadem i jego dublerem.
Jeśli ją przebijecie, co się stanie z pasażerami na gapę?
Cassata zawahał się. Wszyscy się zawahaliśmy, gdyż to był nasz podstawowy
problem. Pasażerowie na gapę. Wróg!
Patrząc na trójkę niewinnych dzieci przetrzymywanych w charakterze zakład-
ników przez parę starych zbrodniarzy prawie zapomnieliśmy, gdzie czai się praw-
dziwa groza. Heimat i Basingstoke byli amatorami! Ta dwójka wymordowała mo-
że jakieś parędziesiąt tysięcy niewinnych mężczyzn, kobiet i dzieci, spowodowała
straty rzędu miliardów dolarów, zrujnowała życie dziesiątkom milionów ludzi. . .
a jednak, jakże byli trywialni, jeśli porównało się ich z rasą, która przesuwała
gwiazdy, unicestwiała całe planety, ośmieliła się igrać z całym wszechświatem!
Terror? Wszyscy terroryści byli jedynie denerwującymi gówniarzami bez znacze-
nia, w porównaniu z Wrogiem i ci dwaj, i Hitler, i Dżyngis Chan, i Stalin.
A w tamtym pokoju przebywał Wróg i ja zaproponowałem, że stawię mu czo-
ła. . .
Mój dubler wreszcie skończył uspokajającą gadkę do dzieci. Cyril Basingsto-
ke otworzył usta, żeby coś powiedzieć. Za pośrednictwem mojego dublera wi-
działem wyraz jego twarzy. Oczy miał utkwione we mnie, z ciekawością i czymś
w rodzaju szacunku. Był to taki szacunek, jakim może obdarzyć jeden gladiator
drugiego, kiedy spotkają się na arenie gladiator, który rozpoznał już różnicę
między bronią przeciwnika a własną, ale ciągle jeszcze ma nadzieję, że jego trój-
ząb pokona sieć tego drugiego.
211
Nie był to wyraz twarzy, jakiego można by oczekiwać po kimś gotowym do
poddania się.
Gdyby mierzyć wolnymi tyknięciami zegarów osób cielesnych, to co stało
się pózniej, musiało się wydawać bardzo szybkie. Dwóch podstarzałych wyję-
tych spod prawa ludzi już dawno zapomniało o swoich najlepszych latach, ale
wstawiono im mnóstwo nowych części i mięśni, zaś złowrogie mózgi były nadal
sprawne.
Beaupre! warknął Basingstoke. Zasłoń dziewczynkę! A sam sko-
czył w kierunku stołu, gdzie trzymał naładowany pistolet sprężynowy.
Nie róbcie niczego! Możemy dobić targu! Z ekranu krzyknąłem z nie-
pokojem.
Heimat, z jedną ręką trzymającą Oniko za włosy a drugą przyciskającą jej do
czoła pistolet do głuszenia ryb, zawył triumfalnie:
Psiakrew, pewnie, że tak! Chcesz usłyszeć warunki? Wolność! Całkowita
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates