Umiński Władysław Flibustierowie 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

rozstawiono na plancie wartowników i zaczęto podkopywać się pod szyny, które w tym
miejscu leżały na nasypie wysokim na kilka stóp.
W niecałe pół godziny zrobiono jamę głęboką na trzy łokcie, włożono do niej skrzynkę
dynamitu, wprowadzono kapsel zapalany elektrycznością i mina była gotowa.
Druty przeciągnięto o sto kroków od wału; elegancki porucznik połączył je ze stosem
elektrycznym i paląc cygaro oczekiwał z zimną krwią ukazania się pociągu.
Powstańcy siedzieli przyczajeni tak dobrze, że patrol mógł przejść tuż obok nich i nie
domyśliłby się nawet ich obecności.
Skopane miejsce pokryto darniną; jednym słowem, najlżejszy ślad nawet w dzień nie
wskazywał, że śmierć czyha tutaj na żołnierzy królowej regentki.
Siekierka wróciwszy z posterunku, zluzowany przez kolegę, chciał się zdrzemnąć, lecz bracia
Kosowie nie pozwolili mu na to.
Przykro im było leżeć w krzakach, usiłowali więc prowadzić rozmowę.
- Te Hiszpany to już zwąchały nosem, co się święci, i nie pojadą - rzekł Józiek tonem
głębokiego przekonania.
- Wyśpisz się jeszcze do rana, mój Janku, a teraz daj cygaretkę albo chociaż parę liści
tytoniu, bo mi ckliwo...
- I ja bym zakopcił - odezwał się Wacław.
Siekierka chętnie uczynił zadość życzeniom przyjaciół; wszyscy trzej owinięci w płaszcze
siedli obok siebie i puszczajÄ…c pachnÄ…cy dymek w spokojne, przesycone wilgociÄ… powietrze
spoglÄ…dali na tor kolejowy.
Noc była cudownie piękna.
Drzewa w lasku rozsiewały zapach żywiczny i na tle gwiazdzistego nieba tworzyły jakby
subtelną koronkę z gałęzi; najlżejszy wietrzyk nie poruszał ich wierzchołkami.
Od czasu do czasu w ciemności, pomiędzy krzakami okrytymi kwiatem, przelatywały
płonące, jak wielkie iskry złote, latarniki - krewniacy naszego świętojańskiego robaczka -
albo zatrzepotał się duży, nocny motyl.
Z lasu, którego czarna linia rysowała się niewyraznie w dali, po lewej i po prawej stronie
dobiegały jakieś tajemnicze, pełne uroku i melancholii głosy nie znanych naszym ochotnikom
stworzeń.
Dokoła rozpoczynała panowanie rozmarzająca noc podzwrotnikowa, pełna chłodu
krzepiÄ…cego, upajajÄ…cych woni ziemi i powietrza...
W takiej usypiającej, uroczystej ciszy płynęły godziny jedna za drugą.
Na wschodzie zza nieprzebitej ściany lasu wytoczył się wielki, czerwony jak kałuża krwi
księżyc, oblał łuną widniejący tu i ówdzie piasek, zamienił szyny jakby w rozpalone druty
wypolerowane kołami.
Oddział utulony do snu ciszą i odurzony woniami leśnymi, na wpół drzemał - na wpół
czuwał...
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Jeden tylko oficer siedział nieruchomo jak posąg zemsty i zimnym okiem sondował
przestrzeń; kobieca ręka jego spoczywała niedbale tuż obok elektrycznego guzika.
Nagle cień stojący pomiędzy szynami drgnął i w promieniach księżyca błysnęła lufa
karabinu, po chwili rozległ się w nocnej ciszy długi, stłumiony poświst.
Oficer, siedzący jak posąg, drgnął, zgiął ciało i spojrzał natężając uwagę.
Daleko, daleko, pomiędzy drzewami lasu, schodzącymi się nad szynami, zabłysło dwoje
płomienistych oczu; smok żelazny toczył się sapiąc ciężko i wyrzucając parę z pyska...
Puszcza otrząsała się ze snu i marzeń.
Pociąg wojskowy, oczekiwany od tak dawna, biegł na zgubę...
Oficer odwrócił się, powiedział kilka słów dzwięcznym, niezmąconym głosem; powstańcy
zerwali się i cofnęli chyłkiem od plantu...
Nie chcieli dzielić losu żołnierzy.
- Chodzże, Janek!
- rzekł Wacław ciągnąc za nogi śpiącego kolegę.
Młody porucznik w tej chwili zmienił się do niepoznania; w łagodnych oczach zapłonęły
jakieś zielone, fosforyczne iskry, biała ręka drżała - wskazujący palec szukał kościanego
guziczka, a znalazłszy, znieruchomiał...
%7łelazny smok pędził zionąc ogniem i parą; z łoskotem tłoków i kół, z warczeniem osi
mieszały się głosy ludzkie.
%7łołnierze śpiewali chórem zwycięską pieśń; fala głosów, wypływająca z setek ust, rozlewała
się w powietrzu i górowała chwilami nad piekielnym hukiem toczących się po szynach
wagonów.
Ale biały palec przycisnął z lekka guzik kościany - i drzewa, słupy, wagony - wszystko
ugięło się nagle pod wściekłym podmuchem.
Z nasypu buchnął słup ognia i czarnego dymu, ryknęło, ziemia drgnęła konwulsyjnie, w
powietrzu zawyły szczątki żelastwa, jak tłum wypuszczonych złych duchów, i na chwilę stała
siÄ™ straszna cisza...
Jeden wagon zniknÄ…Å‚...
pozostałe spiętrzyły się w rozpędzie w stos wysoki, w kupę belek, desek, osi, kół, kawałów
metalu...
Przewrócona lokomotywa warczała rozszalałymi kołami, syczała jak smok rażony
śmiertelnym grotem...
A w ciemnościach, unikając polanek księżycem oblanych, przemykały się cienie chyłkiem w
puszczÄ™...
Ostatni był młody, piękny Kreol, z cygaretką w ustach...
ROZDZIAA VII.
Szturm do miasta.
Dokonawszy dzieła zniszczenia oddziałek połączył się z głównymi siłami, które
przygotowywały się do opanowania miasteczka O., położonego w środku prowincji
Matanzas.
Wysłani na zwiady donieśli, że w O. znajduje się zaledwie jedna kompania wojska
hiszpańskiego; miasteczko może więc stać się łatwą zdobyczą powstańców.
Generated by Foxit PDF Creator © Foxit Software
http://www.foxitsoftware.com For evaluation only.
Okolice, przez które maszerował oddział, były niegdyś gęsto zaludnione.
Mijano obszerne plantacje trzciny cukrowej, tytoniu i bawełny, do niedawna kwitnące, a dziś
zniszczone i obumarłe; przechodzono przez wyludnione wioski, przedstawiające się niekiedy
jako zbiorowisko dymiÄ…cych zgliszcz.
Z głębi lasów okolicznych wychylały się gromadki byłych mieszkańców spalonych wiosek.
Biedacy, dowiedziawszy się o zbliżaniu sławnego Gomeza na czele kilku silnych oddziałów,
dążyli ze wszech stron, aby go zobaczyć.
* Gomez Jose Miguel (1858-1921) - generał, jeden z kierowników powstania zbrojnego
Kuby w latach 1895-1898 - przeciw panowaniu hiszpańskiemu.
Naszym ochotnikom serce krajało się na widok tych żyjących szkieletów, odzianych w
łachmany, wodzących przygasłymi ze strachu oczyma po przybyszach.
Kobiety, dzieci i starcy, zaledwie zdolni utrzymać się na nogach, klękali przed powstańcami
jak przed bożyszczami, wyciągali ręce, błogosławiąc oręż, który choć na chwilę uwalniał ich
od tyranii hiszpańskiej.
Z okrzykami pełnymi zapału i uwielbienia mieszały się rozpaczliwe wołania o chleb i
przekleństwa rzucane na głowy ciemięzców...
%7ływe szkielety opowiadały historie, od których włosy jeżyły się na głowie i krew zastygała
w żyłach.
Raz na przykład oddział Hiszpanów, w pogoni za powstańcami, wpadł do wioski, której
mieszkańców podejrzewano o stosunki z Gomezem.
Nie znaleziono jednak nic podejrzanego.
Ale zawód podniecił jeszcze bardziej wściekłość żołdaków. [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates