[ Pobierz całość w formacie PDF ]
- Dopiero, gdy zatańczę - przerwał Niemiec i zbliżył się do Gizeli.
Bała się, że może być teraz bardziej zaborczy i grozniejszy. Instynktownie podeszła do
ojca.
W tej chwili uprzedzając zamiary Niemca, Miklos odezwał się tonem niekłamanej
pogardy:
- Jeśli jest pan zdecydowany dalej zachowywać się tak po chamsku, będzie pan musiał
walczyć ze mną!
- Dlaczego miałbym to zrobić? - spytał oficer. - Ja wybieram swoich przeciwników i
nie mam zamiaru zaliczać tu całej orkiestry grajków!
Mówił tak agresywnie, że nagle w całej sali zapadła cisza. Publiczność czekała na
odpowiedz Miklosa.
- Będzie pan walczył, ponieważ ja tak każę. A jeśli potrzebuje pan powodu do
pojedynku, dam panu taki, który pan z pewnością zrozumie.
Podszedł do oficera i białymi rękawiczkami, które trzymał w ręku, uderzył go w
twarz.
Ten drgnął i wykrzyknął z furią:
- Jak pan śmiał mnie uderzyć, ty wiedeńska szumowino! Dowiedz się, że jestem baron
Otto von Hotzcndorf i dopilnuję, abyś został ukarany za takie potraktowanie arystokraty!
Znowu nastała cisza. Oczekiwano na ripostę Miklosa, który spokojnie odpowiedział:
- Skoro pan się przedstawił, ja uczynię to samo: jestem książę Esterhazy!
W salonie nastąpiła konsternacja, a Gizela gdzieś za plecami usłyszała:
- To mistrz Węgier w szermierce!
Nie wiedziała, jak to się stało, ale siedziała już z ojcem przy stole, podczas gdy
wszyscy zebrali się tłumnie wokół mających się pojedynkować.
Spojrzała na ojca: jeszcze trzymał się za ramię, blady, ale bardzo opanowany. Ktoś
zarzucił mu na ramiona pelerynę i postawił na stole kieliszek wina, którego w tej chwili
bardzo potrzebował.
- Jak się czujesz, papo? - spytała.
- Znakomicie i mam zamiar obejrzeć to widowisko - odparł.
Sędzia dał znak do rozpoczęcia pojedynku. Tym razem jednak Niemiec, znający sławę
Miklosa, skoncentrował się, rezygnując z szyderstw, dowcipów i uśmieszków.
Słychać było brzęk stali. Gizela widziała, że ogląda mistrza szermierki, który bawi się
nieopierzonym nowicjuszem w sposób poniżający bardziej, niż mogłyby to uczynić
jakiekolwiek słowa.
Miklos zadawał ciosy tak, by tylko rozrywać koszulę przeciwnika, nie zadając mu
rany, chciał bowiem, aby sędzia nie mógł zakończyć szybko pojedynku.
Szermował bronią jak w rytm muzyki, z elegancją wielkiego tancerza, podczas gdy
Niemiec potykał się, próbował daremnie dotknąć Miklosa, przez co wyglądał coraz
śmieszniej.
Gdy Miklos był już w pełni usatysfakcjonowany, zastosował trudny, ale skuteczny
chwyt, wytrącając broń z ręki przeciwnika. Niemiec stanął bezradny. Nie mógł już nic zrobić,
stał się pośmiewiskiem zebranych, a wtedy Miklos końcem szpady dotknął jego klatki
piersiowej w okolicy serca.
- A teraz przeproś pana Ferrarisa i jego córkę za swoje chamskie zachowanie -
powiedział rozkazującym tonem.
- Przepraszam - wymamrotał Niemiec.
- Głośniej! Niech wszyscy usłyszą! - rozkazał Miklos.
- Przepraszam!
Miklos opuścił broń i kiedy obrócił się, aby podziękować sekundantowi, usłyszał
przerazliwy krzyk Gizeli, która do tej pory obserwowała walkę i dopiero teraz spojrzała znów
na ojca.
Z lękiem nie do opisania zobaczyła, że był na wpół przytomny, a z rany na ramieniu
płynęła strużką krew, ściekając po ręce na podłogę.
ROZDZIAA 6
Po rozstaniu z Gizelą Miklos spędził bezsenną noc. Wstał zdecydowany opuścić
gościnny dom ciotki i jechać na Węgry. Wiedział, że tym razem nie może zawrócić z połowy
drogi. Przecież przez miłość do Gizeli wybrał rozwiązanie najsłuszniejsze. Cierpiał
wprawdzie męki, ale chronił ją od nieszczęścia, którym byłoby ich małżeństwo. Chciał ją
ustrzec przed zniewagami swojego środowiska. Nie zniosłaby takiego poniżenia. Bardzo
kochał swoją rodzinę. Większość jej członków odznaczała się pogodnym usposobieniem, tak
charakterystycznym dla Węgrów, ale Miklos wiedział, że rodzina ta jest niezmiernie dumna i
z okrucieństwem potrafi walczyć przeciw każdemu, kto zagroziłby ich własnemu kodeksowi
rodowemu.
To, że Gizela była damą, nie liczyło się. Chodziło przede wszystkim o to, że jej ojciec
był zawodowym muzykiem, że płacono mu za grę.
Wśród Esterhazych było bardzo wiele talentów muzycznych, a Miklos był wychowany
od dziecka w szacunku dla muzyki. Z pewnością stanowiła ona część jego życia. Jednakże
talent nie miał nic wspólnego z braniem pieniędzy za występ przed publicznością. Wiedział,
że nie pomogą żadne argumenty. Bez względu na to, jakich sposobów próbowałby użyć,
przedstawiając starszym członkom rodziny, którzy go przecież lubili, swoje racje, Gizela i tak
będzie cierpieć.
Paul Ferraris był doskonałym muzykiem. Miklos stwierdził to słuchając jego gry w
Wiedniu, był też przekonany, że rodzina Esterhazych przyjęłaby go w pałacu jak gościa, a
nawet przyjaciela.
Ale uznanie jego córki za pożądaną kandydatkę do ręki księcia sławnego rodu to
zupełnie inna sprawa.
Odkąd poznał i pocałował w lasku Gizelę, wiedział, że była kobietą, której szukał całe
życie, że jedynie ona mogła dać mu upragnione szczęście. To nie tylko jej piękność i
charakter, które czcił i podziwiał, przyciągały go. Zbliżał ich ku sobie swoisty magnetyzm,
łączyła jakaś niezwykła więz, której nie potrafił określić żadnym ziemskim terminem.
Była to więz duchowa i uświadamiał sobie z boleścią, że nigdy już nie znajdzie
podobnej i że brakować mu jej będzie do końca życia.
Zszedł na dół na śniadanie, zdecydowany powiadomić ciotkę, że natychmiast
wyjeżdża. Arcyksiężna spożywała śniadanie na tarasie ogrodowym. Ogród był piękny,
otoczony lasem. Miklos bardzo by chciał pokazać go Gizeli. Wiedział, że podziwiałaby
rokokową architekturę domu, posągi w ogrodzie, pawie krążące wśród gazonów i drzew,
może trochę przesadnie romantyczne.
W młodości arcyksiężna uchodziła za jedną z najpiękniejszych kobiet w rodzinie
Esterhazych. Jeszcze teraz była niezwykle przystojna. Ze ślicznie ufryzowanymi srebrnymi
włosami, ubrana z elegancją i szykiem, wyglądała jak na pałacowym garden party.
Uśmiechnęła się na widok bratanka, przy którym zawsze czuła się młodsza o
dwadzieścia lat. Wyciągnęła swą wypielęgnowaną dłoń z wdziękiem baleriny.
- Dzień dobry, mój drogi Miklosu. Mam nadzieję, że dobrze spałeś po wczorajszym
miłym wieczorze?
Ostatnie słowa wypowiedziane były z nutką ciekawości, a Miklos ponownie uniknął
jej spojrzenia, jak wczoraj, gdy spytała, dokąd zamierza iść na kolację.
Przysiadł się do stołu. Odmówił dań przynoszonych przez lokaja, poprzestając tylko
na filiżance kawy.
Arcyksiężna dostrzegła, że ma podkrążone oczy i wygląda na zmęczonego, jednak
przemilczała to spostrzeżenie. Rzekła natomiast:
- Dostałam dziś wiadomość od twojego wuja. Jest wręcz zachwycony twoimi
odwiedzinami i wraca wkrótce ze wsi, żeby się z tobą zobaczyć.
Ta informacja wpłynęła na zmianę decyzji Miklosa. Wiedział bowiem, ile kosztuje
wuja opuszczenie ukochanej posiadłości na wsi i koni, które znaczyły dla niego więcej niż
cokolwiek innego, tylko po to, żeby zobaczyć bratanka. Było to ze strony arcyksięcia
ogromne poświęcenie, tym bardziej że nie przepadał za austriacką stolicą.
Miklos był rozdarty wewnętrznie. Oto pozostanie w Wiedniu i nie spotka w tym czasie
Gizeli. Cóż to za męczarnia. Z drugiej strony wiedział, że dla dobra ich obojga nie wolno mu
jej spotykać.
- To bardzo miło ze strony wuja Ludwika - powie-dział. - Nie chciałem narażać go na
takie kłopoty.
- Arcyksiążę, tak samo jak ja - odpowiedziała księżna - zdaje sobie sprawę, że
wszystko, co dotyczy twojego małżeństwa, jest niezwykle ważne i musimy pomóc ci najlepiej
jak umiemy.
- Nie spieszę się z tym - odparł szybko.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates