[ Pobierz całość w formacie PDF ]
przeprowadzać się co roku, aby nie gromadzić niepotrzebnych rzeczy. Była
zmęczona. Zniosła już trzy wielkie pakunki, a śmieci z pewnością wystarczy
na jeszcze jeden. Kiedy skończy sortowanie, będzie mogła zacząć się
pakować. Weszła do windy, nacisnęła odpowiedni przycisk, poszukała
kluczy w kieszeni spodni. Dżinsy, które miała na sobie nie były zbyt
kobiece, ale najwygodniejsze do prac porządkowych. Kerry cieszyła się na
myśl o powrocie do West Bend, gdzie czekały na nią kobiece ciuszki.
- Kerry.
Zatrzymała się, spojrzała w górę. Przetarła oczy, westchnęła.
Zmęczenie daje się jej we znaki, zaczęła mieć przywidzenia. Jeśli posortuje
rzeczy szybciej, będzie mogła się wcześniej położyć.
- Nie chcesz ze mną rozmawiać?
- Jake, to ty?
Więc jej się nie wydawało? Był prawdziwy?
- Kiedy ostatnio patrzyłem w lustro, widziałem siebie.
Dżinsy i koszulka polo podkreślały jego młodzieńczą sylwetkę. Obok,
na podłodze, stała niewielka torba podróżna.
- Co tu robisz?
Nie mogła oderwać od niego oczu. Serce tłukło się w jej piersi, ręce
zwilgotniały. Podeszła bliżej, aż poczuła bijące od niego ciepło i zapach
wody kolońskiej. %7łołądek miała ciężki jak kamień, a w głowie huczały jej
strzępy kłótni, po której się rozstali.
- Chciałem cię zobaczyć.
- W Nowym Jorku?
153
RS
- Skoro tutaj jesteś. Poszedłem do domu twojej ciotki w niedzielę i
Sally powiedziała mi, że wyjechałaś.
- Jest wtorek. - Nadal nie rozumiała powodów jego obecności tutaj.
- Wczoraj musiałem załatwić wszystko w biurze. Zaprosisz mnie do
środka?
- Dlaczego? - Patrzyła na niego ostrożnie.
- Chcę z tobą porozmawiać.
Napięte mięśnie jego twarzy nie wróżyły nic dobrego.
- O czym? - dociekała, wciąż podejrzliwie.
- Możemy wejść?
- No dobrze.
Ominęła go, otworzyła drzwi. Kiedy weszła, rzuciła okiem na bałagan.
Szkoda, że nie widział mieszkania wcześniej, było ciepłe i przytulne. Teraz
wyglądało, jakby przeszedł przez nie huragan. Poprawiła ręką włosy. Nie
umalowała się dzisiaj, wciągnęła tylko dżinsy i koszulkę, potem zabrała się
do pracy.
Jake wszedł za nią do środka, postawił torbę przy drzwiach, rozejrzał
się dookoła. Zamknął drzwi, oparł się o nie, spojrzał na Kerry.
- Maleńkie. Nic dziwnego, że mieszkania, które oglądaliśmy w
Charlotte, wydawały ci się duże.
- Nieruchomości na Manhattanie są bardzo drogie. Byłam szczęśliwa,
że mogłam sobie pozwolić choćby na takie. Przebyłeś szmat drogi, żeby
zobaczyć jak mieszkałam?
- Nie, przyjechałem zobaczyć się z tobą.
Mimo dzielącej ich odległości, czuła siłę szarych oczu Jake^.
Przełknęła z trudem.
154
RS
- Usiądz. - Wskazała miejsce na sofie.
Powiedz, co masz do powiedzenia i wyjdz, dokończyła w myślach. Ile
razy można się rozstawać?
Jake podniósł z sofy kilka obrazków, przełożył je na podłogę.
- Sprzątasz? - spytał.
- Pakuję się. - Usiadła najdalej, jak mogła, cały czas uważnie go
obserwując. - Znalazłam pracę w Charlotte, wynajęłam mieszkanie.
- Jedno z tych, które widzieliśmy razem?
Pokręciła głową.
Jake wziął głęboki oddech, rozejrzał się po pokoju, w końcu spojrzał
na nią. Uśmiechnął się niepewnie, przechylił głowę.
- wiczyłem to tyle razy, sądziłem, że łatwiej pójdzie.
- Co pójdzie?
- Po pierwsze chciałem cię przeprosić. Zdaje się, że tamtego wieczoru
wyciągnąłem pochopne wnioski. Ale przez ostatni tydzień wiele myślałem.
Chciałbym wyjaśnić kilka spraw.
Zamilkł. Kerry czekała. Jak powinna zareagować?
- Na przykład? - spytała wreszcie, kiedy nie mogła już znieść
przedłużającej się ciszy.
- Kiedy spotykam się z nowym klientem albo dostaję nową sprawę,
upewniam się, że znam wszystkie fakty. Zadaję pytania, słucham, analizuję i
staram się stworzyć możliwe najpełniejszy obraz sytuacji. Nieprzemyślane
konkluzje do niczego nie prowadzą. A tak niestety postąpiłem w stosunku
do ciebie. Czuję się w obowiązku to naprawić.
- Jake, nie masz wobec mnie żadnych zobowiązań. Spędziliśmy razem
kilka wieczorów. Nie chciałeś więcej, trudno. Koniec dyskusji.
155
RS
- Może teraz ty wyciągasz pochopne wnioski. Za chwilę spadniesz z
sofy.
Usiadła głębiej, ale nie mogła pozbyć się napięcia - Jake był zbyt
blisko. Zapach wody kolońskiej przywoływał wspomnienia pocałunków,
jego gęstych włosów, które wtedy gładziła, emocji, jakie budził każdy dotyk
jego rąk.
Przysunął się bliżej, tak że kolanem dotykał jej nogi, a wyciągnięte
ramię oplatało jej plecy.
Zdławiła w sobie chęć natychmiastowej ucieczki, wzięła głęboki
oddech.
- Do jakich konkluzji twoim zdaniem doszłam?
Starała się skupić na rozmowie, pragnęła, by wreszcie dotarł do sedna,
zanim przestanie nad sobą panować, rzuci mu się na szyję i zacznie błagać,
by całował ją do nieprzytomności.
- %7łe wiedziałem, co mówię.
- Nie rozumiem. - Patrzyła na niego uważnie szeroko otwartymi
oczami.
- Opowiedz mi o pamiętniku i o liście, którą widziałem tamtego
wieczoru.
- Niewiele tu do opowiadania. Sally i ciocia Peggy znalazły go na
strychu podczas wiosennych porządków. Pisała go nasza prababcia Megan,
kiedy skończyła osiemnaście lat. Zawiera mnóstwo informacji na temat
naszej rodziny. Megan miała wspaniały styl i niezwykle piękny charakter
pisma. Czyta się z przyjemnością. - Mówiła coraz ciszej, aż w końcu
zamilkła.
- A lista?
156
RS
Kerry wzięła głęboki oddech, popatrzyła na swoje palce, splotła je na
kolanach.
- Megan była bardzo zainteresowana pewnym młodym człowiekiem.
Mama i ciocie dawały jej rady, w jaki sposób powinna się wobec niego
zachowywać. Nazwała to przepisem na znalezienie dobrego męża.
Opowiedziałam o tym Sally, chciała poznać szczegóły przepisu", więc
spisałam najważniejsze punkty. - Odważyła się podnieść na niego oczy.
Słuchał z uwagą.
- Wypróbowywałaś ten przepis" na mnie?
- W pewnym sensie. Ale zaczęło się przez przypadek. Jeśli zastanowić
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates