Hannay_Barbara_ _Romans_Duo_1000_ _Trzeci_pocalunek 

[ Pobierz całość w formacie PDF ]

McLaren boi siÄ™ burzy.
Leży tam teraz sobie, płomieniste włosy rozsypane po po-
duszce. Pamiętał ich pocałunek na balu. Bardzo dobrze. Trud-
no zapomnieć, skoro jej usta tak bardzo mu smakowały...
Cholera! Normalnie ciÄ…gnie go do niej!
Zerwał się z fotela i kilkakrotnie przemierzył werandę.
Wściekły, że pociąga go właśnie ta kobieta. Co gorsza, po-
ciąga nie tylko fizycznie. Po prostu zaczyna mu się podobać.
Jej inteligencja, odwaga. W innych okolicznościach na pew-
no szukałby jej towarzystwa. W innych, bo nie w tych, wia-
domo. Teraz może zrobić tylko jedno. Fionę McLaren całko-
wicie wyrzucić ze swej pamięci.
S
R
ROZDZIAA SIÓDMY
Fionę obudził strach. Paniczny. Usiadła na łóżku, całko-
wicie przytomna, jakby w ogóle nie spała, i zaczęła wsłuchi-
wać się w noc.
Co to mogło być? Zły sen? Burza dawno minęła, na dwo-
rze szalała wichura. Czyżby obudził ją wiatr?
Nie. To nie wiatr. Nagle poczuła, jak serce podchodzi jej
do gardła.
Te trzaski, syk. I szum. Złowrogi, o niebywałym natężeniu.
Zapach. Charakterystyczny, gryzÄ…cy.
Boże! Tylko nie to!
Zeskoczyła z łóżka, pomknęła do okna i jednym gwałtow-
nym ruchem rozsunęła zasłony. Całe wzgórze stało w ogniu.
Czerwona góra na tle czarnego nieba. Potok płomieni spły-
wał po zboczu i mknął dalej. Dokładnie w stronę domu.
A Fiona McLaren jest sama, sama jak palec. Dziewczyna
z miasta, kompletnie bezradna w sytuacji, gdy płonie busz.
Fiono, błagam cię, tylko nie panikuj. Włącz szare komór-
ki, bo inaczej zginiesz.
Poczuła na twarzy gorący podmuch. Wicher wstrząsnął
domem. To zmobilizowało ją do działania. Podbiegła do te-
lefonu i drżącym palcem wystukała trzy zera.
S
R
- Proszę, niech natychmiast przyjedzie tu straż pożarna!
Natychmiast! - krzyknęła, czując jeszcze większy lęk, kie-
dy słyszała swój własny przerażony głos. - Jestem w White
Cliffs, farma hodowlana bydła. Piętnaście kilometrów za
miastem, przy drodze do Tilby. Pożar buszu. Wielki pożar.
Ogień idzie na mój dom!
Spokojny głos w słuchawce poinformował, że zgłoszenie
zostało przyjęte.
- Straż pożarna jest już w drodze.
- Och, cudownie. A co ja mam robić? Wyjść na dwór?
Uciekać?
- Nie. Za duże ryzyko. Lepiej czekać w domu. Straż nie-
długo przyjedzie
- To znaczy kiedy?
- Za jakieś dwadzieścia minut.
Za dwadzieścia minut z Fiony McLaren zostanie tylko
garstka popiołu.
Znów podbiegła do okna. Ogień był coraz bliżej. Wielka
ognista kula przetaczała się przez korony gigantycznych eu-
kaliptusów. Dołem czerwień, górą złoto. Czerwień łączyła się
ze złotem. Drzewa jedno po drugim stawały w płomieniach
i eksplodowały z hukiem, jak bomby.
Matko święta! Dlaczego ta kobieta kazała zostać jej w do-
mu? Czy nie lepiej spróbować teraz dostać się do samocho-
du i uciec nad rzekÄ™?
Nagle pomyślała o Byrnie Drummondzie. Przecież on tu
mieszka od urodzenia. Wie, co robić. Trzeba do niego za-
dzwonić. Przecież mieszkają po sąsiedzku, a sytuacja... sy-
tuacja nie może być bardziej rozpaczliwa.
S
R
Dokładnie w tym momencie odezwał się telefon. Fiona
doskoczyła do niego jednym susem i złapała za słuchawkę.
- Tak! Halo! Halo!!
- Fiona? Tu Byrne.
- Chwała Bogu! Byrne! Właśnie miałam do ciebie dzwo-
nić. Busz się pali! Ogień idzie prosto na mój dom!
- Tak. Zauważyłem to. Już jadę do ciebie.
- Naprawdę?! Och, Byrne, to cudownie! Dziękuję, bardzo
ci dziękuję! Mógłbyś się pospieszyć? Nie jestem panikarą, ale
nie mam pojęcia, co robić!
- Jadę najszybciej, jak mogę. Będę za jakieś dziesięć minut.
- Dziesięć?!
- Zadzwoniłem po straż pożarną.
- Ja też dzwoniłam. Ale zanim przyjadą, miną wieki. Ka-
zali mi siedzieć w domu, czy nie lepiej jednak uciekać nad
rzekÄ™?
- Jak daleko od domu jest ogień?
- Poczekaj, zobaczÄ™!
Pomknęła do okna, potem z powrotem.
- Jakieś dwieście metrów.
- W takim razie musisz zostać w domu. Nie dasz rady do-
trzeć do rzeki. Za pózno.
- Och, Boże mój, Boże!
- Nie martw się, Fiono. Będzie dobrze. Tylko nie ruszaj
siÄ™ z domu.
Och, jak by chciała, żeby te słowa wlały w niej choć tro-
chÄ™ otuchy Niestety...
- Byrne, może jednak pobiegnę do samochodu? Dojadę
do drogi.
S
R
- Absolutnie nie. Widzę stąd, że ogień idzie już wzdłuż
drogi do White Cliffs.
- To jak ty tu dojedziesz?!
- JadÄ™ innÄ… drogÄ…, przez pastwiska.
- Ja bym też mogła pojechać przez pastwiska.
-I przy okazji władować się na drzewo albo do kanałku.
Nie ma mowy. Siedzisz w domu i czekasz. Zaraz tam bę- [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcÄ™ już wiÄ™cej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates