[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Kosmosu. Wszystko by o takie czyste, takie wie e i nie tkni te przez nikogo - tra-wa, po której szli, bia y g az na wrzosowisku, przesycone sol
powietrze i wilgotny wiatr. Ponad g owami ludzi kr y mor-skie ptaki. To z pewno ci mewy, pomy la a Annika. Chocia ... te czarne to pewnie kruki.
- Jak my lisz, do czego to mog o s ? - zapyta Knut Jorgena. - Bo przecie chyba nie do ozdoby?
- Nie - odpar Jorgen i g adzi d oni chropowat powierz-chni drewna. - Nie, to chyba w ogóle nie by a ozdoba, to ja-ki praktyczny przedmiot.
Zosta ob amany na ko cu, wi c nie wiemy, jak wygl da . Och, te okropne ko ki do wieszania odzie- y, serce mi si kraje, kiedy na to patrz ! Tutaj jest
ten czwo-rok tny otwór, o którym wspomina . My , e w ten sposób by po czony z czym innym...
- I ten pi kny uk tutaj... - powiedzia Martin. - To mi przy-pomina r koje czy jaki inny uchwyt. Najpierw my la em, e to cz orczyka, ale chyba
nie_. orczyki nie maj przecie uchwytów.
- W ka dym razie to musia o czemu s . Ale dajmy te-mu na razie spokój, najpierw trzeba si zaj inskrypcj !
Po chwili siedzieli wszyscy przy stole w pokoju, który kie-dy musia by najbardziej reprezentacyjnym pomieszczeniem w ca ym domu. Przed nimi
le ten dziwny drewniany przed-miot, który zajmowa prawie ca d ugo sto u. Wszyscy mie-li przy sobie notatniki i o ówki. Martin dyktowa , a reszta
zapisywa a poszczególne litery. Po norwesku, rzecz jasna. Od-czytanie inskrypcji zabra o sporo czasu, drewno bowiem by o bardzo zniszczone;
wszyscy odczuwali wdzi czno dla twór-ców zapisu, e wyryli znaki tak g boko, i w ogóle cokolwiek pozosta o.
Martin by niebywale podniecony znaleziskiem, wykrzykiwa co i mia si niczym dziecko, co przepe nia o serce Anni-ki jakim niezrozumia ym
smutkiem.
Jaki ten Martin mi y! Jaki spontaniczny! Nie wyobra a so-bie, by ona, takie nic, mog a mie u niego jakiekolwiek szanse, ale przecie t skni a za
przyja ni kogo takiego. Zawsze. Nie-kiedy przeklina a Knuta, e opowiedzia jej o tym upokarzaj -cym zak adzie, cho przecie zdawa a sobie
spraw , e to dla jej dobra. Gdyby o niczym nie wiedzia a, polecia aby za Martinem jak ma do wiat a! Wiele razy tego przedpo udnia Martin prze-sy
jej obiecuj ce spojrzenia, dzisiaj ju definitywnie rozpocz swoj ofensyw , domy la a si tego. I domy la a si te , i liczy , e jeszcze przed
wieczorem Annika padnie mu w ramiona.
My l, e wszystko zosta o na zimno wykalkulowane, spra-wia a jej ból. Cyniczne wyrachowanie, bez cienia uczucia. Mo- e nawet budzi a w nim
obrzydzenie? Musia to by zak ad o du sum , bo Martin najwyra niej d do uwiedzenia jej.
Serce Anniki krwawi o z bólu.
Na koniec zdawa o si , e odczytali ju wszystkie litery w in-skrypcji - z wyj tkiem dwóch, ca kowicie zatartych. Jednak od te-go, co widzieli na
kartkach przed sob , wcale m drzejsi nie byli.
SCIERSONALLEVUTACBLENSAIN_EOSGEINSUIAC - SUOEOOMDIIMSUOVR CEUOMTTAEASDIAAONRN - LEUASQASNNRV
Wszyscy niemal jednocze nie wydali z siebie przeci e wes-tchnienie.
Nagle drgn li. Spogl dali na siebie w os upieniu.
- Kroki? - spyta a Annika. - Na górze?
- Ale sk d? - odpar Knut. - Jeszcze nie poj , jakie dziw-ne niespodzianki mo e nam tutaj sprawia wiatr? Pos uchaj, te-raz znowu jest zupe nie
cicho!
- Ja te my la em... - zacz Jorgen, ale zamilk . Zobaczy , e dziewczyny s wstrz ni te.
- Pójd na gór i rozejrz si - o wiadczy Martin stanowczo. - Do stu tysi cy diab ów, mamy przecie jasny dzie !
Wielokrotnie w ci gu przedpo udnia Annika mia a zamiar zapyta Knuta, czy to on chodzi w nocy po dziedzi cu, ale co j przed tym
powstrzymywa o. Jakby si ba a. A co b dzie, je -li Knut zaprzeczy? Nie, to oczywi cie by Knut, nie ma potrze-by zadawa adnych g upich pyta .
Martin wróci na dó .
- Nigdzie ywej duszy!
- Pewnie, a czego ty si spodziewa ? - warkn Knut ze z ci .
Nagle u wiadomili sobie, e min o po udnie.
- Och, jak ten czas leci - powiedzia Jorgen.
- A my jeszcze do niczego nie doszli my - westchn Martin.
- Jak to do niczego? Mamy przecie to drewno - powiedzia Knut. - Tylko e ja musz chyba jecha .
- Najpierw jednak powiniene co zje - wtr ci a Annika, a Knut uzna , e to bardzo dobry pomys .
Tone, która sta a pochylona nad inskrypcj i wpatrywa a si w runy, jakby chcia a je zaczarowa , powiedzia a nagle cicho i przeci gle:
- Martin, chod no tu! Chod cie tu wszyscy! Czy widzicie to samo, co ja?
Przez chwil wpatrywali si uwa nie, po czym zgodnym chó-rem odparli: - Nie!
- Ja co odkry am - o wiadczy a Tone uroczy cie. - Ja, nie-wa na istota, która studiuje zaledwie t nudn medycyn , co znalaz am! Ja te si na
co przyda am!
- No to powiedz nareszcie, co to takiego! - zniecierpliwi a si Annika. - Nie stój tu i nie gdacz jak ta kura!
- Niech kto wyjmie ten hak! - nakaza a Tone.
- atwiej powiedzie , ni zrobi - j kn Jorgen. - Mo na uszkodzi drewno.
- Czy nie da si go jako ostro nie wyj ? No em albo czym takim.
- Tone, ja te widz to samo co ty! - o wiadczy Martin triumfalnie. - Wyjmijcie ten hak, ale ju !
Po d ugich zmaganiach i cierpliwie ponawianych próbach gwo dzie przytrzymuj ce hak ust pi y.
- Oj! - j kn a Annika. - Oj, to nie by o zbyt rozs dne! Na powierzchni drewna, w miejscu gdzie przedtem tkwi hak, widzieli wyra ny trójk t.
ROZDZIA IX
- Taki sam jak na kamieniu - szepn Jorgen przej ty.
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates