[ Pobierz całość w formacie PDF ]
30
przebiegnie pod ogniem tych trzydzieści metrów dzielących barykadę od bramy ich
kamienicy? Nad głowami pędzonych kobiet i dzieci głucho dudnią czołgowe działka.
- Jerzy! - to woła Luboń. Wszyscy wiedzą, o co pyta.
- Spokój. Jeśli chcą atakować barykadę, muszą nam się odsłonić. Będziemy ich mieli z tyłu...
- mówi chłodno, choć pamięta: Jeśli nasi puszczą barykadę, będziemy odcięci.
- Dzieci... - szepcze Robert odwracając twarz od muszki erkaemu.
Teraz ich karabiny maszynowe zanoszą się. Działka. Zciany się chyba .zataczają. Co krzyczy
ten Malutki? Czemu on się śmieje? - myśli Jerzy z wściekłością i raptem słyszy tupot nóg.
Do pokoju wpada Podwiązka, za nią jakiś mały chłopak. Przecież po granaty poszła do
Kolumba Ałła? Granaty. Wysypują z worka. Czołgi są bliżej. Jerzy widzi przed maską
najbliższego czołgu kilkunastoletniego chłopca obok kobiety z opadłymi na twarz włosami.
Instynktownie ogląda się na małego przybysza, jakby to jego brata niespodziewanie ujrzał
tam, przed czołgiem. Ale ich mały dyszy obok z butelką zapalającą w ręku. Jeden czołg
przystanął na brzegu jezdni i rzyga w ich okna strugami ołowiu.
Aha, chcą nas przykryć ogniem i spokojnie robić barykadę - myśli Jerzy.
W tej chwili widzi Malutkiego, który podnosi się na kolana. Zamach ciska go na leżący na
parapecie wór. Rzuca drugą butelkę.
- Aaa! - ryk kwituje wybuch płomieni. Ale Malutki toczy się po podłodze. Biegnie " tam
Podwiązka.
- Leżeć! - ryczy Jerzy.
Ten drugi czołg idzie po ścianie przeciwległego domu. Kobiety, dzieci, cywile pomieszani z
mundurowymi.
- Ognia! - Jerzy czuje, że więcej nie wydobędzie głosu ze spalonego, zalepionego wapnem
gardła. Biegnie do swego thompsona. Naciska cyngiel, zamykając oczy, żeby nie widzieć tych
kobiet, dzieci... Ale pistolet zacina się po pierwszym strzale. Tamci milczą. Jerzy czuje, że
jeśli nie podniesie kolegów ogniem, wszystko przepadnie. Barykada milczy.
Robert, ognia! - chce krzyczeć do celowniczego erkaemu, otwiera usta, i raptem
elektryzująca smuga ognia: erkaem wybucha nieprzerwaną serią. Jerzy klęczy podparty obu
rękami. Chciałby wyć jak pies. Odwraca twarz i widzi odskakującą w łoskocie serii głowę
Roberta, na którego brudnej twarzy łzy żłobią głębokie, jasne smugi.
Dalej widzi repetującego szybko Lubonia: ten ze swego kabeka może chociaż wybierać cel.
Podwiązka klęczy przy Malutkim, który wyrywa się i grozi jej pięścią. %7łyje! Chłopak,
pochylony nad schmeisserem Malutkiego, omal nie wypadnie z okna, tak się wychylił ponad
worki z piaskiem. Zaraz oberwie, gówniarz! Jerzy łapie za granat. Odbezpiecza, rzuca,
odbezpiecza, rzuca. Luboń raz za razem sięga po butelki i ciska je przez boczne okno, przez
które do niedawna porozumiewali się z barykadą. W tej chwili, jakby ciało jego straciło
ciężar, wali się na plecy.
31
Natarcie załamuje się. Ktoś krzyczy przerazliwie. Jeden czołg płonie. Tu, w pokoju, Luboń
wije się po podłodze, jakby chciał odpełznąć gdzieś daleko. Nowym aż rzuca przy erkaemie.
Wali do wyskakujące załogi płonącego czołgu. Już leżą!
- Przerwać ogień!
Barykada strzela jeszcze, choć nie wiadomo do czego. Teraz słychać jakiś krzyk, tupot.
Jerzemu serce skacze do gardła: Niemcy wdarli się do bramy? Ale kroki łomoczą po
schodach ku górze. Dopiero po sekundzie spostrzega, że nie ma Malutkiego w pokoju. Znikł
też mały chłopiec.
- Stój, gówniarzu! - słyszy wrzask kolegi na korytarzu. Mija Podwiązkę klęczącą nad swoją
sanitarną torbą przy Luboniu i widzi umykającego na wyższą kondygnację chłopca. Za nim
skacze Malutki z białym, obandażowanym ramieniem, z rozwianym z tyłu, jak skrzydło,
rozciętym rękawem wiatrówki.
Twarz Podwiązki jest tak biała, że brudne wydają się przy niej rozsypane na podłodze
bandaże. Są zresztą brudne: tarzały się w wapiennym pyle, zalegającym podłogę, w piasku...
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates