[ Pobierz całość w formacie PDF ]

pełnił rolę ich przewodnika, torował im drogę przez okna do wnętrz zatopionych budowli.
Największym zagrożeniem były chmury unoszącego się z dna mułu oraz węgorze, węże
wodne i ośmiornice  okrutni mieszkańcy bezludnych domostw.
Conanowi i dwóm kobietom udało się wydobyć sporo kosztowności, aczkolwiek znacznie
mniej i o wiele wolniej niż z wraku  Bazyliszka . Z budynków, z których niegdyś roztaczał
się widok na port, pochodziła zastawa stołowa i kandelabry z nie oszlifowanych diamentów.
W głównej świątyni znaleziono inkrustowaną klejnotami misę i nóż ofiarny, a pośród
zawalającego ulice gruzu często przebłyskiwały złote monety. Pozostałe znaleziska, głównie
złote posągi, wystarczająco duże, by wystawać ponad warstwę szlamu, i solidne, i by oprzeć
się niszczącemu wpływowi czasu, były zbyt ciężkie, by: wydobyć je na powierzchnię.
Szukanie drobniejszych kosztowności lub wielkich, starannie ukrytych skarbów wymagałoby
zródła światła, które można by zabrać do zatopionych komnat i piwnic. Zwykła metoda,
polegająca na odbijaniu mętnych słonecznych promieni wypolerowanymi srebrnymi tacami i
kierowaniu ich do budynków poprzez dostępne otwory w murach, okazała się
niewystarczająca. W miarę jak poszukiwania zataczały szerszy krąg, coraz większym
problemem był brak powietrza. Piraci w szalupie nie nadążali z dostarczaniem na dno
kolejnych, odwróconych do góry dnem kotłów.
Trzeciego dnia Conan wypatrzył szeroką budowlę zwieńczoną kopułą sąsiadującą z
ułamaną wieżycą. Był to bez wątpienia pałac królewski. Kamieniarka kopuły i licujące ją
mozaiki okazały się szczelne. Dzięki temu wkrótce wypełniono ją przesyłanymi w dzwonach
porcjami powietrza. Na powierzchnię wydobywał się jedynie cienki strumień pęcherzyków,
wnętrze kopuły zaś było bardziej przestronne niż keson. Dzięki temu nurkowie mogli zająć
się dokładnym przeszukiwaniem pałacu.
Tymczasem na powierzchni panował przesycony obawami spokój. Przyzwyczajeni do
harówki w ławach wioślarskich piraci dobrze radzili sobie z wyciąganiem koszy ze skarbami i
wysyłaniem kloszy z powietrzem. Jedynie w czasie bezczynnych wieczorów i nocy, gdy ich
wysiłki nie wzburzały powierzchni zastałego morza, a z nieba przyglądał się im obojętny
księżyc, rozdrażnienie narastało do granic buntu.
Los chciał, że wrak znaleziono tuż przed pełnią. W nocy nie było dość jasno, by prowadzić
podwodne prace, lecz zimne lśnienie, zalewając pokłady, utrudniało sen i wywoływało na
nieruchomym morzu niesamowite, niespokojne odblaski. Piraci szeptali wtedy o narastającym
w głębinach gniewie, niewidzialnym mieście i zbezczeszczonej zatopionej galerze. Zwłaszcza
członkowie morskich plemion i sam Hrandulf żyli w przesądnym strachu przed zemstą
martwych piratów oraz przed potępionymi duszami, uwięzionymi w podwodnym królestwie
Dagona i pragnącymi odwetu, a przynajmniej towarzystwa żywych.
Nurkowie, cenieni za solidną pracę, nie byli napastowani. Jednak na wszelki wypadek nadal
zamykano ich na noc w ładowni. Aup, który zastępował pod pokładem karaku Conana głazy
zabrane jako balast, sprawiał, że napięcie wśród piratów jednocześnie rosło i opadało.
%7ładen z trudzących się w nadziei na bogactwo marynarzy nie mógł na dobrą sprawę
narzekać, jednak perspektywa zdobycia iście książęcego majątku, jak każda nieoczekiwana i
wielka odmiana losu, była przytłaczająca dla słabych i niewykształconych charakterów. Gry
w kości i domino ciągnęły się całymi nocami. Niektórzy piraci już teraz zadłużyli się bardziej,
niż mógłby wynieść ich udział w nawet najfantastyczniejszym łupie.
Nieustannie zdarzały się bezsensowne kradzieże. Najgorzej wyszedł na tym pewien
zamorański łotrzyk, który ukradkiem spróbował połknąć inkrustowaną rubinami srebrną
broszę i w efekcie udusił się. Oględziny zsiniałego trupa wykazały, że nie trzeba go
rozpruwać, by wydobyć ozdobę.
Dwóch innych szubieniczników zniknęło bez śladu, zapewne w następstwie rywalizacji o
łup. W djafurskim porcie takie rzeczy były na porządku dziennym, lecz podczas
niespokojnych nocy na Vilayet nabrało to w oczach piratów złowieszczego znaczenia.
Conan, który dzięki pomocy swoich towarzyszy mógł mniej czasu poświęcić dowodzeniu
 Krukiem , z zapałem oddawał się wyławianiu skarbów. Sporo uwagi poświęcał jednak
obserwowaniu Crotalusa. Cymmerianin również swoim zastępcom polecił pilnie baczyć na
wszystkie poczynania Zembabwańczyka. Mag zgodnie z poleceniem sporządzał plan
zatopionego miasta, chociaż wykazywał znikome zainteresowanie wartością wydobytych
skarbów. Co więcej, absolutnie nie wykazywał zrozumiałej w takich okolicznościach [ Pobierz całość w formacie PDF ]

  • zanotowane.pl
  • doc.pisz.pl
  • pdf.pisz.pl
  • spiewajaco.keep.pl
  • © 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates