[ Pobierz całość w formacie PDF ]
Pojąłem bowiem, że ta niedola, ten zamęt to tylko element planu naszego
Wielkiego Ojca. Amalias chce odnowić i oczyścić naszą wiarę, okazując swą
rzeczywistą, potężną moc. Gdy się objawi, Ninga, a za nią wszyscy inni bogowie
ukorzą się przed jego siłą. Wiedzcie, rodacy, że nie wolno wam porzucać Amaliasa
i okazywać uwielbienia tej, która chciałaby zająć jego miejsce. - Kapłan wskazał
palcem rydwan Tamsin, który wreszcie dotarł pod stopnie świątyni. - Pytam was,
czy wielki bóg jest jak miotła, którą wrzuca się do pieca i zastępuje nową, gdy
się zużyje? Nie, Brytuńczycy, zastanówcie się poważnie, jaką chwałę możecie
stracić i jakie ohydne brzemię hańby nałożyć na siebie, jeżeli zegniecie karku
przed niezdarną, wymalowaną lalką-uzurpatorką, która pojawiła się z najbardziej
zacofanego, najciemniejszego zakątka cesarstwa jak szkaradna ropucha,
wyskakująca ze sterty nawozu!
Ostatnie zdanie Epiminofasa wywołało w tłumie długo hamowany wybuch
furii. W kapłana rzucano rozmaitymi przedmiotami, chociaż większość nie
dosięgnęła nawet podestu. Przez ludzkie morze przetaczały się przypominające
łoskot fal śpiewy. Ciżba z impetem ruszyła naprzód, tratując pod nogami
niejednego ze swoich, podczas gdy inni, chcąc uniknąć zmiażdżenia, wspięli się
na wysokie stopnie świątynnych schodów i natychmiast ruszyli na uzbrojony rząd
uczniów Epiminofasa.
- Zbezcześcił imię bogini! Zabić bluzniercę! - wołali fanatycy zebrani
wokół rydwanu Tamsin.
Epiminofas nie zwracał jednak na nich uwagi. Klęknął i wyciągając ku
niebu ramiona, rozpoczął modły do Amaliasa:
- O panie nad panami! Surowy a sprawiedliwy, przedwieczny boże! - wołał,
wznosząc twarz ku nisko płynącym chmurom. - Twój pokorny sługa Epiminofas
przyzywa cię! Błagam, jeżeli mnie słyszysz, wielki władco rzek, daj znak swym
posłusznym wyznawcom. - Zabijcie go! Uciszcie ten szatański pomiot! Zanosi modły
do martwego, zdetronizowanego boga, którego wyznawcy okryli się hańbą! -
rozlegało się powtarzane przez coraz to kogoś nowego w tłumie wołanie.
W tym momencie, jakby w odpowiedzi na modły arcykapłana, rozległ się
stłumiony grom. Z oddali przetoczył się łoskot jak odgłos uchylanych gdzieś w
niebiosach drzwi. W chwilę pózniej na tłum począł padać deszcz.
Wielkie, ciepłe krople wsiąkały głęboko w pokłady kurzu na dachach i w
zaułkach. W powietrzu wisiała przygnębiająca ciężka woń, zwiastująca zbliżanie
się ulewy. Zmieszała się z bijącym od tłumu zapachem potu. Nastała długa chwila
nieznośnego oczekiwania.
- Twoje modły na nic się nie zdały, łotrze w kapłańskich szatach! -
krzyczeli najgorliwsi wyznawcy nowej bogini. - To Ninga sprowadziła deszcz!
Szydzi z ciebie i twojego starego, słabego boga!
- Uciszcie się i zanoście dzięki! - zawołał mimo to triumfalnie
Epiminofas. - Tysiączne uniżone pokłony za zwrócone na nas oczy! Amalias
Pluvias, najwyższy bóg w roli sprowadzającego deszcz opiekuna plonów,
odpowiedział na nasze wołania! Zanoście niebiosom dzięki za ten wspaniały dzień!
- oświadczył arcykapłan tłumowi. - Wzywam teraz Amaliasa Ferohera, Amaliasa
Gromowładnego! Surowy panie, twoi wierni wyznawcy błagają, byś się objawił! Daj
znak piorunami, że nas słyszysz!
- Zaczęło padać zbyt pózno, by zaradzić ubiegłorocznej suszy na południu
- rozległ się cyniczny głos, lecz słowa sceptyka zagłuszyły nowe gromy,
głośniejsze i wyrazniejsze. Na horyzoncie przed niespokojnym tłumem ukazała się
pajęczyna błyskawic. Deszcz stawał się coraz bardziej gęsty i obfity.
- Ach! Błagam, najwyższy panie, przekonaj wątpiących i ukarz
niedowiarków!
Dowodzenie arcykapłana, że ulewa stanowi dowód boskiej uwagi, nie
powstrzymało tłumu. Wręcz przeciwnie, podsyciło tylko jego wściekłość.
Buntownicy na stopniach świątyni dopadli do uzbrojonych w miecze adeptów. Schody
zrosiła oprócz deszczu krew, w powietrzu zawisł gniew tłumu rozbudzony zapachem
krwi.
- Oszust! Zakłamany łotr! Twój wątły Amalias trudzi się drapaniem nieba
piorunami, a Ninga sprawia, że całe miasta giną w płomieniach! - wołali
fanatycy.
Buntownicy rozochocili się na dobre, gdy nagle zwinięto z przodu tłumu
szerokie transparenty. Wówczas objawiły się równe rzędy zbrojnej jazdy. Były to
oddziały wyszkolonej i wyekwipowanej przez Nemediańczyków konnicy, która dawniej
dowiodła swej skuteczności, brutalnie tłumiąc powstania w północnych
prowincjach. Nad wojskiem powiewał nowy proporzec na lancy ze stalowym grotem:
godło Isembarda, zbuntowanego, samozwańczego barona Urbanderu.
- Wiwat jazda! - rozległo się wołanie. - Na świątynię! Za Ningę, dopóki
tchu w piersiach!
- Oho, umierający bóg zesłał deszcz, by rdza przeżarła zbroje naszych
nemediańskich sprzymierzeńców!
Chociaż wśród tłumu dało się słyszeć i takie głosy, szybko ucichły,
deszcz bowiem nagle ustał. Epiminofas zdążył jeszcze zawołać:
- Wielki Amaliasie, nadszedł czas!
Jeden z otaczających Isembarda żołnierzy wzniósł krótką, złowrogą kuszę.
Rozległo się trzaśniecie zwalnianej cięciwy, bełt śmignął nad tłumem - i ugodził
arcykapłana prosto w serce. Nie zdążywszy dokończyć modłów, Epiminofas osunął
się na podest i skonał.
- Cieszcie się! Fałszywy prorok nie żyje! Ninga zwyciężyła!
Jak gdyby na potwierdzenie tych krzyków, posępny odgłos gromów z nieba
ucichł.
Gdy znajdujący się w pałacowej wieży obserwatorzy zameldowali o śmierci
arcykapłana, o pojawieniu się jazdy buntowników i szturmie na świątynię, król
wydał szybko przekazany za pomocą sygnalizacji rozkaz. Po paru chwilach straż
pałacowa i cesarska konnica ruszyła przez szerokie bramy i niskie ogrodzenia, by
stawić czoło rebeliantom.
Trudno było przewidzieć, kto zwycięży. Cesarscy żołnierze byli dobrze
odżywieni, wyśmienicie wyszkoleni i uzbrojeni, dosiadali dorodnych wierzchowców,
cechowała ich karność i duże doświadczenie w bezwzględnych miejskich walkach.
Jednak nawet doborowe oddziały obrońców starego ładu nie gwarantowały łatwego
zwycięstwa. Naprzeciw siebie mieli bowiem zaprawionych weteranów kampanii na
północy kraju w równie solidnych zbrojach oraz niezmierzony, fanatyczny tłum,
zdolny do ściągania jezdzców z koni, by ich rozedrzeć na strzępy. Zapowiadała
się zacięta walka, przenosząca się aż na ogrody i stajnie rezydencji
arystokratów, dziedzińce, pałace, świątynie i wille najbogatszych kupców
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates