[ Pobierz całość w formacie PDF ]
się pohamować, gdyby został z nią sam na sam w pokoju.
- Zwietnie.
Wyszedł z biblioteki i ruszył ku schodom. Murphy człapał za nim z dwiema walizami. W
marmurowym holu dogonił ich Max.
McKendrick jęknął.
- Dzień dobry, sir - powiedział sekretarz, ignorując O'Briena, który stał tuż za panem domu.
- Proszę, nie teraz, Max. Spałem zaledwie kilka godzin i właśnie idę do łóżka.
- Rozumiem, sir. Chciałem jedynie pana poinformować, że na biurku nie ma żadnych pilnych
spraw. Pozwoliłem sobie załatwić pańską korespondencję...
- Co?!
- Zająłem się pańską korespondencją, z wyjątkiem osobistego listu od lady Marshfeld.
- Czytałeś moją pocztę? - McKendrick był poruszony.
- Oczywiście, sir. Wysłałem listy, które zostawił pan na biurku. To jeden z obowiązków prywatnego
sekretarza. Podzieliłem sprawy na pilne, które trzeba załatwić natychmiast, i na te, które mogą
poczekać. Pozwoliłem sobie również ułożyć pański kalendarz towarzyski oraz dokonać selekcji próśb
o pieniądze nadsyłanych przez różne organizacje charytatywne. Sporządziłem listę tych, które znam i
uważam za godne zaufania. Resztę musimy przejrzeć razem, póki nie zaznajomię się bliżej z pańską
działalnością, rozkładem zajęć i rutynową korespondencją. -Max nie wspomniał o tym, że nie wysłał
ogłoszeń, które McKendrick planował zamieścić we wszystkich głównych gazetach w Ameryce i
Europie. - Czy jeszcze czegoś pan sobie życzy przed udaniem się na odpoczynek?
Adam zmarszczył brwi. Niczego nie chciał od Langstroma. Zwłaszcza sugestii, że jest starym
głupcem, który codziennie potrzebuje drzemki. Nie oczekiwał również, że ktoś będzie zajmował się
jego pocztą, układał kalendarz towarzyski i rozpatrywał prośby o datki.
- Porozmawiamy pózniej.
- Dobrze, sir. - Max stuknął obcasami, ukłonił się i oddalił.
- Co o tym wszystkim myślisz? - zapytał O'Brien, kiedy wchodzili po schodach.
Adam wziął od niego jedną walizkę.
- Nic nie rozumiem - przyznał. - Albo to jest zły sen, albo ten przeklęty dom stanął na głowie.
21
Księżniczka królewskiego rodu Saxe-Wallerstein-Karolya zawsze jest miłym gościem. Nie wprawia
gospodarzy w zakłopotanie, nie stawia wygórowanych żądań ani nie pozwala na to członkom swojej
świty".
- Zasada 483 protokołu i etykiety dworskiej rodu Saxe-Wallerstein-Karolya, zatwierdzonych przez
jaśnie OZWIECONEGO KSICIA KAROLA V, 1641.
Giana haftowała dalej, w myślach odliczając czas. Słyszała, jak Max zatrzymuje McKendricka i
O'Briena w holu, widziała, jak kilka minut pózniej idzie do pokoju, który przywłaszczył sobie na
gabinet, a który niegdyś służył zarządcy Larchmont Lodge. Tysiąc trzynaście, tysiąc czternaście, tysiąc
pięt...
- Panno Langstrom!
Ryk wstrząsnął krokwiami, odbił się echem od marmurowych posadzek. Wydawało się, że zaraz
roztrzaska szyby i obłupie świeży tynk z sufitu.
Giana podniosła wzrok i napotkała spojrzenie Bren-ny. Skinęła głową. Pokojówka rzuciła grzebień i
wybiegła z biblioteki. Zgodnie z opracowanym wcześniej planem to ona miała zareagować na
wezwanie. Adam McKendrick radził Gianie trzymać się od niego z daleka, więc zamierzała go
posłuchać.
- Nie ty! - dobiegł z podestu krzyk gospodarza. -Druga panna Langstrom! George!
Giana odłożyła robótkę i wstała z fotela.
- Wez to. - Isobel podała jej talerz kanapek i ciasteczek. - Może jedzenie ułagodzi bestię.
Giana się zawahała. Choć doceniała gest, podejrzewała, że trzeba by czegoś więcej niż kilku
smakołyków, żeby ugłaskać bestię, ale nic nie przychodziło jej do głowy.
Minęła Brennę w drzwiach biblioteki i uśmiechnęła się w podziękowaniu za jej gotowość do
wejścia do jaskini lwa. Rozprostowała plecy, uniosła brodę i wyszła na korytarz. Stukając obcasami o
marmur, zaczęła wspinać się po schodach.
Gdy dotarła na górę, McKendrick wziął od niej talerz i wskazał na otwarte drzwi swojego pokoju.
- Co to ma znaczyć?
Giana zajrzała do środka. Na łożu pana domu niedawno musiał leżeć Wagner. Samego psa nigdzie
nie było widać, ale na poduszkach zachował się odcisk jego łba i cielska. Na kołdrze walały się strzępy
londyńskich gazet.
- Nie rozumiem - bąknęła. Adam odstawił talerz na stół, posłał George grozne
spojrzenie i gestem zaprosił ją do sypialni.
- Wagner?
- Mówiłem, żebyś trzymała go z dala od mojego pokoju.
Na końcu zdania zawisło niewypowiedziane bo inaczej" .
- Zwolni nas pan?
- Adam ściągnął brwi.
- Skąd ten pomysł?
- Skoro jest pan niezadowolony z naszej pracy...
- Nie jestem niezadowolony z waszej pracy. I nie zamierzam was zwalniać. Po prostu chcę, żebyś
lepiej pilnowała bestii i trzymała ją z dala od mojego łóżka.
Giana zrozumiała, że na razie jej rodzina" jest bezpieczna. Postanowiła przejść do porządku nad
obrazliwym określeniem bestia".
- Wagnera nie ma w pańskim łóżku.
- Ale był.
Giana rozejrzała się po pokoju.
- Więc gdzie się podział?
[ Pobierz całość w formacie PDF ]
© 2009 Nie chcę już więcej kochać, cierpieć, czekać ani wierzyć w rzeczy, których nie potwierdza życie. - Ceske - Sjezdovky .cz. Design downloaded from free website templates